Łukasz Szpyrka, Interia: 9 października miało być święto demokracji i wielkie zjednoczenie lewicy, a zamiast tego od tygodni ciekawie jest głównie we frakcji SLD. Tak wyobrażała sobie pani ten dzień? Gabriela Morawska-Stanecka, wicemarszałkini Senatu: - Nie tak to miało wyglądać, ale proszę nie kazać mi komentować tego, co się dzieje we frakcji SLD. Zdania nie zmieniam - nie uważam ostatnich wydarzeń za działania w pełni demokratyczne, ale właśnie dlatego niech Włodzimierz Czarzasty doprowadzi sprawę do końca. Zobaczymy, jaki będzie tego efekt na końcu. Na końcu? - Tak naprawdę do domknięcia zjednoczenia potrzebny jest wybór nowych władz. Wszystko wcześniej się dokonało. Jesteśmy członkami Nowej Lewicy i poszczególnych frakcji. Zobaczymy więc, czy lewica ruszy z kopyta pod tym nowym-starym przywództwem. Słyszę, że na kongresie nie spodziewa się pani niespodzianki. - Oczywiście będę na kongresie, ale nawet nie mam czasu się tym ekscytować, ponieważ miałam ostatnio dość dużo zajęć reprezentacyjnych i obowiązków senackich. Kluczowi będą delegaci SLD, a w ich składzie z okręgów nie jestem najlepiej zorientowana. Nie będę więc wyciągać daleko idących wniosków. Trzyma pani kciuki za Włodzimierza Czarzastego? - Nie. Osobiście chciałabym, żeby współprzewodniczącym Nowej Lewicy został ktoś inny. Wciąż ma pani do niego żal? Kilka miesięcy temu upubliczniła pani wasze rozmowy, ale w zasadzie na niewiele się to zdało. - W polityce nie ma miejsca na żale. Żal mogę mieć do przyjaciela albo kolegi, a przewodniczący Czarzasty nie jest moim kolegą, więc to słowo jest tu nieadekwatne. On po prostu pokazał styl działania, który mi się nie podoba i z którym się nie zgadzam. Chyba wyraziłam to jasno. Gdy powiedziała pani w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej", że Czarzasty atakuje panią słownie, że panią "odstrzeli" i pewna granica została przekroczona, to miałem wrażenie, że niewiele koleżanek i kolegów stanęło za panią murem. Zdziwiło to panią? - Oczywiście miałam takie wrażenie. A czy dziś jest pan tym zdziwiony? Bo ja już nie. Po tym, co w SLD działo się w lipcu? - Tak. Wtedy faktycznie byłam nieco zdziwiona, ale gdy dziś patrzę na to wszystko, to już w ogóle nie robi to na mnie wrażenia. To takie metody działania. Wówczas Czarzasty mówił, że panią "odstrzeli". W kuluarach słychać, że kilkoro polityków ma ochotę na zdetronizowanie obecnego przewodniczącego. Może mieć pani okazję na rewanż. - W ogóle nie myślę takimi kategoriami. Błędem przywódców jest to, by pozbywać się osób, które myślą inaczej lub chcą coś zrobić inaczej. W różnorodności jest potencjał. Dlatego należy z ludźmi rozmawiać i wykorzystywać wszystko to, co mają najlepsze. Metodą nie jest usuwanie ich ze swojej drogi. Obserwuję politykę od zawsze i dominuje w Polsce styl liderski, wodzowski. Lider usuwa ze swojego otoczenia wszystkich, którzy mogliby mu zagrozić. Inteligentniejszych i sprawniejszych od niego. W mojej ocenie to błąd, który spowodował wiele problemów różnych partii politycznych. W efekcie jest gorzej niż lepiej. Jeżeli nie nauczymy się działać wspólnie, to nigdy nie zbudujemy prawdziwie demokratycznego kraju. Dlatego nie mam ochoty nikogo odstrzeliwać. Może to podejście zbyt idealistyczne, ale do tej pory w moim życiu zawsze mi pomagało. W lipcu w SLD doszło do małego buntu. Z wojennej ścieżki z przewodniczącym wrócili już Tomasz Trela czy Karolina Pawliczak. Wciąż są na niej za to Andrzej Rozenek i Joanna Senyszyn. - Andrzej Rozenek nawet nie został przyjęty do frakcji. Często z nim rozmawiam, jesteśmy w przyjacielskich relacjach, również pozapolitycznych. Takie potraktowanie go uważam za skandal. Mimo to będzie pani firmować swoim nazwiskiem i ważnym stanowiskiem taki projekt? - Jestem lewicowa i nie przestanę być lewicowa. Marzy mi się lewica, która rządzi, która jest demokratyczna i sprawcza. Ale też taka, która potrafi swoje ideały i program realizować, taka, która potrafi przekonać do tego programu tylu wyborców, by się liczyła również w rozdaniach rządowych, bo myślę już o kolejnych wyborach. Zrobię wszystko, by taką lewicę budować. Jest pani przekonana, że uda się to z Włodzimierzem Czarzastym? - Proszę mnie zwolnić z odpowiedzi na to pytanie. Jak tamta historia się zakończyła? - Nijak się nie skończyła. Sprawa umarła, bo po kilku dniach nikogo nie interesowała. Takie są fakty i trudno się na nie obrażać. Trzeba tylko wyciągać z nich wnioski. Zapowiadaliście, że wypracujecie wewnętrzne procedury, by zapobiegać takim sytuacjom w przyszłości. Co się zmieniło po tamtych wydarzeniach? - Nic. Zresztą sam może pan odpowiedzieć na to pytanie, bo przecież mieliśmy potem całą serię zawieszeń i innych podobnych kwestii. Nie jest pani wściekła na tę sytuację? - Mam do tego dystans. Z racji mojego zawodu jestem przyzwyczajona, by nie brać wszystkiego do siebie. Nie mogę mieć niespokojnych snów z powodu stresów w pracy. Ani smutek, ani wściekłość to nie są odpowiednie epitety. Mówię o chęci zmiany, determinacji, uporze, przekonaniu. Chcę wiele rzeczy robić inaczej, a nie widzę dla siebie szansy, by zmieniać rzeczywistość ze współprzewodniczącym Czarzastym. Jak rozumiem, wyklucza pani start w wyborach na współprzewodniczącą drugiej frakcji, Wiosny? - Szefem i założycielem naszej frakcji jest Robert Biedroń, a z drugiej strony jest Włodzimierz Czarzasty. Rozpoczęli proces zjednoczenia, a teraz go kończą. Wielokrotnie mówiłam, że nie będę ubiegać się o tę funkcję. Czy pan sobie w ogóle wyobraża, że jestem współprzewodniczącą razem z Włodzimierzem Czarzastym? Ja nie, nie widzę tego. Gdyby w sobotę o stanowisko lidera frakcji SLD startowali np. Agnieszka Dziemianowicz-Bąk, Joanna Senyszyn i Włodzimierz Czarzasty, na kogo by pani zagłosowała? - Wiem, na kogo na pewno bym nie zagłosowała. Oddałabym głos na kobietę. Jest tu trochę gorzkich słów. Czy po tych dwóch latach polityka wciąż się pani podoba? - Mam jeszcze większą chęć, by zmieniać ją od środka. Jeżeli ktoś wchodzi mi w drogę, to tym bardziej staram się pokazać, że można inaczej. Będę to robić cały czas, bo jestem uparta i wiem, że można politykę uprawiać inaczej. Natomiast obrzydzenie czuję do tego, co PiS robi na granicy z Białorusią, jak traktuje małe dzieci. Rozmawiał Łukasz Szpyrka