Interia sprawdza i relacjonuje nastroje przed wyborami samorządowymi w całej Polsce. Korespondenci i reporterzy portalu rozmawiają z kandydatami na prezydentów miast. Oddajemy również głos lokalnym społecznościom w gminach, miastach powiatowych i wsiach. Sprawdź nasz raport specjalny! Jakub Szczepański, Interia: Często pan zapomina o wywiadach, na które się pan umawia? Przemysław Wipler, kandydat na prezydenta Warszawy: - To chyba pierwszy raz odkąd zostałem posłem. Kwestia potwornego zmęczenia. Nigdy nie zapominałem o swoich obietnicach, również wyborczych, zawsze je realizowałem. Zwłaszcza ostatnie dni były dla mnie bardzo wyczerpujące, pracowałem od świtu do nocy. Zmęczenie, rzecz ludzka. To kampania intensywniejsza niż zwykle? - Mam dużo obowiązków, również parlamentarnych. Moi konkurenci mogli pójść wypoczęci na debatę kandydatów na prezydenta Warszawy w TVP. Tego dnia od 8.30 byłem w Sejmie, A do późnego popołudnia siedziałem na komisji śledczej ds. Pegasusa. Przed występem zdołałem tylko wejść do biura, a potem od razu musiałem jechać do telewizji. "Nadaję się do promocji prohibicji, jak Rafał Trzaskowski do promocji pracowitości" - powiedział pan na antenie publicznego nadawcy. Incydent sprzed Enklawy zapadł panu w pamięć? - Jeśli chce pan skupiać na "wykopaliskach" sprzed kilkunastu lat, a nie na Warszawie, to możemy sobie odpuścić. Dlaczego się pan obraża? Przecież to pańska publiczna wypowiedź. - To najmniej istotna ze spraw kampanijnych. Istotne, że Rafał Trzaskowski jest leniem, nie spełnił prawie żadnej ze swoich obietnic. Nawet po pięciu latach idzie mu jak realizacja stu konkretów Donalda Tuska po stu dniach rządu. Czyli słabo. Zresztą, obecny prezydent Warszawy tylko utknął na chwilę w stolicy, bo chce być prezydentem Polski. Do tej pory mu nie wyszło, ale nie zmienia zdania. Dlatego w ogóle nie powinien kandydować w wyborach samorządowych. Rafał Trzaskowski jest pańskim głównym przeciwnikiem w tej kampanii? - Trzeba odnosić się do tego, kto rządzi. Człowiek, który za kilka miesięcy zostanie europejskim komisarzem albo za rok zechce zostać prezydentem Polski, nie myśli o poważnych inwestycjach, budowie mieszkań i infrastruktury. Bo to projekty na wiele lat. Rafał Trzaskowski nieszczęśliwie utknął, ale warszawiacy nie muszą z tego powodu tkwić w korkach. Ma pan wyrobione zdanie na temat Rafała Trzaskowskiego, ale ja chcę rozmawiać o panu. A w styczniu znów było słychać o sprawie, przez którą pan odszedł z polityki, czyli o rzekomym wyłudzeniu pieniędzy z Fundacji Wolność i Nadzieja. - Odchodziłem z polityki, bo jestem ojcem dużej rodziny. Mam piątkę dzieciaków i w swoich najlepszych latach życia, kiedy nie patrzyłem z optymizmem na to, co się dzieje w parlamencie, postanowiłem zająć się działalnością gospodarczą. Otworzyć firmę, zadbać o rodzinę. To był powód mojego odejścia. Sprawa tamtych 150 tys. zł się za panem ciągnie. Nie obawia się pan, że mogłaby być problemem za pańskiej prezydentury? - Nie. Od siedmiu lat próbuje się mnie szachować jakimiś absurdalnymi zarzutami, które nie mają pokrycia w faktach. Przez sprawę bardzo krytycznie oceniam polski wymiar sprawiedliwości, prokuraturę. Nie powinno być tak, żeby niewinny człowiek tyle czekał na zamknięcie sprawy. Nie wykluczam skargi do Trybunału Spraw Człowieka w Strasburgu ze względu na opieszałość wymiaru sprawiedliwości. Wielokrotnie naruszano przez to moje dobre imię. Skoro wrócił pan do polityki, walczył o mandat