Pomagamy Ukraińcom. Kogo będzie to wkrótce uwierać?
Kiedy temat uchodźców z Ukrainy przestanie nas łączyć? Na razie entuzjazm wciąż przeważa. Ale w internecie mnożą się pierwsze incydenty. Głosy Konfederacji przeciw ustawie o pomocy uchodźcom to ponury sygnał.
"Wróciłam ze szpitala na Kopernika (Kasia znowu skręciła chyba nogę i jej spuchła). Po godzinie czekania na panią dr ... dostałam info, że teraz przyjmują tylko Ukraińców i z wypadków.... Kasi nawet RTG nie zrobili.." - Info z pierwszej ręki od znajomej z Ząbek..." - taki wpis pojawił się na Facebookowym koncie Piotra Strzembosza, byłego radnego sejmiku mazowieckiego. Strzembosz to dawny działacz Prawicy Rzeczpospolitej, partii założonej przez Marka Jurka, dziś podzielonej na kilka odłamów.
Trolling po myśli agresora
Jak tłumaczył potem Strzembosz, zamieścił on smsa znajomej, której ufa. Ten post wywołał falę krytyki w mediach społecznościowych, ale też spotkał się z oficjalnymi zaprzeczeniami Ministerstwa Zdrowia, które twierdzi, że w żadnym szpitalu nie segreguje się pacjentów według narodowości. Resort nazwał wpis przykładem "trollingu po myśli rosyjskiego agresora". Pod naporem tych głosów polityk (a dziś właściwie bardziej komentator) nie skasował posta, ale uznał go za "niefortunnie sformułowany".
Dlaczego mnie to poruszyło? Otóż to jeden z pierwszych przejawów czegoś, czego należało się spodziewać. Półtora miliona uchodźców, którzy w ciągu dwóch tygodni przekroczyli granice Polski, nie może budzić samych tylko przejawów entuzjastycznej solidarności.
Początkowo takie głosy rzadko padały ze strony czynnych polityków (choć padły ze strony Konfederacji, choćby w stosunku do ustawy o pomocy uchodźcom). Ton na razie ostrożnych przestróg pojawia się w niektórych mediach internetowych (choćby w telewizji internetowej "Media Narodowe"). Zrazu alarm dotyczył przede wszystkim przybyszów z Ukrainy niebędących Ukraińcami. W Przemyślu histeryczne pogłoski o ekscesach z ich strony zaowocowało patrolowaniem ulic przez kiboli. Przed niekontrolowanym napływem uchodźców "niepożądanych" zdążył już przestrzec ojciec Tadeusz Rydzyk, skądinąd niezainteresowany pomaganiem nawet tym, których przybywania do Polski nie kwestionuje.
Przykład plotki powtórzonej przez Strzembosza wskazuje, czego mogą dotyczyć konflikty. Ustawa przyjęta przez Sejm daje uchodźcom z Ukrainy uprawnienia polskich obywateli. Samo wrażenie, że będący często w kiepskiej kondycji Ukraińcy zajmują w kolejkach do placówek zdrowotnych miejsca "dla Polaków", może być okazją do narzekań.
Lokalne wojny mogą się pojawiać w nagle zatłoczonych szkołach. W necie padają pytania o sens obdarzania Ukraińców uprawnieniami socjalnymi typu "500 plus". Tylko czekać pierwszych incydentów wynikających z nie zawsze oczekiwanego sąsiedztwa. Ukraińcy (przede wszystkim Ukrainki) są przecież coraz bardziej widoczni na ulicach. Niektórym to wystarczy, aby się wkurzyć.
Mity i uprzedzenia
Nie sądzę, aby było to wkurzenie masowe. Podtrzymuję swoją opinię sprzed tygodnia: mamy szansę na swoistą społeczną, bo przecież nie polityczną "konfederację" z innym narodem.
Ale już dziś chętnie powołujący się na Victora Orbana internetowi komentatorzy typu Marcina Roli apelują, aby kierować się przede wszystkim nie solidarnością, a "interesem narodowym" (on akurat nie kwestionuje samej pomocy, ciekawe jak długo w tym wytrwa, był jednym z tych, którzy podsycali niechęć do przybyszów nieukraińskich). Tak zwane środowiska "kresowe" chętnie wracają do wypominania Ukraińcom zbrodni na Wołyniu.
Plotki o złych uchodźcach o innym kolorze skóry spotkały się z oficjalną ripostą prezydenta Dudy. Nie wątpię, że będzie można na niego liczyć, gdyby zaczęły się mnożyć incydenty dotyczące samych Ukraińców - zawsze okazywał naszemu wschodniemu sąsiadowi życzliwość nawet ponad oficjalną pisowską linię.
Zarazem już dziś politycy niemieccy gotowi są oskarżać Polaków o rasizm, nieliczni politycy polscy typu Janiny Ochojskiej - także, choć ona powraca wciąż do postępowania wobec innych imigrantów przerzucanych do Polski przez służby Łukaszenki. Fanatyzm samozwańczych obrońców "narodowej tożsamości" i tych, którzy robią przemysł z oskarżania Polaków, mogą się zacząć wzajemnie nakręcać.
