Ta surrealistyczna sytuacja przepowiada przyszłości. Rząd, który powstanie, nie będzie miał żadnej taryfy ulgowej czy stu dni spokoju. Mówiąc żartem, ci, którzy przez ostatnie osiem lat zajmowali się patrzeniem na ręce opozycji, teraz wreszcie zaczną patrzeć na ręce władzy. Na przymrużone oczy może natomiast liczyć pokonane PiS, które liże rany, a świadomość, że może już nigdy nie wrócić do rządzenia, będzie rozniecać żar wewnętrznych rozliczeń, potęgować resentyment i sycić pragnienie zemsty. CZYTAJ WIĘCEJ: Tragikomedia pomyłek Opozycja, która szykuje się do przejęcia władzy, rzeczywiście nadmuchała oczekiwania społeczne, które frustruje teraz Andrzej Duda, odsuwając w czasie procedurę oddania władzy. Nowy rząd będzie musiał szybko doprowadzić do odblokowania środków z Krajowego Planu Odbudowy, zliberalizować prawo aborcyjne, uzdrowić media publiczne, przywrócić handel w niedziele, ułatwić życie przedsiębiorcom, a przede wszystkim wywiązać się z obietnicy rozliczenia odchodzącej ekipy z łamania konstytucji, inwigilowania polityków, zamiecionych pod dywan afer. Donald Tusk doskonale wie, że nierozliczenie Zbigniewa Ziobry przed laty doprowadziło do głębokiego niezadowolenia żelaznego elektoratu jego partii. Jeśli teraz ponownie zawiódłby w tej sprawie - i ktoś znów nie dotarłby na kluczowe głosowanie w Sejmie - popełniłby coś w rodzaju politycznego seppuku. W tym sensie szykująca się do rządzenia opozycja musi zdawać sobie sprawę, że ciąży na niej historyczna odpowiedzialność, którą sama sobie zaprojektowała, przekonując suwerena, że jest gotowa do przejścia od monopartyjnej autokracji do odbudowy systemu liberalno-demokratycznego. Ludzie, którzy masowo poszli do urn, by zaprotestować przeciw wizji Polski forsowanej przez Jarosława Kaczyńskiego, nie dadzą się łatwo przekonać, że spodziewane wetowanie ustaw przez prezydenta można traktować jako alibi dla braku sprawczości. Nie będą także pobłażliwie patrzeć na tych polityków, którzy - ku uciesze PiS - kłócą się publicznie w mediach społecznościowych, zamiast w zaciszu gabinetów szukać kompromisów i potem ogłaszać je światu. CZYTAJ WIĘCEJ: Przegrani wygrani, wygrani przegrani Koalicja trzech różnych ideowo formacji opozycyjnych będzie wymagała doprowadzenia sztuki konsensusu do perfekcji. Pierwsze pęknięcia mogą dotyczyć spraw światopoglądowych, co będzie się uzewnętrzniać w czasie rozmów o obsadzie poszczególnych stanowisk. Już dziś w obozie przyszłej władzy słychać opinie, że oddawanie spraw oświaty w ręce lewicy to nie najlepszy pomysł. Trudno się z tym zresztą nie zgodzić. Dzisiejsza lewica, której elektorat się kurczy, w niczym nie przypomina racjonalnej socjaldemokracji sprzed lat. Nie ma tam nikogo na miarę nieżyjącej już byłej minister edukacji Krystyny Łybackiej, a na skrajny konserwatyzm Przemysława Czarnka nie można odpowiadać politpoprawnościowym ideolo i niekontrolowanym postępem. Szkoła najbardziej potrzebuje dziś mądrości, a nie skrajności. Prof. Antoni Dudek powiedział niedawno, że na naszych oczach prawicowa rewolucja PiS przechodzi do historii. To prawda. Formacja Kaczyńskiego w sensie politycznym ma wybite zęby, a model rządzenia przy użyciu populistycznych chwytów i pobudzania najniższych instynktów popiera znacząco mniej wyborców, niż zwycięską koalicję formacji opozycyjnych. A jednak pokaźny elektorat prawicowy już dziś czeka na nową konsolidację, a najważniejsi politycy przegranego obozu mogą wykorzystać demonstrację 11 listopada do proklamowania radykalnego mitu, w którym cała nowa władza będzie obsadzona w roli największego, "lewackiego" zagrożenia dla cywilizacji chrześcijańskiej. Dla zwycięskiej koalicji wszystko to oznacza, że łatwo już było. Przemysław Szubartowicz