poselski, związał się z Konfederacją, chyba musiał się pan liczyć, że takie pytania jak moje, padną? - Wielokrotnie odpowiadałem na podobne pytania, nie przygotował się pan. Jeżeli ktokolwiek jest zainteresowany, niech wróci do wypowiedzi, które już padły. Myślałem, że chce pan rozmawiać o Warszawie... Pozwolę sobie zauważyć, że to ja prowadzę ten wywiad. Obraża się pan, a ja uważam, że sprawy, o które pytam, mogą interesować warszawskich wyborców. - Nie obrażam się. Chce pan odgrzewać stare kotlety. Odpowiedź brzmi: wielokrotnie już odpowiadałem w sprawach, o które pan przed chwilą pytał. Przyznał pan ostatnio, że w prywatnym biznesie zarabiał po 150 tys. zł. Po co był panu ten powrót? Te wywiady, pytania? - Kiedy pierwszy raz zostawałem posłem zarabiałem już więcej niż parlamentarzysta. Prowadziłem firmę, pracowałem w międzynarodowych spółkach z doskonałym wynagrodzeniem. Nigdy nie angażowałem się w politykę dla pieniędzy, zawsze ze szkodą dla dobrobytu mojej rodziny. Żona mnie zniechęcała do powrotu, ale nie ma w niej wielu takich ludzi jak ja. Jakich? - Osób z doświadczeniem w dużych, międzynarodowych kancelariach prawnych, międzynarodowych firmach. Kogoś, kto widzi, jak prowadzić projekty inwestycyjne, prawidłowo zarządzać instytucjami państwowymi czy miastem. Jestem wykształconym prawnikiem, przez lata pracowałem jako przedsiębiorca, dlatego mogę służyć Polakom w parlamencie czy stołecznym ratuszu. "Całodobowa zabawa bez prohibicji i ograniczeń wynikających z uciążliwości dla mieszkańców" - to pańska propozycja na zagospodarowanie okolic Wisły. Jak pan to sobie wyobraża? - Obecnie nie ma w Warszawie jednego miejsca, w którym ludzie moglibyśmy się pobawić, rozerwać. Życie nocne jest rozproszone, uciążliwe dla mieszkańców. Oba brzegi Wisły - wschodni i zachodni, od Mostu Łazienkowskiego do Mostu Gdańskiego, są terenem praktycznie wolnym od zabudowy mieszkaniowej. To może być strefa dobrej kuchni, gdzie można potańczyć, rozerwać się. Bez uciążliwości dla mieszkańców, bo ta część Warszawy jest odcięta od reszty miasta ruchliwymi trasami. W kontekście zagospodarowania terenu przy rzece, mówi pan o "wydłużeniu tunelu biegnącego wzdłuż Wisły". Chodzi o Wisłostradę? - Inwestycja była już planowana wiele lat temu, ale nie dokończono jej. Chodzi o wydłużenie tunelu w kierunku północnym, aby można było odpowiednio zagospodarować teren. Ile to może kosztować? - Nie będę rzucał liczb, ale z całą pewnością modernizację można zrekompensować możliwością zabudowy odzyskanego terenu. Jeżeli miasto wydaje pieniądze na odzyskanie części gruntów, powinno mieć możliwości zabudowy. Ziemia w tej okolicy jest potwornie droga w Warszawie. W kontekście metra mówi pan, że powinno być finansowanie z KPO, ze środków ze zbycia wykorzystywanego majątku miasta. Słychać też o pieniądzach z budżetu centralnego. Jak chce pan to wszystko zrealizować, skoro rządzi PO, a nie Konfederacja? - Wątpię, żeby politycy Koalicji Obywatelskiej i PO, którzy mieszkają w Warszawie, chcieli stać w korkach, dać się odciąć od możliwości dobrego życia. Dlatego jestem przekonany, że nawet we własnym interesie będą chcieli rozwoju stolicy na miarę metropolii XXI w. W ostatnich latach Strefa Płatnego Parkowania tylko się poszerza. Dotyka też mieszkańców Pragi Północ. To dla pana problem? - Jestem przeciwnikiem rozszerzania Strefy Płatnego Parkowania i podnoszenia opłat za parkowanie. Wszystkim regulacjom, działaniom miasta, które mają