Politycy i zwykli internauci pocieszają się, że ewentualna antyukraińska propaganda to dzieło Rosjan. I pewnie w wielu wypadkach tak jest. Ale przecież nie zawsze. Uprzedzenia są także produktem autentycznych przekonań. Żeby być rosyjskim trollem, nie trzeba być płatnym agentem Moskwy. Dziś to środowiska niszowe, ale jutro, pojutrze?
Pewne spory są fundowane na ewidentnych mitach. Kiedy kolejny kandydat na rzecznika "interesu narodowego" Wojciech Cejrowski żąda gwarancji, że ukraińscy przybysze nie będą zajmować miejsc pracy należnych Polaków, produkuje fikcję. Odpływ ukraińskich mężczyzn wracających do ojczyzny, żeby tam walczyć, wywołał w niektórych regionach i firmach problem odwrotny: braku rąk do pracy. W Polsce nie ma dziś plagi bezrobocia. Skądinąd znacząca część przybyszów to dzieci, które nikomu niczego nie zabiorą.
To wywołuje zresztą i reakcje przeciwne, czasem z zaskakującej strony. Na swojej bardzo długiej konferencji prasowej przemawiający niczym profesor podczas wykładu prezes NBP Adam Glapiński snuł wizję wręcz wzrostu ekonomicznego animowanego napływem imigracji. Z tym także warto być ostrożnym. Unikajmy wrażenia satysfakcji z powodu drenaży ukraińskiej siły roboczej przez Polskę. Przecież dla nich to tragedia, a nie przygoda.
Ale to znamienne rozumowanie jest zarazem odtrutką na podszyte nacjonalizmem "obawy". Czy ukraińskie "dodatkowe ręce do pracy" okażą się czynnikiem w pełni równoważącym narastające wydatki socjalne, to się dopiero okaże. Ale wizja okradających nas darmozjadów jest nie tylko obrzydliwa z punktu widzenia naszych moralnych zobowiązań do pomocy. Jest co najmniej naciągana, jeśli nie kompletnie fałszywa.
Wrażenie jedności znika
Przy okazji przyjmowania ustawy o pomocy obywatelom Ukrainy pojawiły się kontrowersje burzące wrażenie chwilowej jedności polskiej klasy politycznej. Z jednej strony z woli Zjednoczonej Prawicy same przyjęte przepisy zawierają luki, choćby brak wsparcia dla współmałżonków, którzy nie mają ukraińskiego obywatelstwa. Osobnym sporem był ten wokół swoistego zwolnienia urzędników z naruszeń prawa przy okazji wykonywania tej ustawy. Nie umiem ocenić, czego jest tu więcej: słusznego przekonania, że trzeba czasem w stanie wyższej konieczności omijać procedury, czy równie słusznej obawy przed bezkarnością administracyjnego aparatu.
Pojawiają się też kontrowersje co do tego, kto pomaga skuteczniej. Coraz popularniejsza jest wersja zgodnie, z którą rząd owszem daje pieniądze, ale główny ciężar pracy z uchodźcami spoczywa na samorządach i na wolontariuszach ze społecznych organizacji. Bez wątpienia te tematy będą nabrzmiewać.
A zarazem spośród 12 posłów głosujących przeciw ustawie aż dziewięciu to parlamentarzyści Konfederacji, wszyscy obecni na sali. Konrad Berkowicz z jednej strony kwestionował samą ideę pomocy socjalnej, z drugiej powtarzał frazes z wpisu Strzembosza: Ukraińcy mają rzekomo dostawać więcej praw niż Polacy Można to potraktować jako zapowiedź odwoływania się przez to polityczne środowisko do obaw "zwykłych ludzi". Posłowie Konfederacji poparli w pierwszej chwili twardą linię wobec Kremla, ale jako jedyni nie jeździli na granicę, żeby pomagać. Można się obawiać, że ten temat będzie obecny w naszym życiu publicznym coraz mocniej.
Ta linia Konfederacji może zyskiwać wsparcie także bardziej znanych, można by rzec bardziej mainstreamowych komentatorów. Łukasz Warzecha dzień w dzień narzeka na twitterze na to, że polski rząd źle się przygotował i do kryzysu uchodźczego i do ekonomicznych procesów związanych z sankcjami. Ma do tego prawo. Ale on idzie dalej.
Na wieść, że Ukraińcy dostali prawo bezpłatnego korzystania z warszawskiego metra, przypomina publice, ile kosztuje miesięczny bilet. A więc, drodzy warszawiacy, wyzyskują was. Dodajmy, że i Warzecha i Rola i Strzembosz wytrwale mobilizowali Polaków przeciw restrykcjom covidowym, i przeciw "przymuszaniu" Polaków do szczepionek. W bardziej prymitywnej wersji konta antyszczepionkowców mobilizują dziś internautów po stronie Rosji, a przeciw Ukrainie.
Celem Putina była rozprawa z Ukrainą. Ale przy okazji znalazł narzędzie destabilizacji sytuacji w Polsce. Nie jest to z mojej strony głos przeciw otwartej granicy. Przeciwnie, trzeba było to zrobić, cywilizowani ludzie nie mogli wybrać inaczej. Ale warto mieć świadomość zagrożeń. I warto stawiać im opór. Ja jako dziennikarz zrobię wszystko, żeby wyboru ludzi cywilizowanych i humanitarnych bronić.