Scenariusz numer jeden: PiS rządzi w pojedynkę To wymarzony rozwój wypadków dla partii rządzącej. Wymarzony, ale patrząc na dostępne przed wyborami dane, mało prawdopodobny. Aktualnie bowiem średnia sondażowa PiS-u z ostatniego miesiąca to niespełna 34 proc. głosów, a miażdżąca większość badań daje im 190-210 mandatów w nowym Sejmie. - Musiałby wydarzyć się cud - nie owija w bawełnę prof. Jarosław Flis, socjolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego. Ekspert od systemów wyborczych podkreśla, że aby PiS mogło rządzić samodzielnie, musiałoby równocześnie zostać spełnionych wiele warunków. Przede wszystkim, PiS musiałoby być mocno niedoszacowane w sondażach publikowanych w mediach. Po drugie, do parlamentu musiałby się nie dostać jeden albo nawet dwa z trzech mniejszych komitetów (Lewica, Trzecia Droga, Konfederacja). Wreszcie wynik Koalicji Obywatelskiej nie mógłby być wysoki (najlepiej, gdyby był poniżej 30 proc.). - To jest w ogóle niemożliwe, marzenie ściętej głowy - mówi w rozmowie z Interią prof. Rafał Chwedoruk. - 15 października musiałoby dojść do absolutnie niesamowitych wydarzeń. Wydarzeń, przy których słowacka historia partii Roberta Fico byłaby niczym - dodaje politolog z Uniwersytetu Warszawskiego. Scenariusz numer dwa: PiS szuka koalicjanta To dużo bardziej prawdopodobny rozwój wypadków niż samodzielna większość. Jednak zdolność koalicyjna wciąż pozostaje piętą achillesową obecnej ekipy rządzącej. Jedyną formacją, z którą możliwa byłaby oficjalna koalicja rządowa jest Konfederacja. Prof. Jarosław Flis uważa, że jeśli PiS-owi będzie brakować posłów, to z pewnością złożą konfederatom - ci, wedle różnych sondaży, wprowadzą do nowego Sejmu 30-45 posłów - propozycję współpracy. Pytanie, czy będzie to propozycja nie do odrzucenia. Prof. Flis dopuszcza bowiem scenariusz, w którym sami liderzy Konfederacji odmówią współpracy z PiS-em, ale szeregowi posłowie kuszeni rozmaitymi fruktami władzy wywrą na nich potężną presję i zmuszą do politycznego aliansu z Nowogrodzką. - Konfederacja musiałaby być niespełna rozumu, żeby wejść w tym momencie do rządu z PiS-em - przestrzega jednak prof. Rafał Chwedoruk. - Straciłaby natychmiast większość swoich wyborców, przez co w wyborach samorządowych ległaby w gruzach i to byłby jej ostateczny koniec - przewiduje politolog. Podkreśla też, że aby scenariusz sojuszu PiS-u i Konfederacji dawał szanse na rządzenie, PiS musiałoby być pierwsze w stawce, a Konfederacja trzecia. Scenariusz numer trzy: Mniejszościowy rząd PiS-u (plus posiłki z Konfederacji) Na Nowogrodzkiej niechętnie spoglądają w kierunku takiego rozwiązania, bo generowałoby ono mnóstwo trudności, czego próbkę PiS miało już w trakcie drugiej kadencji, gdy po perturbacjach z Porozumieniem Jarosława Gowina musiało momentami desperacko bronić większości w Sejmie. Ostatecznie udało się przeciągnąć na swoją stronę połowę gowinowców, a braki dosztukować kołami poselskimi i stronnictwem Pawła Kukiza. Była to jednak sytuacja wyjątkowa i wymuszona okolicznościami politycznymi. Gdyby PiS musiało rządzić w ten sposób od początku do końca kadencji, byłaby to dla tej partii droga przez mękę. Jednym z wariantów tego scenariusza jest ten, w którym Konfederacja lub część jej posłów warunkowo wspierają mniejszościowych rząd PiS-u, dostają w zamian określone korzyści (materialne albo polityczne) albo gwarancję realizacji ich projektów. Jednocześnie nie ponoszą za nic odpowiedzialności i w każdej chwili mogą wywrócić stolik. Inny wariant to skaptowanie przez PiS potrzebnej liczby brakujących posłów tak, żeby zapewnić sobie przynajmniej 231 mandatów w Sejmie. Zdaniem prof. Jarosława Flisa, tego rodzaju współpraca z PiS-em "nie jest wymarzonym scenariuszem dla Konfederacji". - W jej strategicznym interesie jest załatwienie PiS-u. Jeśli chcą przetrwać w wielkiej polityce i nie podzielić losu LPR, to mają tylko jedno wyjście: doprowadzić do rozłamu PiS-u i przejąć całe pokolenie 45- w PiS-ie - tłumaczy socjolog. Prof. Rafał Chwedoruk dodaje, że samo poparcie prezydenta Andrzeja Dudy to za mało, żeby mniejszościowy rząd PiS-u mógł sprawnie działać. Gdyby tak było, PiS zdecydowałoby się na taki krok już w mijającej właśnie kadencji. - Poza tym, po doświadczeniach z 2007 roku Jarosław Kaczyński nigdy nie zdecyduje się na taki wariant bez uprzedniego przygotowania sytuacji na sali sejmowej - zaznacza politolog. Scenariusz numer cztery: Demokratyczna opozycja odzyskuje władzę Na ten scenariusz wskazuje większość