Interia sprawdza i relacjonuje nastroje przed wyborami samorządowymi w całej Polsce. Korespondenci i reporterzy portalu rozmawiają z kandydatami na prezydentów miast. Oddajemy również głos lokalnym społecznościom w gminach, miastach powiatowych i wsiach. Sprawdź nasz raport specjalny "Wybory samorządowe 2024"! Łukasz Rogojsz, Interia: Po co pani te wybory? Magdalena Biejat, współprzewodnicząca Razem i wicemarszałkini Senatu: - Chcę, żeby Warszawa funkcjonowała lepiej. Chcę miasta bardziej otwartego, bardziej słuchającego mieszkańców, lepszego do życia. Piękne hasła do kampanijnego spotu, ale pomówmy o realiach. Zaczyna pani drugą kadencję w parlamencie, jest wicemarszałkinią Senatu, wchodzi do pierwszoligowej, wielkiej polityki. A tu nagle zwrot w stronę samorządu. Wiele osób powie: bez sensu. - Dla mnie samorząd nie jest bez sensu. Warszawa jest wyjątkowa, to niemal państwo w państwie, jeśli chodzi o budżet, skalę wyzwań i skalę możliwości. Poza tym, to miasto, z którym jestem związana całe życie. W końcu warszawianka z urodzenia. - Mieszkałam w życiu w wielu innych miastach na całym świecie i koniec końców zawsze wracałam do Warszawy. To moje miasto z wyboru. Kocham je, uwielbiam w nim być. Warszawa jest też miejscem, którym bardzo mocno zajmowałam się jako parlamentarzystka interweniując w najróżniejszych sprawach. Stąd też naturalna współpraca z ruchami miejskimi w tej kampanii, bo znamy się od lat. Było nieco inaczej. Miała być pani kandydatką Razem i ruchów miejskich, a Nowa Lewica chciała iść do wyborów z Koalicją Obywatelską i popierać Rafała Trzaskowskiego. Ten plan popsuł Donald Tusk, który w ostatniej chwili pokazał Nowej Lewicy drzwi. Wtedy podłączyli się pod pani kandydaturę. Czuje się pani ostatnią deską ratunku? - Absolutnie nie. Decyzja o kandydowaniu na urząd prezydenta zapadła po tym, jak Nowa Lewica ogłosiła, że do wyborów w sejmikach idzie samodzielnie. Wcześniej prowadziliśmy rozmowy, również z Nową Lewicą, w sprawie wspólnego startu z Koalicją Obywatelską do sejmików. W sytuacji, w której okazało się, że idziemy osobno, wybór był już bardzo prosty. Dla Nowej Lewicy prosty, bo jedyny. - Było oczywiste, że jeśli Lewica wystawi w Warszawie swojego kandydata albo kandydatkę na prezydenta miasta, będę to ja. To nie była decyzja podejmowana na ostatnią chwilę, ale oficjalnie zapadła, gdy okazało się, że Nowa Lewica idzie w wyborach do sejmików samodzielnie. Efekt końcowy jest taki, że Lewica nie ma w największych miastach widoków na dobre wyniki w wyborach prezydenckich. Poza panią trudno szukać znanych nazwisk. Od pani wyniku zależy, jak będzie postrzegana po tych wyborach Lewica. Spora odpowiedzialność. - Jestem przekonana, że będzie dobrze. Warszawa to miasto, w którym Lewica ma wielki potencjał i jest wyraźnie silniejsza niż w skali całego kraju. Poza tym, po raz pierwszy od dawna nad wyborami nie wisi klątwa tego, że musimy uratować coś przed Prawem i Sprawiedliwością. To zupełnie inne warunki gry. Dlatego nie czuję presji, czuję za to odpowiedzialność - za nasz program i za naszą ekipę. W Warszawie widzę sporą potrzebę zmiany i odświeżenia samorządu. Ja jestem tą zmianą. Jest pani zadowolona ze swojej kampanii? Jako polityczka Razem nie musiała pani ograniczać się ze względu na współpracę z Koalicją Obywatelską w rządzie, mogła pani do woli punktować Rafała Trzaskowskiego. Tej krytyki za wiele jednak nie było. Nie żałuje pani? - Czas na ewaluację kampanii przyjdzie po wyborach, kiedy zobaczymy jej efekty. Skupiałam się na przekazie pozytywnym, bo to jest spójne z moim doświadczeniem zawodowym i moim postrzeganiem polityki. Naprawdę wierzę, że można robić politykę wokół programu, a nie urządzając bitwy w kisielu. To zakłada również krytykę mojego głównego konkurenta, bo Warszawie Rafała