Poręba: Sikorski upokarza Polaków. Mają prawo nazywać go zdrajcą
Szef MSZ prowokuje oskarżenia o zdradę. Pomysł, żeby w Berlinie prezentować założenia polskiej polityki zagranicznej, był niepoważny. Polacy mają prawo krzyczeć: "Sikorski zdrajcą narodu" w sytuacji, kiedy są upokarzani - mówi w Kontrwywiadzie RMF FM Tomasz Poręba, europoseł Prawa i Sprawiedliwości.
- Rezerwy NBP zgromadzono na czarną godzinę. Próba przekazania ich za granicę, bez zgody parlamentu, będzie sprzeczna z polską racją stanu - ostrzega.
Konrad Piasecki: Nie hołduje pan, panie pośle, zasadzie, każącej prać brudy we własnym domu.
Tomasz Poręba: - Ja uważa, że ta histeria wczoraj po wystąpieniu moim, czy innych europosłów z Polski na temat polskiej prezydencji, gdzie w europarlamencie ja wyraziłem swoją opinię na temat tego, jak ta prezydencja wyglądała, no mam do tego prawo. Oceniam ją krytycznie, była mało ambitna i mało kreatywna. Nie rozumiem, dlaczego spotkała się z takim wielkim atakiem na część polityków przez media.
Bo w sytuacji, gdy cała Europa bije polskiej prezydencji brawo i mówi: świetna, świetna, wstają panowie Poręba i Kurski i twierdzą, że była słaba, wycofana i mało ambitna, uczucia patriotyczne Polaków cierpią.
- Pytanie, dlaczego wszyscy tak nas chwalą. Otóż dlatego nas wszyscy chwalą, bo nie podjęliśmy żadnych ważnych tematów z punktu widzenia Polski, a równocześnie dzięki temu nie podjęliśmy tematów ważnych i trudnych z punktu widzenia Unii Europejskiej.
Chce pan powiedzieć, że polska prezydencja zdradzała polskie interesy?
- Nie, ja stwierdzam, że mieliśmy pół roku na to, żeby podnieść ważne sprawy z punktu widzenia polskiego interesu narodowego. Nie tylko polskiego, ale także nowych krajów członkowskich, bo proszę pamiętać Polska reprezentuje także nowe kraje członkowskie jako lider tej prezydencji. Mogliśmy rozmawiać o rolnictwie, bo kiedy rozmawiać o rolnictwie jak nie teraz, kiedy Polska, rolniczy kraj, mogła spokojnie to do prezydencji wprowadzić. Nie zrobiliśmy tego i nie zrobi tego ani Grecja, ani Cypr, które mają przed nami prezydencję.
Pan mówi, że to histeria, ja mówię, że zdziwienie. My tu wszyscy w Polsce pamiętamy niejakiego Tomasza Porębę, który pół roku temu mówił, że takie wypowiedzi na forum Parlamentu Europejskiego są "tak fatalne, że aż ręce opadają". Jak Zbigniew Ziobro zaatakował w Parlamencie Europejskim Donalda Tuska, to pan był pierwszym, który wylewał na jego głowę nie powiem co.
- Nie wiem, czy pan słyszał moją wczorajszą wypowiedź. W mojej wczorajszej wypowiedzi powiedziałem nie mniej, nie więcej, że to była słaba prezydencja, podczas której najważniejsze wydarzenia odbywały się bez naszego udziału. Szczyt w sprawie kryzysu gospodarczego organizowały za nas Niemcy, szczyt w sprawie Libii organizowała za nas Francja. Wczoraj byłem w ogóle zdziwiony tym, że Donald Tusk kiedy powiedziałem, że szczyt w sprawie Libii organizowała za nas Francja, powiedział, że nie, że to było w marcu. Oczywiści, to było w marcu ale był też drugi szczyt w sprawie Libii, pierwszego września tego roku, na którym był Donald Tusk. Premier polskiego rządu nie wiedział, że taki szczyt w ogóle się odbył podczas jego prezydencji.
Panie pośle. ale czy uważa pan, że Strasburg czy Bruksela to są najlepsze miejsca, by polska opozycja rozliczała się z polskim rządem?
- Panie redaktorze, Parlament Europejski jest miejscem, gdzie trzeba rozmawiać i musi się rozmawiać o ważnych sprawach dla Unii Europejskiej, dla Polski, dla krajów regionu. Kiedy Viktor Orban, premier Węgier, otwierał węgierską prezydencję, węgierscy socjaliści bardzo brutalnie go zaatakowali w Parlamencie Europejskim i jakoś tego nie podnosił i nie krytykował.
Jak to? Węgierska prasa huczała, panie pośle.