publikowanych w mediach od wielu tygodni sondaży. Trzy partie tzw. demokratycznej opozycji - Koalicja Obywatelska, Trzecia Droga i Lewica - od dawna mówią, że po wyborach stworzą wspólny rząd, jeśli ich wyniki dadzą im taką możliwość. Zdaniem rozmówców Interii byłby to najstabilniejszy z możliwych po wyborach układów politycznych. Prof. Rafał Chwedoruk uważa, że chociaż trójkę koalicjantów programowo wiele rzeczy dzieli, to łączy ich nie tylko chęć odsunięcia PiS-u od władzy, ale także poglądy m.in. na politykę zagraniczną, kwestie bezpieczeństwa czy ochronę środowiska. Dodatkowa czynniki wzmacniające powyborczy sojusz trzech formacji to wizja zwycięskich dla opozycji wyborów samorządowych w 2024 roku oraz odbicia Pałacu Prezydenckiego w kolejnym roku. - Poza tym, taki rząd od początku mógłby liczyć na olbrzymią przychylność czołowych graczy europejskich oraz sympatię administracji Joe Bidena - mówi politolog z UW. I dodaje: - Wreszcie żadna z tych trzech formacji nie jest na tyle silna, żeby uważać, że destabilizacja Sejmu posłuży jej interesom politycznym i sprawi, że wyraźnie wzmocnią swój stan posiadania. Prof. Jarosław Flis dodaje, że prawdopodobieństwo stabilnych rządów takiej koalicji zwiększa fakt, że w samorządach tego rodzaju sojusze już obserwowaliśmy i radziły sobie dobrze. Zaznacza jednak, że w Sejmie koalicjanci musieliby zmierzyć się z zupełnie innymi napięciami. Jednym z nich jest wariant, w którym z PiS-u do Koalicji Obywatelskiej, Polski 2050 i PSL zaczęliby uciekać kolejni parlamentarzyści. Gdyby była to bardzo liczna grupa, w pewnym momencie Lewica mogłaby okazać się zbędna z punktu widzenia KO, Polski 2050 i PSL. - Dawniej podejście Platformy do Lewicy było bezwzględne: zapraszamy, jak musimy; wypraszamy, jak możemy - przypomina prof. Flis. - Wiele w takim wariancie zależałoby od tego, jak blisko młodemu pokoleniu PO jest do Lewicy. W jeszcze innym wariancie może udałoby się ją rozbić albo nawet wchłonąć, zostawiając na zewnątrz Partię Razem - analizuje. Scenariusz numer pięć: Szorstka przyjaźń opozycji z Konfederacją Może się jednak zdarzyć tak, że Koalicja Obywatelska, Trzecia Droga i Lewica nie będą w stanie stworzyć rządu bez pomocy Konfederacji. W takim przypadku to formacja Sławomira Mentzena i Krzysztofa Bosaka zadecydowałaby, czy i ewentualnie komu pomoże sformować rząd - tzw. demokratycznej opozycji czy PiS-owi. Po stronie opozycji czołowi politycy KO i Trzeciej Drogi nie wykluczają współpracy z konfederatami, jeśli sytuacja będzie tego wymagać. - Wierzę, że wygra demokratyczna opozycja, ale istnieje możliwość, że będziemy mieli jakiegoś rodzaju pat i trzeba będzie szukać rozwiązań tymczasowych - enigmatycznie na pytanie o koalicję z Konfederacją odpowiedział w wywiadzie z Interią Rafał Trzaskowski, wiceprzewodniczący i człowiek numer dwa w Platformie Obywatelskiej. Współpracę z konfederatami kategorycznie wykluczają natomiast liderzy Lewicy. Są granice, poza którymi kompromis zmienia się w kompromitację. Ja nie mam zamiaru wchodzić z brunatnymi do rządu. Przeciwnie, koncentruję się na tym, żeby odebrać im jak najwięcej mandatów - zarzekał się w rozmowie z Interią Adrian Zandberg, współprzewodniczący Partii Razem. Prof. Jarosław Flis ocenia, że gdyby alians z Konfederacją był jedyną szansą na odsunięcie PiS-u od władzy, wszystkie partie dzisiejszej opozycji znajdą się pod gigantyczną presją. - Dla opozycji absolutnym priorytetem jest odsunięcie PiS-u od władzy. Jeśli po wyborach będzie na to choć cień szansy, a ktoś się zbuntuje i odmówi, to zostanie zjedzony. Przez inne partie, ale też przez wyborców opozycyjnych, dla których to byłaby wyczekiwana od ośmiu lat szansa - przewiduje socjolog z UJ. Prof. Rafał Chwedoruk zwraca jednak uwagę, że Lewica musiałaby być bardzo słaba w przyszłym Sejmie, żeby nie mieć mniejszości blokującej dla sojuszu tzw. demokratycznej opozycji z Konfederacją. - Jest też inna ewentualność - wspomina. I wyjaśnia: - Część Lewicy i część Konfederacji po cichu tolerowałyby mniejszościowy rząd Koalicji Obywatelskiej, a jeszcze szybciej mniejszościowy rząd techniczny, który pozornie miałby doprowadzić do nowych wyborów, ale w praktyce rządziłby do czasu, aż w Sejmie dojrzałaby jakaś stabilna większość gotowa do przejęcia władzy. Zarówno prof. Flis, jak i prof. Chwedoruk są jednak zgodni, że dzisiejszej opozycji trudno funkcjonowałoby się w takim układzie. - To najtrudniejszy wariant dla opozycji, ale z pewnością nie można go wykluczyć - puentuje prof. Flis.