Trzaskowskiego daleko do ideału. Wiele rzeczy należy zmienić na lepsze. "Wielu warszawiaków ma poczucie, ja jestem wśród nich, że mało się interesował Warszawą jako całością". To jeden z pani zarzutów wobec urzędującego prezydenta. Co to znaczy? - W Warszawie mieszkańcy bardzo często słyszą, że czegoś nie da się zrobić. Uregulowanie własności mieszkań, zazielenienie przestrzeni miejskiej, budowa mieszkań na wynajem - możemy ciągnąć tę listę długo. Prezydent miasta nie może robić wszystkiego własnymi rękami, ale nadaje ton, jest odpowiedzialny za ustalanie priorytetów i wytyczanie kierunków polityki miasta. W Warszawie nie widać żadnych priorytetów, dzisiaj to miasto bez wizji. Różne działania i inwestycje dzieją się siłą rozpędu, ale część z nich i tak umiera śmiercią naturalną. Co umarło? - Na przykład Zielona Targowa - były konsultacje, przygotowania, wydano pieniądze, a projekt nawet się nie rozpoczął, chociaż miała to być flagowa inwestycja, która uczyni z Targowej reprezentacyjną ulicę Pragi. To samo z Warszawską Dzielnicą Społeczną, która miała powstać na 16 hektarach miejskich gruntów przy Metrze Ulrychów. Oczywiście, powstała kładka pieszo-rowerowa, powstaje tramwaj na Wilanów. Bardzo fajnie, ale nadal czekamy na tramwaj na Gocław czy tramwaj na Białołękę. Za mało tego. Warszawę stać na więcej, stać ją, żeby rozwijać się szybciej i w sposób bardziej wyważony. Z tramwajami na Gocław i Białołękę jest trochę inaczej. W pierwszym przypadku brakuje środków unijnych, w paradę weszła też pandemia COVID-19, ale jest już projekt linii, przygotowywane są też projekty wykonawcze i zbierane niezbędne dokumenty. Jeśli chodzi o tramwaj na Białołękę, to w marcu ruszył przetarg na zaprojektowanie linii. Opóźnienie inwestycji jest natomiast efektem braku decyzji środowiskowej Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska. Tramwaje Warszawskie czekały na nią trzy lata. - Wyjaśnienie brakiem środków mnie nie przekonuje. Miasto w poprzednich latach notowało spore nadwyżki, nie było złej sytuacji budżetowej. I to nawet pomimo skumulowanej w ostatnich pięciu latach dziury w wysokości 11,3 mld zł wynikającej ze strat podatkowych na skutek reform rządu Zjednoczonej Prawicy. Nie spowodowało to zapaści budżetowej Warszawy. Wręcz przeciwnie. Budżet miasta to obecnie ponad 27 mld zł. Nie, 27,8 mld zł to wydatki miasta. Dochody to 24,5 mld. W 2024 roku Warszawa jest 3,3 mld zł "pod kreską". - Zgoda, ale Warszawa ma możliwość zadłużania się. Obecny deficyt jest zupełnie w normie. Warszawa powinna zadłużać się, żeby więcej inwestować? - Tak. Warszawa może i powinna inwestować. Ma duży budżet - tylko nieco mniejszy niż połowa budżetu Estonii. A nie mamy na głowie ani wojska, ani ubezpieczeń społecznych. Jesteśmy w stanie tym budżetem znacznie lepiej zarządzać. Jak duży dług pod inwestycje powinna zaciągnąć Warszawa? - Nie będę teraz rzucać konkretnymi kwotami. Nie jestem w ratuszu, nie mam wglądu w dokumenty finansowe miasta, ani w szczegóły wszystkich zaplanowanych i trwających inwestycji. Kluczowym elementem pani wizji Warszawy są budowane przez miasto mieszkania na wynajem. Ich brak to pani pierwszy i główny zarzut pod adresem obecnej ekipy. Ale znowu - jest szereg problemów. Po pierwsze: to kosztowna inwestycja, więc skąd chce pani wziąć na nią pieniądze. Po drugie: w Warszawie brakuje gruntów pod budowę mieszkań, więc gdzie te mieszkania miałyby powstać. Po trzecie: procedury dla deweloperów są skomplikowane i czasochłonne, nie wszystko zależy tu od miasta-inwestora. - Nasz program zakłada wydatki na mieszkania na poziomie 1,5 mld zł rocznie, przy czym z budżetu miejskiego pochodziłoby tylko 350 mln zł. Resztę pokryłyby programy rządowe. Skąd ma pani pewność, że rząd wsparłby Warszawę w tej inwestycji i w takiej właśnie