Jakub Krzywiecki, Interia: Rządzi pan w mieście prawie dekadę, wynik w tych wyborach to 75 proc., w poprzednich 70 proc. Nazwałby pan siebie królem Opola? Arkadiusz Wiśniewski, prezydent Opola: Absolutnie nie. Nie w tych kategoriach. Wręcz przeciwnie. Mam taką formułę realizowania swojej funkcji, że pracuje razem z mieszkańcami, zasięgam ich opinii, lubię się z nimi spotykać, więc to nie jest dworski model sprawowania władzy. Czy to porada dla kolegów samorządowców, którzy pewnie zazdroszczą panu wyniku? - Myślę, że tak. Jeśli mogę porad udzielać, to w samorządzie, szczególnie tym, który ma być blisko mieszkańców, czyli samorządzie gminnym, rozmowa z mieszkańcami i dawanie im poczucia, że współuczestniczą w tym, co się w mieście dzieje, to najlepsza formuła rządów. Duża część pana kampanii to opowieść o inwestycjach. Trzy najważniejsze? - Inwestycje, które cieszą się największym poparciem, to często skromne, małe inwestycje, często związane z możliwością spędzania czasu wolnego. Na pewno taką jest tężnia (solankowa - red.), która powstała. Budzi wątpliwości, bo po co tężnia w mieście, które nie jest zdrojowe. A jednak zagospodarowaliśmy w ten sposób miejsce na terenie dużego osiedla i to się spotkało z dużym zadowoleniem mieszkańców. - Na pewno ważnym zadaniem od strony fundamentów rozwoju miasta jest budowa oczyszczalni ścieków, która się właśnie zakończyła. To inwestycja w bezpieczeństwo na wiele lat, a jednocześnie inwestycja, która w ogóle nie wzbudzała zainteresowania. Za to coś, co cieszyło mieszkańców, to wielofunkcyjna hala sportowa z zewnętrznym lodowiskiem. Jednocześnie trwa też budowa stadionu piłkarskiego za 170 milionów złotych i to w sytuacji, w której Odra Opole nie gra w ekstraklasie. Czy taka inwestycja jest potrzebna? - Stadion, który jest w Opolu, pamięta czasy kiedy w mieście występował klub FC Oppeln, czyli czasy sprzed II wojny światowej, kiedy Opole było niemieckim miastem. Był oczywiście przebudowywany, ale dawno stracił standard, który powinien być nawet dla meczy pierwszoligowych. Dlatego Odra Opole występuje w pierwszej lidze z licencją warunkową. W okresie zimowym rozgrywa mecze na wyjeździe, bo nie ma podgrzewanej murawy. Czy taka inwestycja jest potrzebna? Na pewno nie jest pierwszej potrzeby, odkładano ją przez lata, aż dopuszczono do degradacji starego stadionu. - Ale staramy się rozwijać miasto w sposób zrównoważony. Wydaliśmy na inwestycje w ostatnich latach dwa miliardy złotych, z czego ponad miliard to fundusze zewnętrzne. Mając tyle inwestycji na uwadze, myślę że to był ostatni moment, żeby przystąpić do budowy stadionu. Bo za chwilę klub musielibyśmy wyprowadzić poza Opole, a tysiąc dzieciaków, które grają w szkółkach sportowych, pozbawić możliwości rozwoju. Powiedział pan o miliardach na inwestycje. Budżet Opola na 2024 rok to wydatki na poziomie 1,5 mld, dochody 1,35 mld, deficyt ponad 160 milionów. I jednocześnie zadłużenie miasta to ponad 700 milionów? Dług pana nie martwi? - To założenie budżetowe, które zawsze przyjmujemy na wyrost. W tej chwili mamy zadłużenie na poziomie około 550 milionów złotych. Półtora tygodnia temu firma ratingowa Fitch opublikowała raport Opola, któremu się regularnie poddajemy i rating krajowy podniosła (do poziomu AA- - red.) mówiąc, że na tle innych samorządów Opole wygląda lepiej. - Ale to, o co pan pyta, to powinno być przyczynkiem do szerszej dyskusji, bo wzrost zadłużenia następuje w wielu miastach wojewódzkich, które w ostatnich latach chciały korzystać z pieniędzy zewnętrznych i rozwijać miasto. A jednocześnie rząd Prawa i Sprawiedliwości odbierał im dochody, co potwierdziła NIK, mówiąc, że PiS samorządy doprowadziło niemal do bankructwa. W Opolu tak źle nie jest, natomiast uważam, że jeśli chcemy mówić o samorządności w Polsce to jednym z kluczowych tematów jest nowa ustawa o finansowaniu samorządów, czyli przerwanie praktyk z ostatnich lat - pozbawiania samorządowców pieniędzy w taki sposób, żeby chodzili na pasku władzy. Ustawa to priorytet? To