zniechęcić warszawiaków do używania własnego samochodu. Warszawa powinna zachęcać do korzystania z transportu publicznego. Przecież zachęca. - Zachęta polega na tym, że mam blisko domu szybki transport publiczny. W godzinach szczytu 30 proc. samochodów krążących po Warszawie, tworzących korki, to pojazdy, które szukają miejsc parkingowych. Rafał Trzaskowski zlikwidował ich setki, rozszerzył Strefę Płatnego Parkowania, kilkukrotnie podniósł wysokość opłat karnych. Zablokował Śródmieście, żeby nie dało się parkować. No i fatalnie realizuje inwestycje. Co się panu nie podoba? - Kiedy jedzie się wzdłuż ul. Puławskiej na Mokotowie, obserwując budowę torowiska na Wilanów, uderza, że niewiele się tam dzieje. Do tego wielki korek. Zostaje nam płacz i zgrzytanie zębów na tych, którzy w taki sposób organizują remonty. Jaki problem Warszawy chciałby pan załatwić w pierwszej kolejności po objęciu urzędu? - Skończyć z korkami. To zmiana organizacji ruchu: m.in. likwidacja buspasów, które biegną równolegle do linii tramwajowych. Jeśli chodzi o inwestycje, kluczowa jest intensywna praca nad czwartą linią metra, rozbudową sieci tramwajowej. Doprowadzenie do realizacji inwestycji łączących północ i południe zmniejszy korki na Pradze. Połączenie między Rondem Wiatraczna, a Rondem Żaba. No i trzy obwodnice, których nigdy nie dokończono. Co pan sądzi o "obwodnicy Pragi" biegnącej przez Kijowską do Mostu Świętokrzyskiego? Odkorkowała dzielnicę? - To żadna obwodnica. Miała być dopięta, bez jednokierunkowych odcinków, które oglądamy dzisiaj. Targowa jest zakorkowana, przejazd jednopasmówką przez Targówek Fabrycznych do Ząbek to horror. Kiedy jadę z południa, z Wawra na Białołękę, nawigacja prowadzi mnie przez Marki, bo to jedyna logiczna trasa. Komu pan kibicuje w stolicy? - U mnie to jasne. Jestem kibicem Legii Warszawa. Jako społeczny rzecznik praw kibica zostawałem posłem VII kadencji w 2011 r., przy bardzo dużym wsparciu kibiców. Wiem, że dzięki fanom Legii Warszawa zostałem parlamentarzystą. Dlatego myślę o nich z sympatią i spotykam się z dobrymi reakcjami w trakcie meczów. Przychodzi pan na Łazienkowską 3? - Przychodzę. Na najbliższy mecz nie pójdę, bo trudno mi łączyć Triduum Paschalne i Wielką Sobotę ze spotkaniem z Jagiellonią Białystok. W ten weekend Legia gra na wyjeździe, z Górnikiem Zabrze. Mecz z Jagiellonią jest w niedzielę, ale 7 kwietnia. - W niedzielę wyjazd, a Jagiellonia za tydzień? Faktycznie, Jagę odpuszczę, bo podczas wieczoru wyborczego nie mogę zostawić ludzi, którzy ze mną pracowali. Nie jestem kibicem wyjazdowym, chociaż byłem na kilku wyjazdach. Słyszał pan, jak minister sportu Sławomir Nitras wypowiadał się o Legii Warszawa i Żylecie? O odstraszaniu sponsorów? - Słyszałem, że trybuny mu za to podziękują. Jeśli to będzie wulgarny transparent, potwierdzi tezę pana ministra o chuliganach. - Kibice Legii potrafią być bardzo dowcipni, wulgarni bywają jedynie czasem. Ostatnio na Żylecie pojawiły się transparenty, które dotyczyły kolegi Sławka. "Nitras, zmień dilera" - napisano. To było niegrzeczne, ale niewulgarne. Na koniec zapytam... - Śmieje się pan, ale wie, że tak było. Uśmiecham. Nie wypada mi komentować. - Z pewnością chłopaki nie odpuszczą Nitrasowi. Oni lubią wchodzić w polemikę z władzą, z każdym politykiem. To ludzie bardzo różni, ale łączy ich jedno - zwłaszcza ci, którzy przychodzą na Żyletę są niepokorni. Jakub Szczepański *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!