"Wygląda na to, że potwierdzi się stare porzekadło: turecka polityka to taki sport, w którym niezależnie od tego, ilu zawodników biega po boisku, i tak wygrywa Tayyip Erdogan" - napisał na Twitterze dr Karol Wasilewski, analityk tureckiej polityki i założyciel Instytutu Badań nad Turcją. Parafraza jednej z najsłynniejszych futbolowych wypowiedzi, autorstwa angielskiego piłkarza Gary'ego Linekera, ma solidne oparcie w danych, które napłynęły w poniedziałek z Turcji. Okazuje się bowiem, że Erdogan jak niegdyś piłkarska reprezentacja Niemiec - przetrwał potężny kryzys i ponownie zmierza po zwycięstwo. Bo tak właśnie należy interpretować oficjalne wyniki ze 100 proc. komisji wyborczych. Erdogan o mały włos wywalczyłby wygraną już w pierwszej turze. Jednak nawet 49,51 proc. głosów, które zdobył, dają mu wyraźną przewagę nad Kemalem Kilicdaroglu (44,88 proc.) przed wyborczą dogrywką zaplanowaną na 28 maja. Języczkiem u wagi w starciu urzędującego prezydenta z kandydatem opozycji będzie kandydat nacjonalistów Sinan Ogan, który w pierwszej turze zdobył 5 proc. głosów. O ile wygrana w boju prezydenckim nie była przesądzona i nikt przed niedzielnym głosowaniem nie postawiłby dużych pieniędzy czy to na Erdogana, czy to na Kilicdaroglu, o tyle wynik wyborów parlamentarnych jest już sporym zaskoczeniem. Co prawda rządząca od dwóch dekad Turcją Partia Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) uzyskała najsłabszy wynik od momentu przejęcia władzy, to jednak jej przewaga nad koalicją partii opozycyjnych okazała się zaskakująco wysoka. Rządzący Turcją Sojusz Ludowy zdobył 49,37 proc. głosów, a opozycyjny Sojusz Narodowy jedynie 35,12. Trzecie miejsce zajął kurdyjsko-lewicowy Sojusz Pracy i Wolności z wynikiem 10,53 proc. Wyniki podwójnej elekcji najwięcej konsekwencji mają dla Turcji, jednak także dla Unii Europejskiej i Zachodu nie są bez znaczenia. Turcja: "Sułtan" słabnie, ale trzyma się na dworze Wynik wyborów stulecia najkrócej można skomentować tak: wielki sukces Erdogana i AKP. Obóz rządzący przetrwał w dobrej kondycji największe turbulencje od momentu przejęcia władzy dwie dekady temu. Nie posłały go na dno ani potężny kryzys gospodarczy, ani coraz większe zmęczenie Turków autorytarnym charakterem rządów i prywatyzacją państwa przez otoczenie Erdogana, ani tragiczne w skutkach trzęsienie ziemi z początku lutego, z którego skutkami aparat państwa radził i nadal radzi sobie słabo. W czym tkwi klucz do sukcesu Erdogana i jego ludzi? Świetny wyborczy wynik został zbudowany na czterech filarach: wojnie kulturowej i kwestiach bezpieczeństwa (straszenie mniejszościami seksualnymi i "sklejanie" opozycji z "kurdyjskimi terrorystami"), rozbudowanym transferom socjalnym dla dużych grup społecznych, zminimalizowaniu w ostatnich miesiącach przed wyborami skali kryzysu gospodarczego (m.in. dzięki pozyskaniu zagranicznego kapitału, także z Rosji), przekonaniu Turków do opowieści o 20 latach cywilizacyjnego prosperity możliwym dzięki rządom Erdogana. Patrząc na kwestie czysto wyborcze, Erdogan swój bardzo dobry wynik zawdzięcza, paradoksalnie, zwłaszcza mobilizacji elektoratu wielkomiejskiego - w metropoliach urzędujący prezydent przegrał z Kilicdaroglu o włos - oraz utrzymaniu poparcia