oczekiwanie wobec nowego rządu? - Uważam, że tak. Zdaję sobie sprawę, że nie tylko samorząd jest w Polsce ważny, że są sprawy, które dotyczą wartości jak kwestie aborcyjne czy opieki dla seniorów, ale z mojej perspektywy jeżeli chcemy mieć dobre państwo, to na tym najniższym szczeblu, gdzie państwo zajmuje się opieką nad mieszkańcami, tam powinno być po prostu więcej pieniędzy. To jest sens dobrego państwa, żeby zadbać o ludzi. Tylko żeby to skutecznie robić, to nie można robić tak jak PiS, czyli wręczać komuś 500 złotych do ręki i mówić: radź sobie sam. Trzeba zbudować system i instytucje, które będą dbały o mieszkańców. Zapewnią im dobrą oświatę, opiekę zdrowotną, opiekę na starość, a w trudnej sytuacji dadzą zapomogę. Bez samorządów nie da się tego skutecznie zrobić. Skoro jesteśmy o potrzebach mieszkańców, to jaki jest pana pomysł na budowę mieszkań? - Najlepsza formuła to budownictwo TBS. Co prawda rząd PiS-u wymyślił dla tego konkurencję (społeczna inicjatywa mieszkaniowa - red.), ale to nie było rozwiązanie, bo to było kopiuj-wklej TBS-ów. Tylko tam w zarządzenie projektami weszła polityka. Natomiast TBS-y to budownictwo, w których spółki komunalne budują mieszkania z dopłatą z kredytów czy z dopłatą w ogóle do budowy albo ewentualnie z dopłatą do czynszu. Są rozwiązaniem idealnym, dlatego że nie można psuć wolnego rynku. Samorządy nie mogą oferować superatrakcyjnych mieszkań, bo to wywali rynek deweloperski. Ale nie można też robić tak, żeby tylko mieszkania deweloperskie były dostępne. W Opolu w ostatnich latach zbudowaliśmy ponad 500 mieszkań. - Ostatni projekt to 159 mieszkań w formule TBS. Pozyskaliśmy dopłatę z BGK na poziomie około 25 proc. kosztów ich budowy, co sprawiło, że te mieszkania są tańsze w najmie. Natomiast najemcy spłacają kredyt, ale właścicielami mieszkania mogą być dopiero po 15 latach, czyli mają szansę być właścicielem, ale w związku z tym, że są preferencje z dopłatami, jest to rozłożone w czasie i nie psuje wolnego rynku. Przy wszystkich tych inwestycjach można Opole nazwać samorządowym Dubajem? - Nic z tych rzeczy. Nie jesteśmy tak zamożni. Natomiast mieliśmy ogromną skuteczność w sięganiu po środki unijne, kiedy jeszcze działały różne formy konkursów. Choćby w modernizacji transportu miejskiego, mamy prawie 90 nowych autobusów, część elektrycznych. Ale absolutnie nie jesteśmy Dubajem, bo nie pozwalamy sobie na szalone inwestycje i nie mamy też niestety ropociągu, który pozwoliłby nie liczyć się z pieniędzmi. Na koniec pytanie o pana ambicje. Był pan skarbnikiem inicjatywy Rafała Trzaskowskiego Ruch Wspólna Polska. Interesuje pana polityka ogólnopolska? - Wtedy walczyliśmy o to, żeby zmienić rządu w kraju na rządy bardziej przyjazne samorządowcom, nie mówiąc już o kwestiach związanych z praworządnością. Wtedy (rok 2021 - red.) notowania opozycji szorowały po dnie, natomiast wcześniej świetny wynik wyborczy uzyskał Rafał Trzaskowski i z jego inicjatywy powstał ruch, którego celem było, mówiąc wprost, odsunięcie PiS-u od władzy. Chcieliśmy w ramach ruchu przekonać naszych mieszkańców do tego, że warto odsunąć PiS. Nasze losy potoczyły się różnie, być może Rafał Trzaskowski będzie w przyszłym roku prezydentem Polski, za co mocno trzymam kciuki. - Natomiast ja jestem z Opola, kocham to miasto. Ale też mam świadomość, że wiecznie prezydentem Opola nie będę. Zgodnie z przepisami to moja ostatnia kadencja. Też muszę dla siebie jako polityk jakieś zajęcie znaleźć. Nie przyspieszam faktów, mam mnóstwo do zrobienia w mieście. Może pan zapewnić mieszkańców, że do końca kadencji będzie zajmował fotel prezydenta Opola? - Myślę, że tak. Jak nic nadzwyczajnego się nie wydarzy, to z przyjemnością. Tu mieszka moja rodzina, wychowują się moje dzieci i mam wielką satysfakcję dzięki zaufaniu mieszkańców zmieniać Opole na jeszcze przyjaźniejsze, więc nie ma lepszej pracy na świecie. Jakub Krzywiecki *** Przeczytaj również nasz raport specjalny: Wybory samorządowe 2024. Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!