Jadwiga Emilewicz: Polacy potrzebują zgody, a nie zaostrzonego konfliktu
"Prezes PiS Jarosław Kaczyński nie mówi "nie" mojej kandydaturze na prezydent Krakowa [...] Chcę pokazać krakowianom, że ta propozycja nie jest czysto PR-owa, jak niektórzy mówią, ale że jest głęboko przemyślana i wiąże się z nią poważny projekt dla Krakowa. To być może sprawi, że nasi koalicyjni partnerzy uznają, że jestem kandydatem, który jest w stanie z dużą determinacją powalczyć o to miasto".
Z Jadwigą Emilewicz, podsekretarz stanu w Ministerstwie Rozwoju i wiceprezes Porozumienia rozmawiają Jolanta Kamińska i Krystyna Opozda.
Jak to się stało, że trafiła pani do Ministerstwa Rozwoju? Z wykształcenia jest pani politologiem i menadżerem kultury...
- Ostatnie lata przed wyborami w 2015 roku byłam prezesem fundacji Lepsza Polska, w której w gronie naukowców i ekspertów z różnych środowisk dyskutowaliśmy o tym, jakich reform potrzebuje nasz kraj, aby przestać być stołem montażowym Europy. To się także zbiegło w czasie z moim powrotem ze studiów w Oksfordzie, które zrodziły przekonanie, że mocny ośrodek akademicki może przygotować wyśmienite kadry do administracji i biznesu. Przedłużeniem tego wszystkiego było zajmowanie się zagadnieniem innowacyjności podczas pracy w Sejmiku Województwa Małopolskiego, a w konsekwencji następne pomysły dotyczące pomocy dla przedsiębiorców. Moja droga do Ministerstwa Rozwoju nie była zatem tak nieoczywista i przypadkowa, jak może się wydawać. Przygotowywałam się do tego przez wiele lat.
Podczas konwencji Zjednoczonej Prawicy w 2015 roku prezentowała pani pomysły dotyczące polityki innowacji.
- To spowodowało, że po utworzeniu rządu zostałam zaproszona na spotkanie z premierem Morawieckim i wtedy otrzymałam propozycję, aby zajmować się w ministerstwie tym właśnie obszarem. Czułam się przygotowana do tej roli.
Od początku istnienia Polski Razem jest pani związana z tą partią. Niedawno Polska Razem przekształciła się w Porozumienie. Jaki jest wasz cel polityczny?
- W naszej ocenie Polacy potrzebują zgody, a nie zaostrzonego konfliktu. Dlatego my zapraszamy do współpracy tych, którym porozumienie na rzecz Polski jest bliskie i których łączą wspólne wartości w stosunku do państwa. Celem jest także poszerzenie możliwości prawicy, mocniejsze wejście w centrum poglądów i sceny politycznej. To jest dobra oferta dla młodych ludzi. Staramy się również odbudować zaufanie społeczne do polityków, bo politycy koalicji PO-PSL przyczynili się do tego, aby ten zawód był dziś tak nisko oceniany. Porozumienie oznacza więc, że politycy wracają na tory, na których od dawna powinni się znaleźć.
Myślę, że moglibyśmy jako Porozumienie powalczyć o większe poparcie dla prawicy. Pierwszym tego testem będą zbliżające się wybory samorządowe.
Dzięki otwarciu się na nowe środowiska uda się zdobyć dodatkowe głosy w kolejnych wyborach?
- Myślę, że moglibyśmy jako Porozumienie powalczyć o większe poparcie dla prawicy. Pierwszym tego testem będą zbliżające się wybory samorządowe. Pewien dowód już zresztą mamy - Polska Razem przyczyniła się do tego, że obóz Zjednoczonej Prawicy zyskał tak dużo w ostatnich wyborach parlamentarnych. Rozszerzona formuła daje więc efekty, teraz liczymy na jeszcze więcej.
