Z problemem braku fachowców muszą się mierzyć liczne europejskie państwa, ale Niemcy sami zakładają sobie pętlę, bo biurokracja coraz częściej odstrasza tych, którzy chcieliby przyjechać do Niemiec, by podjąć pracę. Urzędy do spraw obcokrajowców, szczególnie w dużych miastach jak Berlin, Monachium czy Stuttgart, nie nadążają z wydawaniem pozwoleń na pracę dla osób spoza Unii Europejskiej. Niemcy: Braki gonią braki Na tzw. niebieską kartę, która jest wydawana fachowcom, czeka się nawet półtora roku. Powodem jest również brak pracowników w niemieckich urzędach. Na biurkach urzędników piętrzą się podania o pozwolenia na pracę. Ci, którzy już znaleźli w Niemczech zatrudnienie, często w bardzo atrakcyjnych firmach, miesiącami żyją w Niemczech bez odpowiednich dokumentów. Mają tymczasowe papiery, które niewiele im pomagają, ponieważ nie można na ich podstawie wynająć mieszkania, wykupić abonamentu telefonicznego czy uzyskać karty kredytowej. Niemcy co prawda uprościli ścieżkę akceptacji dokumentów w ostatnich miesiącach, ale problem narastał tak długo, że doprowadzenie do normalności nie będzie proste. Politycy nie do końca rozumieją, że mit o solidnej niemieckiej gospodarce już prysł i coraz więcej młodych ludzi, którzy są mobilni i znają języki, będzie szukać pracy w innych krajach. Jednak to niejedyny problem z niemieckimi urzędami. Jest też kwestia dyskryminacji. Według Instytutu Stosowanych Badań Ekonomicznych w Tübingen, blisko dwie trzecie obcokrajowców, którzy składali wnioski o pozwolenie na pobyt i pracę, doświadczyło dyskryminacji w urzędach. Obecnie problem braku wykwalifikowanych pracowników dotyka ponad 200 grup zawodowych. Najgorzej jest w branży medycznej, budowlanej i IT. W tej ostatniej brakuje blisko 200 tys. fachowców. Według ostatnich wyliczeń niemieckiego rządu Niemcy potrzebują rocznie blisko 400 tys. osób, które chciałyby podjąć pracę. Ponieważ programy rządowe nie wspierają przedsiębiorców w tej kwestii, ci na własną rękę rekrutują pracowników za granicą. Szpitale na przykład poszukują personelu na Bałkanach Zachodnich, oferując szkolenia, zakwaterowanie i kursy językowe. Do tych krajów w celu werbowania nowych pracowników wyjeżdżają specjaliści działu personalnego, którzy przekonują do przyjazdu do Niemiec w celu podjęcia pracy. Sytuacja z roku na rok wygląda coraz gorzej. Firmy alarmują, że brakuje im rąk do pracy. Oczekiwanie na fachowca, który naprawi instalację grzewczą czy samochód, staje się coraz dłuższe. Niemiecka kolej ma trudności z werbowaniem nowych maszynistów, a miasta z zatrudnianiem kierowców i motorniczych. Na każdym kroku można spotkać reklamy z pytaniem: "czy chcesz się stać częścią naszej drużyny?". Problemy sięgają podstaw Nie tylko polityka zawodzi. Pracodawcy często nie oferują warunków, które sprawiłyby, że praca u nich byłaby atrakcyjna. Mimo wprowadzenia płacy minimalnej w wysokości 12,41 euro brutto za godzinę, warunki pracy w wielu zawodach są mało atrakcyjne, do tego stopnia, że niektórzy wolą pozostać na zasiłku socjalnym. Dotyczy to głównie branży hotelowej, gastronomicznej, logistycznej i transportowej. Oczywiście można doszukiwać się tu błędów związanych ze zbyt bogatym systemem socjalnym, ale prawda też jest taka, że często pracodawcy nie chcą odpowiednio wynagradzać swoich pracowników. Powodów jest kilka, to z jednej strony próba zaoszczędzenia, ale to także wciąż wysokie koszty pracy. Jak wyliczył niedawno tutejszy Federalny Urząd Statystyczny, godzina pracy kosztuje pracodawców przeciętnie 42 euro za godzinę. W te koszty wchodzi samo wynagrodzenie, jak i składki socjalne i podatki, jakie musi opłacić zatrudniający. W Niemczech zawodzi również system oświaty. Z roku na rok rośnie liczba młodych osób kończących szkoły bez wykształcenia - obecnie to prawie 3 mln osób. W 2023 roku liczba nieobsadzonych miejsc kształcenia zawodowego osiągnęła rekordową wartość ponad 78 tys. Co ósme miejsce kształcenia zawodowego pozostaje nieobsadzone. Co czwarta osoba przerywa kształcenie zawodowe. Główne przyczyny to błędne wyobrażenia o zawodzie oraz niewystarczające doradztwo zawodowe w szkołach. Pandemia dodatkowo pogorszyła sytuację, zatrzymując rekrutację zawodową i organizację targów pracy. Niemieccy pracownicy chcą więcej czasu dla siebie Napięcia między pracownikami a pracodawcami są coraz większe, co było widoczne w pierwszej połowie tego roku, gdy przez Niemcy przetoczyła się fala strajków. Związki zawodowe chcą bardziej elastycznego systemu, wynagrodzenia za jakość pracy oraz więcej czasu dla siebie. Coraz głośniej postulują wprowadzenie czterodniowego tygodnia pracy. W niektórych firmach, np. w Berlinie, eksperymentalnie wprowadzono takie rozwiązania, jednak pracodawcy narzekają, że Niemcy dają z siebie za mało i za mało inwestują w swoją przyszłość. Ten trend trudno odwrócić, co może w najbliższych latach spowodować jeszcze większe problemy na rynku pracy. Przy wciąż słabym podejściu niemieckiego rządu, silnej pozycji związków zawodowych, braku elastyczności ze strony pracodawców, braku motywacji ze strony pracowników, sytuacja w Niemczech w najbliższych latach raczej się nie poprawi. Intensywne poszukiwania fachowców poza Unią Europejską mogą być utrudnione przez niemiecką biurokrację i globalne podejście do rynku pracy. Obecnie tylko 5 procent miejsc pracy oferowanych jest bez konieczności znajomości języka niemieckiego, choć w wielu branżach angielski byłby wystarczający. Z Berlina dla Interii Tomasz Lejman