kwocie? - Krzysztof Kukucki, wiceminister rozwoju i technologii z Nowej Lewicy, właśnie zwiększa rządowy Fundusz Dopłat z 1 do 5 mld zł, a to i tak kwota tylko na 2024 rok. W kolejnych latach na budowę mieszkań ma być przeznaczane jeszcze więcej środków. Nie mam wątpliwości, że Warszawa, jako stolica i największe miasto w Polsce, zyskałaby wsparcie ze strony rządu. Jaki jest realistyczny cel? Ile chciałaby pani wybudować mieszkań w ciągu jednej kadencji? - 10 tys. To realistyczny program, którego realizację w trakcie kadencji jesteśmy w stanie warszawiakom obiecać. Dobrze, załóżmy, że pieniądze dostałaby pani z Ministerstwa Rozwoju i Technologii. A grunty? - Miasto ma grunty. Wskazaliśmy w tym celu sześć lokalizacji. Znajdują się na Pradze Północ, Białołęce, Woli, Mokotowie (Służewiec) czy w Warszawskiej Dzielnicy Społecznej. Chcielibyśmy też, żeby flagowym elementem tego projektu było osiedle na Marszałkowskiej w Śródmieściu - nowe MDM. To pozwoliłoby też rewitalizować Śródmieście, przywracać je mieszkańcom. - Jednak nowe mieszkania to nie wszystko. Już dzisiaj miasto ma narzędzia, żeby lepiej regulować rynek mieszkaniowy w Warszawie. Mam na myśli przede wszystkim uruchomienie Społecznej Agencji Najmu. To narzędzie już funkcjonuje w prawie, ale Warszawa z niego nie korzysta. Ono pozwala miastu brać w dzierżawę mieszkania od właścicieli i wynajmować je na stabilnych umowach po czynszach niższych nawet o kilkadziesiąt procent. W zamian za zgodę na niższy czynsz właściciele mają gwarancję stabilnych dochodów (dostają opłatę za dzierżawę niezależnie od tego, czy w ich mieszkaniu jest lokator, czy nie), ulgi podatkowe i mają z głowy kwestię zajmowania się lokalem, co dla części osób jest uciążliwością. To teraz kilka kwestii kluczowych z punktu widzenia warszawiaków. Prośba o zwięzłe odpowiedzi. Czy chciałaby pani całkowicie wyłączyć Śródmieście z ruchu samochodowego? - Śródmieście jest doskonale skomunikowane z innymi częściami miasta, a jedynym sposobem na walkę z korkami są inwestycje w transport publiczny i zmniejszanie ruchu samochodowego. Zostajemy przy kierowcach: jak daleko powinny sięgać strefy płatnego parkowania? - Poza miejscami, gdzie już obowiązują, powinny być także przy skrajnych stacjach metra. Mówię to także z własnego doświadczenia jako mieszkanka Pragi. Przez jakiś czas Dworzec Wileński był właśnie taką stacją skrajną. W efekcie ludzie przyjeżdżający do Warszawy od strony wschodniej zostawiali samochody na ulicach Pragi i przesiadali się w metro. To było bardzo uciążliwe dla mieszkańców. Przechodzimy do kwestii społecznych. Publiczne żłobki i przedszkola - czy i jak Warszawa może zwiększyć dostępność miejsc w tych placówkach? Dzisiaj dostanie się do publicznego żłobka czy przedszkola to nie lada sztuka, a na prywatne wielu ludzi po prostu nie stać. - Tutaj wrócę do kwestii mieszkań. Ogromnym problemem w Polsce jest to, że gdy powstają nowe osiedla, to nie ma na nich od razu miejsc publicznych i usługowych, w tym właśnie żłobków, przedszkoli i szkół. Mamy całe nowe osiedla - na Bemowie, Ursusie, Targówku czy Białołęce - do których wprowadzają się młode rodziny, ale nie mają tam podstawowej infrastruktury społecznej. Efekt jest taki, że w wyludniającym się Śródmieściu mamy dużo miejsc w żłobkach i przedszkolach, a w dzielnicach, do których przeprowadzają się młode rodziny, bo jest tam zwyczajnie taniej, tych miejsc brakuje. Tylko to jest rozwiązanie na długie lata, bo tyle trwa realizacja nowej inwestycji mieszkaniowej. Co w tej kwestii zrobić tu i teraz? - W tej chwili miasto dopłaca już do miejsc w prywatnych żłobkach rodzinom, które nie znalazły miejsc w żłobkach publicznych. Na pewno należy również otwierać nawet nieco mniejsze placówki w tych miejscach, gdzie zapotrzebowanie jest większe. Jednak, żeby