Mówi pani o młodych ludziach, niezadowolonych z polityki rządu PO-PSL. Brzmi, jak próba przejęcia elektoratu Pawła Kukiza.
- Jarosław Gowin i Paweł Kukiz mieli dobre relacje i sporo porozumienia programowego przed ostatnimi wyborami i już w samym Sejmie.
Przeciąganie posłów Kukiz’15 do siebie nie popsuło dobrych relacji? [W szeregi Porozumienia wstąpiła Magdalena Błeńska, poseł niezrzeszony, startujący do Sejmu z komitetu wyborczego wyborców Kukiz'15 - przyp. red.]
- Na razie nie ma takich sygnałów. Żaden poseł klubu Kukiz’15 nie przeszedł do Porozumienia. Nie może więc być mowy o "przeciąganiu", a więc tym bardziej zepsutych relacjach.
A czy sygnałem nie są ostatnie negatywne opinie o powstaniu Porozumienia? Poseł Grzegorz Długi z Kukiz’15 powiedział: Jeśli "ktoś, kto zajmuje się zwiększaniem podatków, nakładaniem dodatkowych obowiązków administracyjnych, chce skupić wokół siebie ruchy wolnościowe, to oznacza, że powinien zacząć brać tabletki. Tak bym panu wicepremierowi radził". Nie brzmi, jak słowa otuchy.
- Nie była to też wypowiedź, która przystoi posłowi na Sejm RP. Przypomnę tylko, że żadne podatki nie zostały zwiększone, wręcz przeciwnie. Są za to bardziej sprawiedliwie egzekwowane, co wyrównuje szanse. Ulgi na działalność innowacyjną, programy wspierające rozwój innowacyjnych przedsiębiorstw są z pewnością tym, pod czym każdy mógłby się podpisać.
Program konserwatywno-wolnorynkowy - mówi o Porozumieniu minister Gowin. Ponad 15 lat temu, Platforma prezentowała się bardzo podobnie - chciała łączyć centrum i prawicę. Minister Gowin wraca do korzeni?
- Jarosław Gowin nie zmienił nigdy swojej retoryki, ona jest od 15 lat taka sama. Z tego powodu wyszedł z Platformy, uznając, że ona przestała być wyrazicielem wartości, dla których do niej wstępował za namową Jana Rokity. Zobaczmy, gdzie dziś jest Jan Maria Rokita i co mówi o dzisiejszej PO. Z tymi samymi poglądami Jarosław Gowin wstępował także do Zjednoczonej Prawicy. Teraz prawica ma dwie silne nogi, czego skutkiem jest wysokie poparcie.
Te poglądy często powodują jednak konflikty. Jarosław Gowin krytykuje kolegów z PiS lub rządu, a także sam jest krytykowany.
- Pan premier jest lojalnym koalicjantem. Czasem nie zgadza się z niektórymi projektami, ale to jest ucieranie się poglądów, taka jest istota polityki.
Taki szeroki wachlarz poglądów może skutkować brakiem sporów?
- Między nami nie ma różnic światopoglądowych, Porozumienie kładzie po prostu większy nacisk na inne obszary.
Podkreślacie jedność prawicy, ale czy między ugrupowaniami tworzącymi koalicję nie ma rywalizacji?
- W polityce podobnie jak w sporcie rywalizacja jest czymś naturalnym. Konkurencja jest zawsze. Na koniec kadencji odbędzie się wyborczy sprawdzian, więc oczywiście każdy polityk walczy o to, aby jego odbiór był jak najlepszy. Podstawowym przeciwnikiem jest jednak opozycja.
Gdyby miała pani wskazać obszary, gdzie ta rywalizacja jest najostrzejsza, to o kim byłaby mowa?
