Jarosław Kaczyński pomylił się, bo myślał, że dzięki transferom socjalnym, potężnym dawkom propagandy, fortelowi referendalnemu, zmianom w ordynacji i wzniecaniu najniższych instynktów, będzie mógł domknąć system. Donald Tusk - bo wierzył, że kampania oparta na jednoosobowej ofensywie i gwiazdorskiej popularności wyprowadzi Koalicję Obywatelską na pierwsze miejsce. Kaczyński wprawdzie wygrał wybory, ale następne lata spędzi w opozycji. Tusk jest liderem opozycji, ale będzie musiał zrewidować indywidualne ambicje i podzielić się władzą w koalicji, która wcale nie będzie łatwa pod względem szczegółów programowych i personalnych. Pomylili się publicyści, którzy twierdzili, że Szymon Hołownia jest ukrytym agentem PiS-u, a Władysław Kosiniak-Kamysz tylko czeka, by wpaść w polityczne ramiona Kaczyńskiego. Trzecia Droga uratowała wynik całej opozycji, a jasne deklaracje jej liderów dewastują wyobrażenie, że PiS może w tym środowisku spodziewać się przychylności. Szymon Hołownia pomylił się, bo nie zrealizował własnej fantazji o przejęciu przywództwa po stronie opozycyjnej. Trochę mniej pomylił się Władysław Kosiniak-Kamysz, ponieważ wprawdzie nie odebrał głosów PiS-owi i nie podbił polskiej wsi, ale uratował Polskie Stronnictwo Ludowe przed nicością. Pomylili się ci, którzy w emocjonalnym zapamiętaniu wieszczyli, że PiS sfałszuje wybory, wyprowadzi wojsko na ulice, a Kaczyński władzy raz zdobytej nie odda. A także ci, którym wydawało się, że zapanuje zgoda narodowa, jeśli tylko usunie się nieusuwalną polaryzację, a między najbardziej zajadłymi stronami polskiego sporu uda się zbudować szerokie racjonalne centrum. Pomyliła się lewica, która wierzyła, że dzięki powtarzaniu tych samych sloganów o rewolucji obyczajowej i nieograniczonym postępie uda jej się poszerzyć własny elektorat, a nic takiego się nie stało. A także znajdująca się po drugiej stronie podkowy Konfederacja, której nie udała się antypoprawnościowa kontrrewolucja. Pomyliły się główne sondażownie, które co kilka dni podawały rozbieżne wyniki badań w tej samej sprawie, oraz socjolodzy i politolodzy, którzy snuli rozmaite wizje, a nawet ich zaskoczyła największa w historii Polski po 1989 roku frekwencja. Najbardziej pomylili się pracownicy mediów publicznych, bo wierzyli, że kłamstwo, agresja, mieszanie z błotem przeciwników politycznych z opozycji przyniesie Zjednoczonej Prawicy zwycięstwo, a im samym kolejne lata dobrostanu. Jeśli do czegoś doprowadzili, to do tego, że dziś nikt z PiS-em nie chce rozmawiać o ewentualnych scenariuszach koalicyjnych, bo wszyscy czują się obrażeni i szykują się do obiecanych w kampanii głębokich rozliczeń. Pomylił się także niżej podpisany, który dzięki wrodzonemu pesymizmowi nie miał wiary w społeczeństwo obywatelskie, tymczasem okazało się, że Polacy masowo ruszyli do lokali wyborczych. Przełamali mit, że wszystko zawsze kończy się jak w "Weselu" Wyspiańskiego. Skończył się pewien rozdział w historii Polski. Może ten następny nie będzie pomyłką. Przemysław Szubartowicz