To, co się dzieje na wschodzie Niemiec, można spokojnie nazwać politycznym tajfuem. Polityka środka nie ma tam właściwie większego znaczenia. Mainstreamowe partie dziś zaliczają w byłej NRD wielką porażkę i czasem można odnieść wrażenie, że politycy tych ugrupowań sami się radykalizują, a tempo narzucane jest właśnie przez ekstremistów. Strach przed zwycięstwem AfD i sukcesem nowego skrajnie lewicowego ugrupowania BSW jest tak duży, że w tym tygodniu do dziennikarzy wyszedł przewodniczący chadeków CDU, proponując radykalne rozwiązania w sprawie polityki migracyjnej. Konkretnie chodzi o wprowadzenie w Niemczech nawet stanu wyjątkowego, który umożliwiłby uruchomienie mechanizmu polegającego na wyższości prawa niemieckiego nad europejskim. A wszystko po to, by zatrzymać nielegalną migrację. Bo temat po piątkowym zamachu w Solingen stał się głównym tematem kampanii wyborczej na wschodzie Niemiec. Niemcy. Czy skrajna prawica utworzy rządy lokalne? AfD zarówno w Saksonii, jak i Turyngii ma ponad 30-procentowe poparcie. Nie oznacza to, że nawet jeżeli skrajna prawica zajmie pierwsze miejsce, z automatu utworzy w tych regionach lokalny rząd. Przynajmniej na razie inne partie deklarują, że w koalicję z populistami z AfD nie wejdą, ale coraz częściej słychać jednak głosy pojedynczych polityków tego ugrupowania, że wyobrażają sobie współpracę ze skrajną lewicą BSW, która dziś może liczyć w obu krajach związkowych na przynajmniej 15-procentowe poparcie. Obie partie, choć są z zupełnie dwóch innych biegunów, ich programy i poglądy przecinają się w kilku punktach. To temat migracji, zamknięcia granic dla tych, którzy chcą składać wnioski azylowe w Niemczech, to kwestie socjalne oraz podejście do wojny w Ukrainie. Zarówno AfD, jak i BSW sprzeciwiają się niemieckiej pomocy dla Kijowa, chcą szybkiego zakończenia wojny kosztem wschodnich rejonów Ukrainy i szybkiego powrotu do współpracy z Kremlem. I choć żadne z tych tematów nie ma nic wspólnego z wyborami regionalnymi, najbliższe wybory zostały zdominowane przez tematy, którymi politycy zajmują się w Berlinie, a nie w Dreźnie czy Erfurcie. Wybory w Niemczech. Dlaczego w byłej NRD ekstrema są popularne Polaryzacja niemieckiego społeczeństwa jest zauważalna w całych Niemczech, ale na wschodzie szczególnie. Podczas wizyty w Turyngii i Saksonii usłyszeć można było za każdym razem te same argumenty. - Partie środka nas okłamały - mówi Interii 50-letni Holger, który na wiec Sary Wagenknecht przyszedł w koszulce z napisem: "Jestem urodzonym enerdowcem". - Partie środka nas okradły, cały czas nas okłamywały. Tak było w przypadku polityki migracyjnej, tak było też w przypadku pandemii - zaznacza. Na pytanie, dlaczego ta polaryzacja we wschodnich landach jest zdecydowanie większa niż na zachodzie, usłyszałem krótką odpowiedź: "Bo my na wschodzie jesteśmy bardziej wyczuleni". Tuż obok stała kobieta w rozpuszczonych włosach i przeciwsłonecznych okularach. Na wiec BSW przyszła, by posłuchać występu ulubionej grupy, którą pamięta z czasów, gdy była w enerdowskiej młodzieżówce. Słysząc naszą rozmowę, natychmiast się do niej włączyła, dodając, że politycy w Niemczech zdradzili swoich wyborców. - Oni doprowadzili nasz kraj do ruiny, rezygnując z rosyjskiej ropy i gazu. Oni nie mieli prawa tego robić. Dziś nie ma dla nich miejsca - mówi. Tę samą kobietę zapytałem o dotychczasową niemiecką postkomunistyczną lewicę, która przez wiele lat na wschodzie odnosiła polityczne sukcesy. - Oni też nas zdradzili - podkreśla nasza rozmówczyni. - Przestali się nami interesować, zaczęli zajmować się jakimiś błahymi tematami, wschód Niemiec ich nie interesuje. Oni nas już nie reprezentują. Ten premier Turyngii, co on sobie myśli, uważa, że Ukraina musi się bronić i trzeba dostarczyć jej broń. Czy on oszalał? - pyta. Wschodnioniemieckie narzekanie