Janusz Korwin-Mikke na wstępie długiego wpisu zaznacza, że zgodził się na przyjęcie Przemysława Wiplera do Nowej Nadziei, choć nie miał "wielkich złudzeń co do poziomu moralnego tego człowieka", jednak liczył na "jego ustatkowanie". "Ze zdziwieniem przyjąłem, że nie zajmując żadnego stanowiska w Nowej Nadziei i nie będąc nawet członkiem Konfederacji wypowiada się w jej imieniu. Dopiero potem dowiedziałem się, że zgodnie z planem Jarosława Kaczyńskiego ma on przejąć partię i doprowadzić ją do sojuszu z PiS-em" - twierdzi 81-latek. W czasie kampanii wyborczej Wipler miał także dopuścić się "taką podłość", że Korwin-Mikke zamierza go pozwać. Chodzi o sugerowanie, że współpracownicy Korwina - Stanisław Michalkiewicz oraz Tomasz Sommer - mieli żądać pierwszych miejsc na listach Konfederacji oraz 80 tys. złotych miesięcznie przez cztery lata za "próby zapłacenia Januszowi Korwin-Mikkemu, by nie atakował partii". Apel Korwin-Mikkego: Wyrzucić Wiplera Według 81-latka nigdy do takich rozmów nie doszło. "Być może usłyszę jeszcze inne nagranie, w którym Wipler powie, że te pieniądze wręczył na co dowodem jest, że Go nie atakowałem? Wipler nagrywając to był chyba w sztok pijany, co wyjaśnia dziwną sumę akurat 80 tysięcy złotych. Pomyliło mu się w pijackim widzie: to jest suma, której parę lat temu zażądał ode mnie, gdy poprosiłem, by potwierdził w sądzie rejestrowym swój podpis jako jednego z trzech założycieli partii KORWiN" - ujawnia Janusz Korwin-Mikke. Na koniec wpisu polityk poprosił Radę Liderów o "potępienie postępku Wiplera" oraz "jego natychmiastowe usunięcie z Nowej Nadziei". Niespełnienie tej prośby będzie oznaczać, że Nowa Nadzieja nie tylko wybrała inną od wytyczonej przeze mnie drogę - ale zaczęła tolerować (w dodatku w walce o 1 proc. w wyborach, których ani ja ani Wipler nie mogliśmy wygrać) typowe dla PiSu i PO metody, całkowicie utożsamiając się z establishmentem, który miała zwalczać" - wskazał. Nowa Nadzieja o zarzutach Korwin-Mikkego: Z przykrością patrzymy na takie zaczepki W rozmowie z Interią do listu otwartego odniósł się Tomasz Grabarczyk. Lider Konfederacji w Łodzi i członek Nowej Nadziei krótko skomentował zarzuty kierowane w stronę Przemysława Wiplera. - Niech pan Janusz komentuje sytuację, niech on wypowiada się na temat tego oświadczenia. My się zajmujemy teraz Parlamentem Europejskim. Przemysław Wipler otrzymał w tej kampanii samorządowej 4,5 procent w Warszawie. Wynik prezesa Janusza Korwin-Mikkego jest powszechnie znany. Wybory samorządowe się skończyły, teraz zajmujemy się startem do Parlamentu Europejskiego - podkreślił. O komentarz poprosiliśmy także rzecznika prasowego partii Nowa Nadzieja Wojciecha Machulskiego. - Jest nam przykro, że założyciel naszego środowiska, Janusz Korwin-Mikke, który był kiedyś naszym liderem, kieruje wobec nas takie słowa. I to w imię politycznej gry o elektorat Konfederacji. To smutne, ale niestety już nic nie możemy na to poradzić. Traktujemy Janusza Korwin-Mikkego dalej jako legendę i z przykrością patrzymy na takie zaczepki, które nie mają nic wspólnego z rzeczywistością - stwierdził. Jednocześnie zapytany o ewentualne kroki prawne, które mogłaby podjąć Konfederacja lub Nowa Nadzieja podkreślił, że takowe nie są planowane. - Nie traktujemy tego oświadczenia do końca poważnie. Podobnie podchodzą do tego nasi działacze i wyborcy. Niestety Janusz Korwin-Mikke coraz częściej posuwa się w swoich słowach za daleko i to już nie szokuje odbiorców - podsumował. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!