- Kiedy Tony Blair otwierał brytyjską prezydencję, był bardzo mocno zaatakowany przez brytyjskich konserwatystów w Parlamencie Europejskim, i też jakoś nikt tego nie podnosił, uznając, że jest to wszystko w ramach formalnego dyskursu politycznego, demokratycznego. Bo gdzie, jak nie w Parlamencie Europejskim, reprezentacji Unii Europejskiej, rozmawiać o ważnych sprawach z punktu widzenia Europy? Naprawdę, mamy olbrzymie... Część polskiej klasy politycznej, część polskich mediów ma gigantyczne kompleksy europejskie i bardzo byśmy chcieli, żeby nas klepali, mówili, że jesteśmy super, przyklepali po plecach, mówili, że jesteśmy rewelacyjnym krajem, mieliśmy świetną prezydencję. Tylko pytanie, co z tych pochwał ma Polska? Niepodjęcie tematów ważnych - rolnictwa, niepodjęcie tematów związanych z bezpieczeństwem energetycznym, podpisanie podczas naszej prezydencji - przy milczącej zgodzie tak naprawdę polskiego rządu - Gazociągu Północnego, uruchomienie tego gazociągu, załatwienie...
Panie pośle, przepraszam, czy uważa pan, że polska prezydencja powinna kłaść się na dnie Bałtyku i zatrzymywać gaz płynący z Rosji do Niemiec? No, to jest śmieszny argument, że podczas polskiej prezydencji uruchomiono gazociąg.
- Nie, to nie jest śmieszny argument. Uważam, że polska prezydencja powinna mieć odwagę, siłę - i mówiłem też wczoraj o tym w swoim wystąpieniu...
Żeby przepiłować ten gazociąg.
- ...żeby powiedzieć, jakie jest jej stanowisko w tej sprawie. A milczeliśmy, jak zawsze milczymy, milczeliśmy i to jest najbardziej smutne i przykre.
Pan mówi: "Gdzie, jeśli nie w Brukseli czy w Strasburgu, o tym dyskutować", Prawo i Sprawiedliwość dyskutuje też na ulicach Warszawy. Dlaczego Radosław Sikorski jest zdrajcą?
- Wie pan, jeżeli Radosław Sikorski, minister polskiego rządu, prezentuje założenia polskiej polityki zagranicznej, polityki europejskiej w Berlinie bez jakiejkolwiek wcześniejszej konsultacji z polskim parlamentem, bez przedstawienia tych tez w polskim parlamencie, to znaczy, że to jest niepoważny i zły pomysł.
No tak, ale od złego pomysłu do hasła "Sikorski zdrajcą narodu" jest jeszcze potężna odległość, a tymczasem demonstracja PiS-u krzyczy "Sikorski zdrajcą narodu, Tusk do Berlina".
- To, co zrobił Sikorski, prowokuje tego typu określenia. Ludzie w Polsce mają prawo do wyrażania tego typu opinii w sytuacji, kiedy są upokarzani przez swojego ministra spraw zagranicznych, który zamiast przedstawiać założenia polskiej polityki zagranicznej na forum polskiego parlamentu, robi to w Berlinie. Co więcej, prosi Berlin o pomoc, zapominając, że to przecież Polska jest krajem, który prowadził prezydencję i to Polska powinna mieć propozycje, to Polska nie powinna godzić się w ubiegłym tygodniu na kompletnie sprzeczną ze zdrowym rozsądkiem pomoc strefie euro, która ma wystarczającą ilość instrumentów, które powinny zostać uruchomione - tak, jak wzmocnienie Europejskiego Banku Centralnego.
Bo pan uważa, że na ten fundusz stabilizacyjny Polska nie powinna dawać ani grosza, tak?
- W pierwszej kolejności strefa euro powinna się zająć swoimi sprawami, a proponowanie, żeby Polska wzmacniała strefę euro w sytuacji, kiedy jest jednym z najuboższych, najsłabszych krajów Unii Europejskiej, jest po prostu sprzeczne z logiką.
Co PiS zrobi, jeśli rząd i NBP przekażą jednak te pieniądze i to bez zgody Sejmu?
- Jeżeli mówimy o rezerwach banku centralnego, jeżeli mówimy o tych środkach, które są zarezerwowane na czarną godzinę, na sytuację kryzysową w Polsce i jeżeli mówimy o jakichkolwiek próbach przekazania pieniędzy do Brukseli bez zgody polskiego parlamentu, to uważam, że to będzie sprzeczne z Polską racją stanu i sprzeczne z polską polityką i z polskimi interesami.
I to będzie tak, że te pieniądze pójdą, a wy złożycie wniosek o Trybunał Stanu dla panów Tuska i Belki?
- Ja nie wiem, jak to zostanie do końca rozwiązane, dlatego, że również rząd, Donald Tusk nie ma pomysłu na razie - z tego, co widać - na to, jak te środki przekazać do Brukseli. Ja wierzę, że polskiemu premierowi i polskiemu rządowi wystarczy zdrowego rozsądku, żeby skonsultować tę decyzję z opozycją, z polskim parlamentem, zanim ją podejmie, bo są to środki stanowiące dobro wspólne Polski, dobro wspólne Polskiego Państwa i nie powinny być jednostronną decyzją polskiego rządu, polskiego premiera przekazywane za granicę.
Jeśli, to chyba nie do Brukseli, a do Waszyngtonu, bo tam jest siedziba Międzynarodowego Funduszu Walutowego.
- Tak, ale to przecież Międzynarodowy Fundusz Walutowy ma wzmacniać strefę euro, więc w tym sensie.