Ta kampania jest specyficzna i bardzo brudna, zwłaszcza ze strony Erdogana, który dosłownie obrzuca opozycję błotem i oskarża wszystkich swoich przeciwników o kolaborację z terrorystami. Nie waha się używać internetu do brudnych zagrywek, które mają oczernić opozycję. Jednak tym razem turecki przywódca trochę się przeliczył ze swoją strategią i nie spodziewał się takiego przeciwnika jakim jest Kemal Kılıçdaroğlu, obecny kandydat na prezydenta. Turcja podzielona. Wybory prezydenckie pokazują skalę polaryzacji Jego przeciwnik przyjął kompletnie inną strategię niż wszyscy się spodziewali. Nie reaguje na prowokacje, jest zrównoważony i uważa, że gdyby zaczął walczyć w ten sam sposób jak Erdogan, Turcja by dziś płonęła politycznie, a społeczeństwo spolaryzowałoby się jeszcze bardziej. Obecny prezydent nie przebiera w środkach i zmiata z drogi każdego politycznego przeciwnika, na którego może znaleźć jakiegoś haka. Przykładem był popularny w Turcji burmistrz Stambułu, Ekrem Imanoglu, początkowo brany pod uwagę jako kandydat opozycji. Jednak Erdoganowi udało się doprowadzić do sądu i skazać na dwa lata i siedem miesięcy więzienia za obrazę urzędników państwowych. Dodatkowo Imanoglu otrzymał "polityczny zakaz", który może kosztować go stanowisko. Wyrok ten musi być jeszcze potwierdzony przez sąd apelacyjny. Gdyby Imanoglu ostatecznie został kandydatem w wyborach prezydenckich a sędziowie nad sprawą pochyli się jeszcze w kampanii wyborczej i wyrok opieczętowali, opozycja mogłaby równie dobrze spakować walizki i zakończyć walkę o władzę. Polaryzacja w Turcji jest duża. Z jednej strony mamy zwolenników Erdogana, którzy w dużej mierze skupiają się na swoim przywódcy i uważają, że obecny prezydent, mimo gigantycznych problemów gospodarczych, umocnił pozycję państwa na arenie międzynarodowej i jest jedynym liderem, który obrał słuszny kurs w polityce krajowej. Z drugiej strony istnieje opozycja, która dąży do głębokich zmian, powrotu do systemu parlamentarnego, ponownego rozważenia perspektywy tureckiej w Unii Europejskiej, unii celnej i ruchu bezwizowego. Jednak tych żądań jest o wiele więcej, ponieważ według przeciwników Erdogana ostatnie 20 lat doprowadziło do ograniczenia potężnej korupcji oraz wykorzystania religii do celów politycznych. Wybory prezydenckie w Turcji. Rządowe media, korupcja i potężna inflacja Opozycja chce zrobić porządek w mediach, które w 95 procentach są podporządkowane obecnej władzy. Widoczne było to szczególnie wyraźnie podczas kampanii wyborczej, podczas której tylko jedna z 29 stacji telewizyjnych dała szansę opozycji. Dlatego w Turcji tak ogromne znaczenie mają w tej chwili media społecznościowe. To właśnie w nich, jak grzyby po deszczu, wyrosły niezależne kanały telewizyjne, a w nich wielogodzinne talk show, w których rozmawia się o tym, co dzieje się w Turcji. A jest faktycznie źle, ponieważ w przeciągu kilkunastu miesięcy inflacja dosłownie wystrzeliła. Nieoficjalnie wiadomo, że ceny wzrosły nawet o 300 procent, a lira mocno straciła na wartości. Turcja boryka się dziś z wieloma problemami. Szczególnie w ostatnich latach mamy tam do czynienia z masową migracją wewnętrzną ludności. W wielu regionach małe miasta i wsie pustoszeją, ponieważ ludzie przenoszą się do dużych centrów. Za tym idzie również rosnące bezrobocie, które oficjalnie wynosi dziś 11 procent, jednak jest zdecydowanie wyższe. Przed wyborami w Turcji sytuacja jest skrajnie podzielona nie tylko w kraju, ale również za granicą, choć w różnych krajach charakter polaryzacji jest inny. W Niemczech zdecydowana większość tam mieszkających Turków popiera Erdogana. Niemieccy Turcy reprezentują różne grupy wyborcze, ale przede wszystkim są to ludzie o podstawowym lub średnim wykształceniu, którzy pochodzą z regionów, które wspierają lidera partii pracy lub mają rodziny pochodzące z tych regionów. W Niemczech są dyskryminowani w życiu codziennym i nie mają poparcia ze strony tamtejszych polityków, więc dla nich Erdogan jest bohaterem, który słusznie boksuje się z europejskimi elitami. W Wielkiej Brytanii sytuacja jest odwrotna - wielu Turków to osoby z wyższym wykształceniem, inżynierowie, pracownicy uniwersytetów, zupełnie inna grupa docelowa. Również w Szwecji wszystko wygląda inaczej, ponieważ tam sporą grupę wyborców stanowią Kurdowie. Wybory w Turcji. Obawy o sfałszowanie wyniku Obawy dotyczące sfałszowania niedzielnych wyborów skłoniły Turcję do zaproszenia wielu niezależnych obserwatorów, którzy będą przyglądać się głosowaniu na miejscu. W tej grupie będą między innymi parlamentarzyści z Polski i Niemiec. W ostatnich tygodniach pojawiły się obawy, że osoby, które już nie żyją, mogą oddać głosy. Konkretnie chodzi o ofiary trzęsienia ziemi. Niezależni dziennikarze wykryli listy z nazwiskami wyborców, którzy zginęli podczas trzęsienia ziemi, a mimo to znaleźli się na liście wyborców. Takie przypadki są możliwe, ponieważ do dziś lokalnym władzom nie udało się ustalić lub zidentyfikować wszystkich ofiar tragedii. Widać wyraźnie, że władze tureckie chcą mieć również pod kontrolą zagraniczne media. Od roku 2016, po próbie puczu, prezydent Erdogan wprowadził obowiązkowe akredytacje dla dziennikarzy przyjeżdżających do Turcji. Od początku roku, czyli krótko przed startem kampanii wyborczej, niezależnie od kraju pochodzenia, korespondenci muszą starać się o wizy prasowe. Choć jeszcze kilka tygodni temu były one wystawiane na trzy miesiące, na czas wyborów większość dziennikarzy dostała tylko kilkudniowe pozwolenia na pracę. Oznacza to, że by przyjechać tu na drugą turę, trzeba będzie składać kolejne wnioski akredytacyjne i wizowe. Ze Stambułu dla Interii Tomasz Lejman