W niedzielę przed godziną 17 stołeczny ratusz przedstawił swoje oficjalne dane dotyczące marszu. Wynika z nich, że w pochodzie wzięło udział około 500 tys. osób. Liczbę oszacowało Stołeczne Centrum Bezpieczeństwa na podstawie zdjęć z monitoringu. Podano też bardziej szczegółowe dane. Z kolei według nieoficjalnych danych policji mówi się o ok. 100-150 tys. uczestników. Punktem kulminacyjnym pochodu było wystąpienie Donalda Tuska na placu Zamkowym, w czasie którego lider PO złożył "ślubowanie". Zadeklarował realizację czterech punktów: zwycięstwa, rozliczenia, naprawienia ludzkich krzywd i pojednania. Marsz, przede wszystkim ze względu na dużą frekwencję, przyciągnął również uwagę zagranicznych mediów. Sprawdzamy, co o 4 czerwca pisała zagraniczna prasa. "Przeciwko populistycznemu rządowi" "Setki tysięcy ludzi przemaszerowało przez centrum Warszawy, aby zaprotestować przeciwko prawicowemu, populistycznemu rządowi w Polsce, przed zaplanowanymi na jesień wyborami" - czytamy w artykule brytyjskiego "Guardiana". Gazeta ocenia, że "PiS doszło do władzy w 2015 roku, od tego czasu podkopuje normy demokratyczne, atakuje niezawisłe sądownictwo i prowadzi kampanie przeciwko społeczności LGBTQ+ i prawom reprodukcyjnym". Dziennik cytuje Donalda Tuska i uczestników marszu. Zwraca też uwagę na obecność Lecha Wałęsy, zaznaczając, że jest on obecnie "krytykiem PiS". "Guardian" odnotował też obecność mniejszych partii, wskazując, że prawdopodobnie ani PiS, ani PO nie uzyskają samodzielnej większości w nadchodzących wyborach, więc współpraca z potencjalnym koalicjantami będzie kluczowa. Biało-czerwone flagi i osiem gwiazdek Tuska cytuje też Politico. "Ludzie w tłumie trzymali biało-czerwone flagi i antyrządowe plakaty, w tym znane lokalnie z ośmioma gwiazdkami oznaczającymi po polsku 'j***ć PiS'" - zaznacza portal. "Około 500 tysięcy osób przemaszerowało przez centrum Warszawy w wielkim wiecu przeciwko rządzącej partii Prawo i Sprawiedliwość, który odbył się w 34. rocznicę przełomowych wyborów, które skutecznie zakończyły rządy komunistyczne w Polsce" - ocenia Politico. Portal dodaje, że wiec "okazał się największą demonstracją polityczną w Polsce od dziesięcioleci" i zwraca uwagę, że marsz odbył się w kilka dni po podpisaniu przez Andrzeja Dudę "kontrowersyjnej" ustawy o powołaniu komisji ds. badania wpływów rosyjskich. "Setki tysięcy domagają się zmian" Inne redakcje korzystają między innymi z depesz agencyjnych, w tym przygotowanych przez Associated Press. "Setki tysięcy ludzi maszerowało w niedzielę w stolicy Polski w proteście antyrządowym, a obywatele przybyli z całego kraju, aby wyrazić swój gniew na władze, które według nich podważyły normy demokratyczne i wywołały obawy, że kraj podąża drogą Węgier i Turcji ku autokracji" - pisze AP. Agencja dodaje, że towarzyszące zgromadzenia odbyły się również w innych miastach, w tym w Krakowie. Podkreśla też znaczenie obaw uczestników marszu, że jesienne wybory "mogą nie być uczciwe". Depesza pojawiła się w takich mediach jak "Times of Israel" czy portalu telewizji Al Jazeera. O marszu napisało też brytyjskie BBC. "Setki tysięcy domagają się zmian" - czytamy w artykule portalu nadawcy, w którym wskazano też, że PiS określiło zgromadzenie jako "marsz nienawiści". ZOBACZ: Piotr Müller: Lider PO i były prezydent próbują obalać rząd "Protesty łączyły różnorodne kwestie, w tym frustrację związaną z inflacją, kosztami życia oraz prawami kobiet i osób LGBT" - pisze BBC. Dodaje, że kolejnym powodem motywującym do udziału w marszu była ustawa o komisji do badania wpływów rosyjskich. Cytuje też, za Reutersem, uczestników pochodu. "Przybyłem tutaj, aby bronić demokracji, ponieważ nie mogę znieść tego, jak nasz parlament, Trybunał Konstytucyjny są niszczone, Unia Europejska jest umniejszana" - powiedział agencji jeden z protestujących.