w środkowej i południowej Turcji (przede wszystkim w bastionach AKP dotkniętych lutowym trzęsieniem ziemi). Dla opozycji wyniki pierwszej tury to lodowaty prysznic. Teoretycznie wciąż jest w grze o wygraną, ale szans na nią zbyt dużych nie ma - do odrobienia jest 5 pkt proc., a są jeszcze głosy Ogana, którego nacjonalistyczne poglądy plasują zdecydowanie bliżej Erdogana niż Kilicdaroglu. Dla samych Turków ewentualne zwycięstwo Erdogana 28 maja oznacza jeszcze więcej tego samego - centralnie sterowanej i coraz mniej wydajnej gospodarki, prywatyzacji państwa przez elity władzy, coraz bardziej autokratycznych rządów prezydenta, łamania praw człowieka, upolitycznienia sądów i mediów. Elektorat zmiany na swoje pięć minut będzie musiał prawdopodobnie poczekać kolejne pięć lat. Czas pracuje jednak na korzyść popieranej przez młodych Turków opozycji. Erdogan jest coraz starszy, bardziej schorowany i politycznie słabszy. Brakuje mu nowego pomysłu na Turcję i porwanie tłumów. Jeśli opozycja wskutek wyborczej porażki nie zacznie szukać kozłów ofiarnych i publicznie się rozliczać, za pięć lat może dokonać tego, o co tym razem będzie już niesłychanie ciężko. Ale to melodia przyszłości, pięć lat w polityce to więcej niż wieczność. UE i Zachód: Na liberalną Turcję trzeba poczekać Wynik Erdogana i jego ewentualna reelekcja po 28 maja to również ważna informacja dla Zachodu, zwłaszcza Unii Europejskiej i NATO. Ważna zwłaszcza w obecnej sytuacji geopolitycznej, a więc konfrontacji demokratycznego świata zachodniego i autorytarnej, niszczącej ład międzynarodowy Rosji. Po pierwsze, Turcja nadal nie dołączy do żadnego z dwóch powyższych obozów. Z jednej strony, będzie utrzymywać dialog z Zachodem, ale również będzie robić interesy z putinowską Rosją, kiedy będzie jej to na rękę. W tym zachodnio-rosyjskim zwarciu Ankara nadal będzie pełnić te same role co dotychczas - regionalnego bezpiecznika dla poczynań Kremla w tej części świata oraz mediatora (choć nie altruistycznego) pomiędzy Ukrainą a Rosją. Po drugie, wbrew pozorom, zwycięstwo Erdogana, zwłaszcza pewne i wyraźne, może wyjść na korzyść NATO. Uwolniony od konieczności zabiegania o wyborcze głosy i przychylność opinii publicznej "Sułtan" może być znacznie podatniejszy na perswazję Waszyngtonu w sprawie przyjęcia wniosku o akcesję Szwecji do NATO. Tu pozostaje jeszcze pytanie, czy na szczytach władzy w Stanach Zjednoczonych zapadnie w końcu zgoda co do sprzedaży Turcji myśliwców F-16, o co od dłuższego czasu zabiega administracja Erdogana. Po trzecie, ewentualna wygrana Erdogana to koniec marzeń, przynajmniej na kolejne lata, o europeizacji i demokratyzacji Turcji. Szanse na wznowienie negocjacji akcesyjnych Ankary z Brukselą spadną praktycznie do zera. Zwrot ku Zachodowi oraz naprawa relacji dwustronnych z UE to jedna z kluczowych obietnic Kilicdaroglu. Erdogan takich planów nie ma i mieć raczej nie będzie. Wręcz przeciwnie, zamierza kontynuować budowę autorytarnej satrapii, która wszelkimi dostępnymi metodami realizuje swoje narodowe interesy. Dla UE będą to zatem kolejne lata upływające pod znakiem trudnego dialogu w kwestii migracji z Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej, a także sporów Turcji z Cyprem i Grecją.