O sobie zwykł mówić, że nie jest "zwykłym politykiem, tylko potentatem", byłą brytyjską premier Margaret Thatcher potrafił nazwać "niezłą d...", natomiast wyborców znienawidzonej przez siebie lewicy wyzywał od "f.....". Do tego nigdy nie przepuścił okazji, by rzucić seksistowskim tekstem albo opowiedzieć światu o swoich (kolejnych) łóżkowych podbojach. Ot, cały Berlusconi. Niepodrabialny. Ludzie go albo kochali, albo nienawidzili, ale obojętnym nie pozostawiał nikogo. O tym, jak barwną był postacią, niech świadczy to, że Berlusconiego nie zapamiętamy z rewolucyjnych reform czy spektakularnych politycznych zwycięstw, ale z tego, co robił poza polityką - w biznesie, w sporcie, w życiu prywatnym. Po pierwsze: od "Króla betonu" do króla eteru Polityka nie była pierwszym wyborem Silvio Berlusconiego. Drugim też nie. Ani nawet trzecim. Wywodzący się z mediolańskiej klasy średniej przyszły premier Włoch rękę do biznesu miał już jako dzieciak. W podstawówce odrabiał prace domowe za kolegów i koleżanki. Oczywiście nie za darmo, brał za to kilka lir. Trzeba mu jednak oddać, że jeśli "klienci" nie otrzymywali ocen, na jakie liczyli, zwracał im uiszczoną wcześniej należność. Z wiekiem talentu do robienia pieniędzy Silvio nie stracił. Wręcz przeciwnie. Kiedy w latach 60. we Włoszech wybuchł boom mieszkaniowy, błyskawicznie wyczuł, że trzeba pójść w deweloperkę. Oczywiście odniósł sukces - przy okazji zyskał mało wysublimowane miano "Króla betonu" - chociaż do dzisiaj nie wiadomo, skąd miał fundusze na pierwsze inwestycje. Przez lata spekulowano, że pomocną dłoń wyciągnęła wówczas do niego włoska mafia, jednak ostatecznie nikt nie udowodnił Berlusconiemu związków z przestępczym półświatkiem. Branża budowlana nie potrafiła zatrzymać przy sobie Berlusconiego na dłużej. Już w kolejnej dekadzie odnalazł swoją biznesową miłość życia - media, a konkretnie telewizję. W okresie burzliwych przekształceń na włoskiej scenie medialnej Berlusconi wykorzystał swoje pięć minut i szybko stworzył potężne imperium - koncern Mediaset. Holding działał zresztą nie tylko we Włoszech, ale również we Francji, Hiszpanii i Niemczech. W międzyczasie zdążył też wstąpić do loży masońskiej - Propaganda Due. Silvio Berlusconi nie byłby jednak sobą, gdyby poprzestał na działalności medialnej. Jego biznesowe imperium szybko rozszerzyło działalność na branżę finansową, kulturalną, wydawniczą, a nawet sprzedaży detalicznej. Na efekty Berlusconi nie może narzekać, bo doprowadziło go to do czołówki listy najbogatszych Włochów. Zadomowił się w niej na długie lata. W chwili śmierci jego majątek szacowano na około 7 mld dolarów. Po drugie: futbolowy sportwashing Berlusconi zawsze, a przynajmniej przez bardzo długi czas, wiedział, na jakich nutach grać, żeby zdobyć i utrzymać przychylność ludu. Nic dziwnego, że prędzej czy później musiał zająć się tym, co w Italii ma status religii narodowej - futbolem. W 1986 roku przejął targany kłopotami finansowymi i będący w fatalnej kondycji sportowej po aferze korupcyjnej "totonero" (pol. "czarny totek") zespół AC Milan. U sterów mediolańskiej ekipy stał przez ponad trzy dekady, aż do 2017 roku, ale już pierwsze lata jego rządów obrodziły mnóstwem sukcesów. Ostatecznie za rządów Berlusconiego rossoneri m.in. pięciokrotnie zdobyli Ligę Mistrzów i ośmiokrotnie triumfowali w rozgrywkach włoskiej Serie A, stając się jedną z największych marek klubowej piłki na świecie. Berlusconi został natomiast prekursorem tzw. sportwashingu, czyli wykorzystywania sportu do ocieplania wizerunku polityków i biznesmenów. Dzisiaj, kilka dekad później, w jego ślady masowo idą miliarderzy z Rosji, Stanów Zjednoczonych czy Bliskiego Wschodu. Po trzecie: pierwszy kobieciarz Włoch Chociaż Berlusconi odnosił wielkie sukcesy w biznesie, polityce i sporcie, to jednak kobiety aż do ostatnich dni życia były jego największą pasją. Pasją, ale też słabością. Sam Berlusconi uwielbiał opowiadać o swoich miłosnych i łóżkowych podbojach, a wizerunek pierwszego kobieciarza Włoch był dla niego niewątpliwie największym powodem do dumy. - To dobrze, że pociągają mnie głupie kobiety. One są ładniejsze, bardziej utalentowane i wrażliwe. Gdyby były jeszcze mądrzejsze, życie stałoby się nieznośne - stwierdził bez skrępowania pewnego razu. Przy innej okazji