Politycy Prawa i Sprawiedliwości, z Jarosławem Kaczyńskim na czele, mieli nadzieję, że po wyborach na Węgrzech stanowisko Viktora Orbana w sprawie wojny w Ukrainie się zmieni. Tymczasem już w pierwszych słowach triumfalnego wystąpienia premier Węgier z szyderczym uśmiechem zakpił z prezydenta Ukrainy Wołodymyra Zełenskiego, nazywając go jednym z przeciwników w kampanii wyborczej. Jeśli świat wie, że wojna Rosji z Ukrainą to wojna Zełenskiego z Putinem, to brak choćby wzmianki o tym drugim jednoznacznie sytuuje politykę Orbana. Co więcej, premier Węgier zwrócił się do swoich wyborców z Zakarpacia, deklarując, że mogą czuć się bezpieczni. To znaczące słowa - w domyśle zakarpaccy Węgrzy odebrali to tak: "nasz premier współpracuje z Putinem, więc nic nam nie grozi". Przemówienie Orbana w szeregach PiS zostało przyjęte ze zdumieniem. Partia rządząca liczyła, że z chwilą zakończenia wyborów rozpocznie się nowy etap Orbana. Co prawda nikt nie liczył na obrót o 180 stopni, ale lekkie złagodzenie kursu już tak. Nic takiego nie miało miejsca, bo niedzielne przemówienie tylko dolało oliwy do ognia. Morawiecki nie pogratulował Orbanowi - Po co w ogóle takie słowa? Tym bardziej po wygranych wyborach. W wielu sprawach możemy się zgadzać, ale tutaj jesteśmy na absolutnie różnych polach - mówi Interii ważny polityk z rządu. Co ważne, od stanowiska Orbana dystansuje się premier Mateusz Morawiecki, choć na pierwszy rzut oka tego nie widać. W polityce, dyplomacji, często chodzi o małe gesty. I choć Morawiecki na konferencji prasowej uciekał od pytania o Orbana, a nawet go bronił, to dotąd oficjalnie nie pogratulował mu sukcesu wyborczego. Jak słyszymy w KPRM, na razie nie ma też takich planów. - Orban niech najpierw się ogarnie z niektórymi sprawami - usłyszeliśmy. Podobne słowa popłynęły z ust innego członka rządu, Przemysława Czarnka: - Życzę Viktorowi Orbanowi dalszego rozwoju Węgier i zmiany myślenia na temat tego, jakie powinny być relacje z Putinem i z Rosją Putina. Zachowawczość Pałacu Prezydenckiego, który również nie pospieszył nad Dunaj z gratulacji, zdają się wskazywać na wspólny front. To dość zaskakująca zmiana podejścia obozu rządzącego w sprawie Orbana, bo dotąd nawet największe występki premiera Węgier były przez naszych polityków rozgrzeszane. Po której stronie jest Viktor Orban? Dwustronne relacje zmieniły wydarzenia z 24 lutego, kiedy Rosja zaatakowała Ukrainę. Początkowo Orban zareagował tak, jak reszta Europy - zgodził się na unijne sankcje w sprawie Rosji, co lubi podkreślać premier Morawiecki. Być może wiedział, że przyjęte wówczas sankcje nie są z gatunku najmocniejszych. Z czasem Orban zaczął się dystansować i przybierać jednoznaczne stanowisko. Niedzielne wystąpienie dało jasność, po której jest stronie. Tyle tylko, że jego polityka kładzie się cieniem na całej Europie, a w naszej części Europy - na relacjach w Grupie Wyszehradzkiej. Orban dostał prztyczek w nos, kiedy spotkanie szefów obrony V4 zostało zbojkotowane. Nie pojechał na nie m.in. minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak. Budapeszt potraktował to jako afront, ale w dłuższej perspektywie nic sobie z tego nie robił. "Specyfika kampanijna, to się zmieni" - mówili w PiS. Sęk w tym, że się nie zmieniło. A jeśli cokolwiek, to fakt, że Orban zaczął swoich przeciwników wymieniać z imienia i nazwiska. To Wołodymyr Zełenski. Orban mówi to tego samego dnia, kiedy świat obiegają zdjęcia z Buczy, gdzie zwyrodnialcy z Rosji mordowali i gwałcili kobiety i dzieci. Kiedy polski rząd chce zainteresować tą sprawą Międzynarodowy Trybunał Karny w Hadze i uznać tę zbrodnię za ludobójstwo, Orban rży z postawy Zełenskiego. Cztery lata temu dziękował Polakom. Komu podziękowałby dziś? Cztery lata temu było zupełnie inaczej. Dwa dni przed wyborami parlamentarnymi na Węgrzech, do Budapesztu przylecieli Mateusz Morawiecki i Jarosław Kaczyński. Witani z honorami, zapewniani o przyjaźni polsko-węgierskiej, wspólnie z Orbanem odsłaniali pomnik "Memento Smoleńsk". W podobnym powyborczym wystąpieniu Orban dziękował za wsparcie przyjaciołom z Polski - Kaczyńskiemu i Morawieckiemu (przekręcając zresztą jego nazwisko na "Mazowiecki" - red.). Cztery lata później Orban, w analogicznym momencie, wyśmiewał Zełenskiego i brukselskich demokratów. Komu więc mógłby podziękować? Ta sytuacja pokazuje, że miesiąc w polityce to bardzo dużo. A być może nawet nie w polityce, ale w momencie próby. Kiedy Polska za wszelką cenę chce utemperować zapędy Putina, by po Ukrainie nie nabrał większego apetytu, małe Węgry stają się symbolem prywaty. Źródła Interii: Węgrzy zaniepokojeni dystansem Polski - W tej sprawie nasze podejście jest kompletnie różne. I oni to wiedzą - zapewnia nas rozmówca z rządu znający kulisy polsko-węgierskich rozmów. - I żeby była jasność - ich to trochę niepokoi, że zaczynamy się dystansować - podkreśla. Dodaje, że nasze stanowisko jest podzielane w innych krajach Grupy Wyszehradzkiej. Tymczasem dzień próby wzajemnych relacji zapewne będzie miał miejsce w tym tygodniu. Premier Morawiecki po zbrodni w Buczy naciska na zwołanie specjalnego szczytu Rady Europejskiej, na których będzie domagał się ostrzejszych sankcji. Na razie jednak wśród "hamulcowych" nie widzi Węgier, a o wygranej Fideszu mówi tak: - To czwarte z rzędu zwycięstwo. Wybory demokratyczne trzeba uszanować. Nie ma co zasłaniać oczu Węgrami, żeby zobaczyć, jaka jest sytuacja w Europie. To Niemcy są głównym hamulcowym zdecydowanych sankcji. Orban nie powstrzymywał sankcji. Wielkie państwa, które boją się o swój biznes, są hamulcowymi - mówił Morawiecki na konferencji prasowej. - Będę namawiał Viktora Orbana, żeby nie powstrzymywał sankcji. Do tej pory ich nie powstrzymywał - wyrażał nadzieje premier. Ciekawsze jest natomiast to, czego nie słychać na konferencji prasowej. Łukasz Szpyrka