zwalczyć ten problem, musimy działać u źródła, a więc budować infrastrukturę społeczną od razu na nowych osiedlach. Idziemy dalej. Zakaz sprzedaży alkoholu po godz. 22 - tak czy nie? - Zdecydowanie tak. Dzisiaj w Warszawie jest tak, że w nocy łatwiej znaleźć sklep monopolowy niż dyżurującą aptekę. To absurd. Mieszkańcy żyjący w pobliżu takich sklepów mocno skarżą się na obniżenie poczucia bezpieczeństwa, zaśmiecenie okolicy, hałas. Możliwość kupienia sobie alkoholu o północy nie jest prawem człowieka. Zakaz nocnej sprzedaży alkoholu chciałabym wprowadzić najpierw pilotażowo w Śródmieściu, a potem rozszerzyć go na kolejne dzielnice. Kategoria: inwestycje. Pałac Saski - minister kultury obiecał jego odbudowanie. Prezydent Biejat by to poparła czy starała się Bartłomiejowi Sienkiewiczowi wyperswadować? - Głosowałam przeciwko specustawie o odbudowie Pałacu Saskiego. Uważałam, że te pieniądze można lepiej wykorzystać i nadal tak uważam. Nie podoba mi się też to, że rząd chce przeprowadzić tę inwestycję bez konsultacji, ponad głowami warszawiaków. Zostajemy przy inwestycjach. Lotnisko Chopina - rozbudowywać i chronić czy wygaszać i stawiać na Centralny Port Komunikacyjny? - Jestem wielką zwolenniczką komponentu kolejowego CPK, bo uważam, że bardzo przydałby się on całemu Mazowszu, w tym Warszawie. Jeśli chodzi o samo lotnisko, to przed wyrobieniem sobie zdania chciałabym dostać informacje, które obiecał nam rząd. Miał być audyt, ale audytu nie ma. Chciałabym poznać również plany rządu na zagospodarowanie terenów, na których znajduje się Okęcie, bo to Skarb Państwa jest ich dysponentem. Warszawiacy chcieliby wiedzieć, jak te tereny miałyby im służyć. Inna sprawa bulwersująca warszawiaków, czyli tzw. janosikowe. W 2024 roku wyniesie 2,1 mld zł - aż o 647 mln zł więcej niż przed rokiem - i mocno uderzy w budżet Warszawy. Co z nim zrobić? Czy to uczciwe, że Warszawa musi tyle oddawać Mazowszu? - Mechanizm "janosikowego" jest niesprawiedliwy, powinien zostać zastąpiony transparentnym i progresywnym podziałem wpływów z podatków PIT i CIT. Warszawa nie może być karana za to, że jest największym polskim miastem, ale też nie możemy w obecnej sytuacji zostawić mniejszych gmin samym sobie, bo na skutek zaniedbań infrastrukturalnych i rozwojowych z ostatnich 35 lat są przez Warszawę drenowane z inwestycji i kapitału ludzkiego. Na szczęście w rządzie trwają już prace nad zmianą sposobu finansowania samorządów. Czekam na ich efekty. Wróćmy do kwestii politycznych. Jaki jest pani cel na te wybory? Nie jest tajemnicą, że pokonanie kandydata Koalicji Obywatelskiej w Warszawie graniczy z cudem. O co tak naprawdę gra Magdalena Biejat? - Kiedy w 2019 roku startowałam do Sejmu z czwartego miejsca na warszawskiej liście, to też nikt nie wierzył, że zdobędę mandat, a już na pewno, że dostanę ponad 19 tys. głosów. W ostatnich wyborach do Senatu zdobyłam ich już prawie 205 tys. W polityce nie ma rzeczy niemożliwych. A jednak pani sztabowcy, z którymi rozmawiałem, mówili wprost, że celem jest dwucyfrowy wynik i druga tura. - Na pewno chcę pokonać kandydata Prawa i Sprawiedliwości. Chcę nie tylko wejść do drugiej tury, ale też wprowadzić silną reprezentację Lewicy do rady miasta i rad dzielnic, żeby Warszawą nie dało się rządzić bez Lewicy i realizacji lewicowego programu. Co dalej? Na lewicy mówi się o 2025 roku, wyborach prezydenckich i dwóch nazwiskach: Magdalenie Biejat i Agnieszce Dziemianowicz-Bąk. Wybory prezydenckie w Warszawie będą główną próbą przed walką o Pałac Prezydencki? - Bardzo mi miło, że jestem wymieniana w kontekście wyborów prezydenckich i to w tak doborowym towarzystwie, ale nie, tutaj chodzi mi o Warszawę. Co będzie za rok, zobaczymy. Nauczyłam się polityki już na tyle, żeby wiedzieć, że rok to w niej cała wieczność.