- Czym innym jest rywalizacja o to, kto jest lepiej postrzegany lub ma lepszą rozpoznawalność, a czym innym relacje między resortami. W tym drugim przypadku siłą rzeczy nachodzą na siebie różne działania i nie tyle się rywalizuje, co walczy o jak najlepsze rozwiązanie danej sprawy. Dziś legislacja nie jest zakopana w zamkach poszczególnych resortów, wiele spraw na siebie nachodzi - np. polityka klimatyczna jest w kompetencji ministrów kilku resortów. Tutaj następuje ucieranie się poglądów, każdy minister kładzie swoje cele na stół i toczy się dyskusja. Często to są trudne negocjacje, bo ostatecznie podejmuje się bardzo poważne decyzje.
Zbliżają się wybory samorządowe. W jakiej formule wystartuje Porozumienie?
- Jarosław Gowin już od wielu miesięcy rozmawia z prezesem Kaczyńskim na ten temat. Co do zasady, chcemy wystąpić jako Zjednoczona Prawica, czyli wspólna lista PiS, Porozumienia i Solidarnej Polski. W kluczowych miastach w Polsce zapewne będą przeprowadzone badania dotyczące szans różnych kandydatur.
Jakie są szanse, aby to pani była kandydatką Zjednoczonej Prawicy na prezydenta Krakowa?
- Cieszę się, że pan premier Gowin tak konsekwentnie mnie promuje i obstawia w tej roli. Publicznie taki pomysł pojawił się w czerwcu, po rozmowie z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim, któremu moja kandydatura została zaprezentowana.
Nie będzie przesadą, jeśli powiem, że pan prezes darzy mnie sympatią i nie mówi "nie" tej kandydaturze. Jarosław Kaczyński mówi, że prawica w Krakowie musi mieć wreszcie dobrego kandydata, który będzie mógł powalczyć z Jackiem Majchrowskim (…) Jeśli jednak będzie to inny kandydat, np. poseł Małgorzata Wassermann, to z przyjemnością włączę się w jej kampanię wyborczą.
Jak Jarosław Kaczyński odebrał ten pomysł?
- Nie będzie przesadą, jeśli powiem, że pan prezes darzy mnie sympatią i nie mówi "nie" tej kandydaturze. Jarosław Kaczyński mówi, że prawica w Krakowie musi mieć wreszcie dobrego kandydata, który będzie mógł powalczyć z Jackiem Majchrowskim. Do tej pory Jacek Majchrowski wygrywał głównie z niemożnością dogadania się opozycji. PiS ma dziś rekordowe poparcie w Krakowie, ale naszym kandydatem powinien być ktoś, kto ma zdolność rozmawiania ze wszystkimi środowiskami i ma potencjał rozszerzenia spektrum wyborczego.
Mówiła pani, że może liczyć na przychylność prezesa PiS, a jak jest z poparciem ze strony innych polityków partii? "PR-owa zagrywka Jarosława Gowina" - mówił o pani wicemarszałek Terlecki. Takie zdania nie są deprymujące?
- To jest stwierdzenie, które mieści się w retoryce politycznej. Za sprawą tych słów moja rozpoznawalność gwałtownie wzrosła, zatem bardzo dużo marszałkowi Terleckiemu zawdzięczam. Poczekajmy jednak na wyłonienie kandydata. Jeśli to będę ja, to będę zaszczycona. Wtedy także pokażę mieszkańcom miasta ofertę rozwojową. Jeśli jednak będzie to inny kandydat, np. poseł Małgorzata Wassermann, to z przyjemnością włączę się w jej kampanię wyborczą.
Prawu i Sprawiedliwości bliższa jest jednak ewentualna kandydatura Małgorzaty Wassermann?
- Bliższa ciału koszula, więc w sposób naturalny pani Wassermann jest bliższa wielu osobom w PiS. Natomiast i ja spotykam się z wielką życzliwością i współpracuję z wieloma politykami PiS. Jesteśmy zgodni co do tego, że kandydatury powinny być znane do końca roku, najdalej na początku 2018 roku.
Deklaruje pani, że poprze Małgorzatę Wassermann, ale jednocześnie przygotowała pani zarys programowy dla Krakowa. Czyli jednak ambicje są?