na wszystko Atmosfera we wschodnich Niemczech przed wyborami jest odzwierciedleniem ostatnich 34 lat po zjednoczeniu Niemiec. Mur, ten mentalny, jest tu widoczny, ale ludzie wciąż nie mogą pogodzić się z tym, co ich spotkało po jego upadku. I co ciekawe, to poczucie bycia Niemcem drugiej kategorii przenosi się na pokolenia, które w czasach NRD nie żyły lub ich nie pamiętają. Problem jest złożony. "Ossi" - czyli "Wschodniacy", a tak na mieszkańców wschodnich landów mówią często mieszkańcy starych krajów związkowych, mają często poczucie braku tożsamości, którą stracili wraz z transformacją polityczną. W przeciwieństwie do Polaków, Czechów czy Węgrów, stracili swoje państwo, wschodnioniemiecka gospodarka upadła lub została przejęta przez kapitalistów z zachodu, panuje tu ogólny strach przed czymś obcym, co przejawia się w podejściu do polityki migracyjnej. Roszczeniowość wobec państwa jest na porządku dziennym. I to słychać na wielu wiecach, niezależnie od tego, po której stronie barykady się znajdziemy. - Ja kompletnie tego nie rozumiem, dlaczego nasze państwo daje pomoc socjalną obcokrajowcom - mówi Interii Detlef, mieszkaniec Drezna. - To nam pomoc jest potrzebna, to nam powinno się dać więcej - dodaje. AfD stawia na temat migracji Skrajnie prawicowa AfD obiecuje na wschodzie Niemiec wiele. Więcej pieniędzy dla Niemców, wyrzucanie migrantów z kraju, choć liderzy tej partii dobrze wiedzą, że bez migracji również wschodnioniemieckie regiony po prostu sobie nie poradzą. Np. w Turyngii w ośrodkach pomocy społecznej, domach starości i szpitalach ponad połowa pielęgniarek i pielęgniarzy to właśnie obcokrajowcy. W wielu miastach zamykane są przychodnie, gabinety lekarskie, bo brakuje medyków, których zastępują coraz częściej lekarze z Syrii. AfD obwinia rządzących polityków za brak dobrej komunikacji w wiejskich regionach obu landów. Jednak nie dociera do nich argument, że sami Niemcy często nie chcą pracować jako kierowcy, maszyniści, kucharze i kelnerzy, stąd też szukanie pracowników z innych krajów stało się koniecznością, choć też proste nie jest. Bo niemieckie przepisy azylowe są na tyle skomplikowane, że uzyskanie pozwolenia na pracę jest trudne i długotrwałe. Gdzie jest wschód Niemiec? W Polsce? Ciekawym elementem kampanii wyborczej AfD jest terminologia, której używa to ugrupowanie, nawiązując mocno do historii, choć partia oficjalnie się od tego odcina. Lider AfD w Turyngii, Björn Höcke, był już sądownie karany za używanie zakazanego w kontekście historycznym sformułowania Hitlera "Alles für Deutschland", czyli "Wszystko dla Niemiec". Ale wsłuchując się w wystąpienia polityków w Turyngii, Saksonii czy Brandenburgii, można zwrócić uwagę na fakt, jak o wschodnich Niemczech wypowiadają się politycy tej partii. To nie wschód, tylko środek Niemiec. Podczas spotkania z jednym z członków AfD, Torbenem Bragą, który jest lokalnym parlamentarzystą w Turyngii, zadałem mu konkretne pytanie: "Dlaczego na wschód Niemiec mówicie środek Niemiec?". - To historyczne określenie - odpowiedział mi szybko Braga. - Zawsze mówiło się tak o tych terenach i dlatego dziś je tak określamy - dodał. - To gdzie jest ten wschód, w Polsce? - dopytuję i tu milczenie. Po chwili Torben Braga mówi: "Tak jak powiedziałem, to historyczna nazwa i nic nie mam do dodania". Dziś i jutro ostatnie wiece wyborcze przed niedzielnymi wyborami w Turyngii i Saksonii i ostatnia możliwość, by zawalczyć o głosy wyborców, a z ostatnich sondaży wynika, że jeszcze przynajmniej 25 proc. wyborców nie jest zdecydowanych, na kogo zagłosuje. Ale patrząc na dzisiejsze prognozy, jednego można być pewnym: poniedziałek w Berlinie politycznie będzie bardzo gorący, a liderzy partii środka będą musieli szybko wyciągnąć wnioski, bo do wyborów do Bundestagu pozostał zaledwie rok. Z Drezna dla Interii Tomasz Lejman