wypalił: - Dlaczego mam tyle kandydatek na żonę? Po pierwsze, jestem sympatyczny. Po drugie, przy forsie. Po trzecie, jestem dobry i ładny. No i po czwarte, niemłody. Mają zatem nadzieję, że bogato owdowieją. Niekontrolowana słabość do płci przeciwnej, zwłaszcza tej znacznie od Berlusconiego młodszej, niejednokrotnie wpędzała go w kłopoty. To jej były premier Włoch zawdzięcza pogardliwy pseudonim "kajman". Burzliwym życiem towarzyskim Berlusconiego przez lata żyły wszystkie brukowce jak Włochy długie i szerokie. W końcu jednak nawet ktoś tak impregnowany na skandale jak on, doigrał się. Wszystko z powodu 17-letniej Marokanki Karimy El Mahroug, szerszej publiczności znanej pod pseudonimem "Ruby Rubacuori". To ona w 2010 roku opowiedziała mediolańskim śledczym o organizowanych w domu Berlusconiego orgiach z udziałem dziesiątek młodych kobiet. Imprezy, od nazwy jednego z afrykańskich rytuałów, które Berlusconi miał inscenizować wraz z młodymi dziewczynami, zyskały miano "bunga bunga". Całą sprawę media określiły natomiast jako "Rubygate". Berlusconi, w swoim stylu, nie przejął się sprawą. - Mam 75 lat i choć jestem dość filuterny, to jednak 33 dziewczyny w dwa miesiące to byłoby dla mnie za dużo. Nawet trzydziestolatek nie dałby rady - żartował. Żarty skończyły się w czerwcu 2013 roku, gdy były premier został skazany za płatny seks z nieletnią i nadużycie wpływów w celu zatuszowania sprawy na siedem lat więzienia i dożywotni zakaz pełnienia funkcji publicznych. Jednak i tym razem Berlusconiemu się upiekło. Rok później sąd apelacyjny oczyścił go z zarzutów. W wielkiej polityce był już jednak skreślony, nawet sympatyzujących z nim dotąd Włochów zaczęło męczyć i brzydzić zachowanie podstarzałego playboya. Po czwarte: Silvio w domu opieki "Rubygate" było tylko jednym z wielu starć Berlusconiego z włoskim wymiarem sprawiedliwości. Przez kilkadziesiąt lat kariery biznesowej i politycznej "Il Cavaliere" (pol. Rycerz, pseudonim, który Berlusconi zyskał po otrzymaniu Orderu Zasługi za Pracę w 1977 roku - przyp. red.) musiał mierzyć się z najróżniejszymi zarzutami - od korupcji, przez oszustwa podatkowe, na prostytucji i nadużyciu wpływów skończywszy. - Jestem najczęściej oskarżaną osobą we wszechświecie. Odbyły się już 2564 rozprawy przeciwko mnie i mojej grupie. Przysięgam na dzieci i wnuki, że zarzuty prokuratury są nieprawdziwe - zapewniał rodaków Berlusconi. Ale do włoskiego wymiaru sprawiedliwości miłością na pewno nie pałał. - Mamy w naszej demokracji poważny problem. Jest patologia, która jest najgorsza: to sądownictwo - przekonywał przy innej okazji. Mimo szczęścia, wpływów i beztroskiego podejścia do życia nawet Berlusconi w końcu usłyszał wyrok skazujący. Za oszustwa przy zakupie praw do emisji filmów w jego grupie Mediaset został w 2013 roku skazany na cztery lata więzienia. Z powodu wieku i stanu zdrowia wyrok zamieniono jednak na... prace społeczne. Resocjalizacja zajmowała Berlusconiemu cztery godziny tygodniowo, a były premier pracował z osobami chorymi na Alzheimera w jednym z mediolańskich domów opieki. Po piąte: przyjaciel Putina Na ostatniej prostej swojego życia Berlusconi dał się zapamiętać z mało wyszukanych komentarzy o wojnie w Ukrainie. Zresztą nie powinno to dziwić, bowiem przez lata utrzymywał bardzo zażyłe relacje z Władimirem Putinem, określając go nawet w pewnym momencie jednym ze swoich najbliższych przyjaciół. Przyjaźń obu polityków miała też swoje odbicie w relacjach włosko-rosyjskich. Media, opozycja i wymiar sprawiedliwości na Półwyspie Apenińskim przez lata interesowały się umowami, które za rządów Berlusconiego włoski sektor energetyczny zawierał z Kremlem i rosyjskimi koncernami. Chociaż Berlusconi pierwotnie potępił inwazję Rosji na Ukrainę, dodając, że w tej kwestii Putin mocno go rozczarował, to jednak w swoim stylu szybko zmienił zdanie. W przeddzień ostatnich wyborów parlamentarnych, we wrześniu 2022 roku, stwierdził, że "rosyjskie oddziały miały wkroczyć do Ukrainy, zdobyć Kijów w ciągu tygodnia, zastąpić rząd Zełenskiego porządnymi ludźmi i po tygodniu wrócić do siebie". Miesiąc później Włosi dowiedzieli się też z opublikowanych przez media nagrań, że Berlusconi potępia włoską pomoc wojskową dla Ukrainy, a winą za rosyjską agresję obarcza... prezydenta Zełenskiego.