- Chcę pokazać krakowianom, że ta propozycja nie jest czysto PR-owa, jak niektórzy mówią, ale że jest głęboko przemyślana i wiąże się z nią poważny projekt dla Krakowa. To być może sprawi, że nasi koalicyjni partnerzy uznają, że jestem kandydatem, który jest w stanie z dużą determinacją powalczyć o to miasto.
Skoro jednak nie było porozumienia, co do tego jakiego kandydata wystawi w Krakowie Zjednoczona Prawica, to w jakim celu Jarosław Gowin złożył taką propozycję publicznie?
- To w pewnym sensie była próba przyspieszenia rozmów i procesów decyzyjnych. Wskazanie mnie przez premiera Gowina na kandydatkę dla Krakowa spowodowało uruchomienie dyskusji o kandydatach i samorządzie. Jeśli efektem będzie wyłonienie kandydata na prezydenta Krakowa na początku przyszłego roku, to było warto.
Pani kandydatura w Krakowie wzmacnia pozycję Porozumienia w obozie Zjednoczonej Prawicy?
- Zawsze tego typu kandydatury wzmacniają pozycje partii, które je prezentują. Jednak marzenie o zmianie w Krakowie jest w naszych sercach od dawna i to jest nasz główny cel. Istotne problemy nie są w Krakowie rozwiązywane - chociażby kwestia smogu, czy odpowiednia praca dla osób, które skończyły edukację w najlepszym ośrodku naukowym w Polsce.
Pani nazwisko pojawia się również w kontekście rekonstrukcji, a dokładnie zmian w resorcie środowiska. To m.in. pani jest wymieniana jako osoba, która mogłaby zastąpić ministra Jana Szyszkę.
- Poczekajmy z tym, jak będzie wyglądała rekonstrukcja rządu, jeszcze kilka tygodni. Jakaś rekonstrukcja zapewne będzie. Dwulecie rządu, to zawsze jest czas, aby zobaczyć, co działa, a co mogłoby działać lepiej. Ten rząd działa nieźle, fakty są mierzalne i policzalne.
Jestem osobą, która opiera się na faktach, a faktem jest, że na razie pełnię funkcję podsekretarza stanu w Ministerstwie Rozwoju. Faktem jest też, że nie jestem kandydatką na szefową resortu ochrony środowiska.
A jak działa minister Jan Szyszko?
- Nie mnie oceniać ministrów konstytucyjnych.
Ale w wielu obszarach współpracujecie ze sobą, choćby w kwestii rozwiązania problemu smogu. Na pewno formułuje pani ocenę na temat tej współpracy.
- W tym aspekcie pracuje nam się bardzo dobrze z Ministerstwem Środowiska. Resort ten jest, moim zdaniem, na jednym z najtrudniejszych frontów, bo polityka klimatyczna to ogromne wyzwanie.
A minister Szyszko dostrzega wagę problemu związanego ze smogiem? Niespełna rok temu przekonywał, że problem ze smogiem byłby mniejszy, gdyby Polacy palili polskim węglem...
- Szczegółowo z Ministrem Szyszko o smogu nie rozmawiałam. To wiceminister Sałek jest osobą, która odpowiada za tę kwestię w resorcie środowiska. Jednak udało mi się na tyle nagłośnić argumentację środowisk obywatelskich oraz społecznych, że kilku ministrów w tym rządzie doceniło wagę problemu jakości powietrza w Polsce.
Co dla pani byłoby istotniejsze, funkcja prezydenta Krakowa czy szefowej resortu ochrony środowiska?
- Jestem osobą, która opiera się na faktach, a faktem jest, że na razie pełnię funkcję podsekretarza stanu w Ministerstwie Rozwoju. Faktem jest też, że nie jestem kandydatką na szefową resortu ochrony środowiska. W tym momencie najistotniejsze dla mnie jest dokończyć zadania, które rozpoczęłam w obszarze innowacyjności polskiej gospodarki.
Zobacz także: