O tym, czy będzie to głos oddany na opozycję, nie zdecyduje już ani czar Tuska, ani program polityczny, ale kształt list, które mamy poznać na dniach. "Sztuczność równościowego suwaka" Obecnie - gdy autokraci mają absolutnie wszelkie możliwości, by władzy nie oddać, a demokraci stoją pokłóceni w miejscu i mimo przyklejonych do twarzy uśmiechów drżą o wspólny wynik - tylko uruchomienie najmocniejszych i najpopularniejszych politycznie zawodników może uratować wynik opozycji, która będzie się mierzyć nie tylko z Kaczyńskim, ale także z Konfederacją oraz z kapryśnym systemem przeliczania głosów na mandaty. Jeśli w refleksji szefa PO/KO zwycięży sztuczność równościowego suwaka, partyjne kalkulacje i wycinanki oraz chęć zdławienia "wroga wewnętrznego", a na listy trafią głównie nazwiska skrojone pod przyszły - posłuszny liderowi - klub sejmowy, o zwycięstwo nawet o włos będzie ciężko. Zwłaszcza że PiS tym razem nie będzie mieć hamulców, by po wyborach zniszczyć osłabioną opozycję polityczną. "Lider PiS ma zbyt dużo do stracenia" Zresztą im słabsza będzie opozycja po wyborach, tym skuteczniejszy będzie Kaczyński w swoich personalnych łowach, na które dzień po ogłoszeniu wyników ruszy do wszystkich środowisk opozycyjnych, ale do KO i Trzeciej Drogi w szczególności. Jeśli ktokolwiek po stronie liberalno-lewicowo-ludowej wyobraża sobie, że przypadkowi spadochroniarze bez doświadczenia politycznego będą gwarancją sukcesu i lojalności, a po przegranej rywalizacji uda się znów spokojnie przeczekać w opozycji, to znaczy, że nie ma pojęcia o polityce i przespał ostatnie osiem lat. Lider PiS ma zbyt dużo do stracenia, by - jeśli zabraknie mu kilku lub kilkunastu głosów do rządzenia - nie zniżyć się do prośby, groźby, obietnicy czy perswazji w celu znalezienia nowych sojuszników. Wie zresztą, że bez trudu ich znajdzie, byle tylko nie rządzić z nieprzewidywalną Konfederacją. Ekipa bez ikry Tymczasem publiczność opozycyjna raczona jest ostatnio batalistycznym krajobrazem wewnętrznym. Władysław Kosiniak-Kamysz mówi, że marsz 4 czerwca zaszkodził całej opozycji. Zwolennicy Platformy i ona sama marzą o zatopieniu Trzeciej Drogi. Szymon Hołownia równa PO z PiS-em, na przykład w sprawie poparcia 800 plus. Na lewicy pojawiają się kpiny z jesiennego marszu Tuska i rozdzierane koszule przeciw Romanowi Giertychowi. W sercu największej koalicji opozycyjnej dominują szeptanki o tym, czy Tusk wytnie schetynowców, kogo z lewicy przytuli do serca, jak wielkim jest solistą, na ile dopuści do kampanii Rafała Trzaskowskiego, czy będzie chciał napisać listy pod wygraną, czy pod siebie, itp. Jakby z horyzontu opozycji zniknął gromko obwieszczany cel tak bezprecedensowych wyborów. Do konieczności mocnych list wyborczych - czyli ostatniej deski ratunku opozycji przed starciem z gotowym na wszystko partyjno-państwowym molochem PiS - trzeba dodać wiarygodność. Jeśli opozycja od ośmiu lat trąbi o niszczeniu ustroju i praworządności państwa przez władzę, a ostatnio o bezwzględnych rozliczeniach rządzącej ekipy, a jednocześnie sama - w mikro- i makroskali - pokazuje się jako organizm wewnętrznie rozdarty, targany niezdrowymi ambicjami, niezdolny do znalezienia odpowiedzi na sytuację nadzwyczajną, to jawi się obywatelom jako ekipa co najmniej bez ikry. Lider opozycji na pewno zdaje sobie sprawę z tego, że jeśli wyborcy niezdecydowani wyczują choć cień fałszu w przekazie, a zwłaszcza na listach, w najlepszym wypadku zostaną w domach, a do opozycyjnej bańki nie dopłynie nowy elektorat. Pytanie, czy osobisty brak złudzeń przekuje w polityczny czyn. Przemysław Szubartowicz