Rosyjski polityk zaskakuje: Więzi Moskwy i Mińska nie są tak silne

Oprac.: Joanna Mazur
- Stajemy się silniejsi, co oznacza, że nie ma mowy o jakimkolwiek zagrożeniu dla niepodległości i suwerenności Białorusi ze strony Rosji - twierdzi Sekretarz Związku Białorusi i Rosji Dmitrij Mieziencew. Osoby twierdzące, że jest inaczej, oskarżył o czarny PR. Nadmienił przy tym jednak, że więzy między krajami nie są tak silne, jak te, które łączą państwa w Unii Europejskiej.

O dobrych relacjach między Władimirem Putinem a Alaksandrem Łukaszanką wiadomo nie od dziś. Relacje między ich państwami wydają się zacieśniać coraz bardziej. Jednak zdaniem Sekretarza Związku Białorusi i Rosji (ZBiR) Dmitrija Mieziencewa, więzi łączące oba kraje nie są aż tak silne.
W najnowszym wywiadzie Mieziencew, były ambasador Rosji w Mińsku, porównał integrację w Unii Europejskiej do integracji w "państwie związkowym". Zauważył też, że więzi w UE są "znacznie większe i głębsze", niż te łączące Białoruś i Rosję. - Kiedy dziś mówimy o braterskich stosunkach między Białorusią i Rosją, mówimy o tym nie jako o odpowiedzi na presję sankcyjną ze strony Zachodu, na pretensje z ich strony, ale jako o wzajemnej świadomości, że stajemy się silniejsi, co oznacza, że nie ma mowy o jakimkolwiek zagrożeniu dla niepodległości i suwerenności Białorusi - mówił.
Polityk mówi wprost. Rosja "nie zagraża suwerenności Białorusi"
Dmitrij Mieziencew odniósł się także do głosów mówiących o tym, że Federacja Rosyjska w jakikolwiek sposób zagraża Białorusi i będzie chciała ją zająć, a osoby szerzące takie informacje oskarżył o robienie czarnego PR.
- Ci ludzie byli w stanie na niektórych etapach spowolnić prawdziwą integrację gospodarczą, co oczywiście nie zagraża suwerenności i białoruskiemu charakterowi narodowemu, ale uczyniłaby naszą Unię silniejszą. Teraz nadrabiamy zaległości - podkreślił Sekretarz ZBiR.
W rozmowie nadmienił również, że rodzimy białoruski język oraz kultura, także nie są w jakikolwiek sposób zagrożone. - Wręcz przeciwnie, istnieje ogromny szacunek, a nawet cześć dla sposobu, w jaki Białoruś traktuje swoją wieś, miasteczka, agroturystykę, nazwiska osób publicznych, przedstawicieli literatury, kultury, warsztatu pisarskiego - mówił.
Ekspert kreśli inny scenariusz. Twierdzi, że Rosja może iść po więcej na Białorusi
Nieco innego zdania jest z kolei profesor John R. Deni, który na początku stycznia bieżącego roku na łamach czasopisma "Foreign Policy" stwierdził, że Rosja w znacznej mierze kontroluje białoruską gospodarkę, rząd i wojsko, co określił mianem "miękkiej aneksji".
Ekspert ostrzegał jednak, że Kreml może wkrótce zażądać od rządu w Mińsku znacznie więcej, np. wysłania wojsk na front w Ukrainie. Jeśli Łukaszenka sprzeciwiłby się w tej kwestii Putinowi, Deni przewiduje, że Moskwa może usunąć wieloletniego dyktatora ze stanowiska i zastąpić go nowym przywódcą, który będzie bardziej posłuszny rządzącym na Kremlu.
"Biorąc pod uwagę głębokie podziały w białoruskiej elicie, wśród przeciętnych obywateli i w wojsku, nie ma gwarancji, że wszystkie elementy społeczeństwa po prostu się poddadzą" - stwierdził w czasopiśmie John R. Deni.
Profesor dodał też, że "zamiast tego możliwe jest, że wybuchną konflikty społeczne, a różne frakcje chwycą za broń, aby ustąpić miejsca namaszczonemu przez Kreml przywódcy lub utrzymać sieć i system patronatu Łukaszenki".
Zobacz również:
Źródła: Biełsat, Interia
***
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!