Podczas konwencji wystąpi prezes PiS Jarosław Kaczyński oraz młodzi politycy partii, którzy kandydują w wyborach na prezydentów miast. Przekaz ma być głównie pozytywny i odcinać się od dotychczasowej narracji partii, przyjętej po wyborach parlamentarnych. Politycy PiS tłumaczą, że w wyborach samorządowych chcą chwalić się sukcesami, inwestycjami w samorządach i generalnie "być na tak", stawiając się w kontrze do obecnie rządzących, którzy skupiają się na rozliczaniu i negowaniu rządów Zjednoczonej Prawicy. Nowe otwarcie na wybory samorządowe Gdy pytamy, na ile taka narracja będzie wiarygodna, skoro jej twarzą ma być prezes Jarosław Kaczyński, który ostatnio mówił o "politycznych mordach", a Tuska nazywał "niemieckim agentem", słyszymy, że "trzeba spróbować nowego otwarcia". - Musimy zamknąć etap zwierania szyków i radykalizacji, związanej z wydarzeniami wokół TVP czy Kamińskiego i Wąsika i w kampanii samorządowej postawić na inny przekaz. To wybory, gdzie ogólnokrajowe spory mają mniejsze znaczenie. Ważniejsze są lokalne działania i podkreślanie co, kto dla danego regionu zrobił. I na tym chcemy się skupić. Pokazać co my realnie zrobiliśmy i porównać to z tym, że koalicja jedyne, czego chce to komisje śledcze i rozliczanie PiS - opowiada nową koncepcję na wybory samorządowe jeden z polityków PiS. Mówi, że podczas konwencji PiS będzie akcentował młody wiek swoich kandydatów, by w ten sposób pokazać, jak słyszymy, "nową, perspektywiczną twarz PiS". Na konwencji mają pojawić się m.in. Tobiasz Bocheński, Łukasz Kmita, Lucjusz Nadbereżny, Andrzej Śliwka i pozostali kandydaci, którzy w wyborach samorządowych 2024 walczą w miastach. Kampania samorządowa PiS. Wybory samorządowe 2024 Na razie jednak kampania samorządowa PiS nie wygląda zbyt spektakularnie, co przyznają sami posłowie i działacze PiS. - Nie ma sztabu, nie ma jednej koncepcji, nie ma pieniędzy, każdy sobie coś robi na własną rękę. Tak jakby wszyscy byli pogodzeni z tym, że będzie łomot. Nie tak to powinno wyglądać - żali się jeden z posłów. Rzeczywiście poza prezentacją kandydatów w poszczególnych miastach główną zauważalną osią działalności PiS w ramach kampanii samorządowej są Spotkania Wolnych Polaków w każdy weekend. Od stycznia z sympatykami i działaczami w różnych miejscach w Polsce spotykają się czołowi politycy PiS, z Jarosławem Kaczyńskim na czele. Objazd i osobiste mobilizowanie wyborców, ale i struktur do pracy to pomysł prezesa, który w takim działaniu upatruje sposobu na własną komunikację z wyborcami. Konwencja, która ma się odbyć w sobotę 2 marca to całkiem inne wydarzenie niż zapowiadany wcześniej przez Kaczyńskiego "Kongres sił patriotycznych". Ten, jak przekazał były minister nauki Przemysław Czarnek, odbędzie się w kwietniu-maju, bliżej wyborów europejskich. - Zdecydowaliśmy, że kongres odbędzie się przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. Będzie poświęcony całkowicie sprawom traktatowym i europejskim. Zmiany traktatów miałyby zmienić Unię Europejską w jedno "superpaństwo", chcemy głośno się temu przeciwstawić. Sami uczestnicy kongresu wyrazili więc przekonanie, że lepiej, by kongres odbył się już po wyborach samorządowych - wyjaśniał w rozmowie z WP. W PiS słyszymy, że organizacja takiego kongresu teraz miałaby się nijak do pozytywnego przekazu, na który PiS chce postawić w końcówce kampanii samorządowej. Poza tym, Kongres sił patriotycznych PiS planuje sfinansować z pieniędzy europejskich, co mogłoby zostać zakwestionowane, gdyby event odbył się teraz i został powiązany z wyborami samorządowymi. Tutaj nasi rozmówcy z PiS przypominają problemy, jakie miała Solidarna Polska w 2021 roku, gdy za pieniądze z Parlamentu Europejskiego miała zorganizować konwencję klimatyczną. Konwencja miała jednak charakter konwencji partyjnej, co zostało od razu zakwestionowane przez unijnych urzędników. - Wolimy dmuchać na zimne, dlatego kongres dotyczący suwerenności odbędzie się później, by nie było podejrzeń, że wykorzystujemy go w kampanii samorządowej, z którą ten temat nie ma nic wspólnego - mówi nasz rozmówca z PiS. Wybory samorządowe 2024. W PiS mówią o minimalizacji strat Prezes Jarosław Kaczyński zdaje sobie sprawę, że wybory samorządowe 2024 będą dla PiS bardzo trudne i grożą utratą władzy w większości sejmików, w których dziś PiS rządzi lub współrządzi. W sytuacji, gdy partia została odsunięta od władzy w wyborach parlamentarnych, utrata samorządów będzie tym bardziej bolesna. Z najnowszego sondażu United Surveys dla DGP i RMF dotyczącego preferencji w wyborach do sejmików i ze stworzonej na jego podstawie prognozy podziału mandatów wynika, że z obecnych siedmiu sejmików przy PiS mogą pozostać jedynie dwa: podkarpacki i lubelski. W kilku województwach: łódzkim, małopolskim czy świętokrzyskim, przewaga koalicji rządzącej jest niewielka i nie przekracza obecnie jednego-dwóch mandatów. Wielkim znakiem zapytania będzie województwo podlaskie, gdzie języczkiem u wagi może stać się Konfederacja. W PiS nie kryją, że największe siły i środki partia chce skierować właśnie do tych regionów, gdzie ma szansę powalczyć o lepszy wynik. To przede wszystkim ściana wschodnia: Lubelszczyzna i Podlasie. - Chodzi o minimalizację strat. Jeśli poza Podkarpaciem uda nam się utrzymać jeszcze choć jeden czy dwa sejmiki, to już będzie coś - przyznaje jeden z działaczy PiS. Konwencja, która odbędzie się w sobotę 2 marca w podwarszawskiej miejscowości ma być sygnałem do wyborców, ale i działaczy, że PiS rozpoczyna walkę o to, by poniesione straty były jak najmniejsze. Kamila Baranowska