Do cmentarza znajdującego się na skraju wsi prowadzi betonowa droga, która kończy się na wiślanym wale. Ostatni jej fragment wiedzie między polami, a miejscowi się tutaj nie zapuszczają, chyba że akurat chcą zapalić znicz na grobie bliskiej osoby. 1. Starszy przygarbiony mężczyzna, wspierający się na drewnianej lasce, podnosi lewą dłoń i wskazuje w kierunku cmentarnego płotu. - Tam leży - mówi. Kiedy go mijam, dodaje: - Będzie wbity krzyż. Kopczyk usypanej ziemi nie jest otoczony żadnym drewnianym płotkiem, o postawieniu marmurowego nagrobka też nie ma mowy. Zbyt drogo. Na glinianym wzgórku ustawionych jest siedem zniczy, które już dawno się wypaliły. Obok nich ktoś odcisnął podeszwę buta. Ziemia jest tutaj popękana, w niektórych miejscach przebijają się liście trawy. Do białego krzyża przybito tabliczkę z napisem: "N.N. zm. dn. 10.06.2024. Pokój jego duszy". Nie ma żadnej wzmianki, o tym, że spoczywający tutaj mężczyzna został bestialsko zamordowany. - Kim był, skąd pochodził, czy miał rodzinę, czy ktoś go szuka, jakie było jego dzieciństwo, o czym marzył, czy przed śmiercią był kiedykolwiek w Oblekoniu - zadaję sobie te pytania, stojąc naprzeciwko kopczyka ukrytego w rogu cmentarza, za rzędami marmurowych nagrobków. 2. Stanisław jest niewysokiego wzrostu, ma ciemne włosy i spracowane dłonie. Parkuje samochód obok cmentarnej bramy i idzie w kierunku grobu rodziców. Nagle dostrzega w zaroślach coś dziwnego. Początkowo myśli, że to dzik. Podchodzi bliżej i dostrzega leżące na ziemi ludzkie zwłoki. Jest 10 czerwca 2024 r. - Przestraszyłem się, byłem sam na cmentarzu, a przecież to mogło się stać przed chwilą i ten ktoś, kto to zrobił, mógł mnie widzieć - opowiada. Ciało znajduje się w zaroślach, na głowie widoczne są ślady uderzenia, a same zwłoki ktoś podpalił. Jeszcze tydzień po ich znalezieniu trawa w tym miejscu będzie nadpalona. Stanisław zwróci uwagę na jeszcze jedną kwestię. - Te zwłoki nie były zbyt dobrze ukryte, a przecież obok było sporo gałęzi i chrustu. Wyglądało to tak, jakby ktoś te osoby spłoszył - mówi. - Osoby? - dopytuję. - Tak, ten mężczyzna był bardzo masywny. Jedna osoba nie byłaby w stanie go przenieść - odpowiada. 3. Najbliższe zabudowania od cmentarza znajdują się w linii prostej ok. 100-150 metrów. To niewielki dom. Jadę porozmawiać z jego mieszkańcami. Kiedy doszło do tragedii, nie było ich, przyjechali dwa tygodnie temu, o sprawie dowiedzieli się od sąsiadów. Aby dojechać na cmentarz w Oblekoniu, najpierw trzeba zjechać z drogi krajowej łączącej Kielce z Tarnowem, potem przejechać drogą prowadzącą przez Rataje Słupskie, skręcić w małą wąską betonową uliczkę, przejechać około pięciu kilometrów w kierunku Wisły, żeby dotrzeć na miejsce. Czy osoba lub osoby, które porzuciły tutaj ciało, znały to miejsce? Bywały tu wcześniej? Jakie emocje nimi kierowały? Czy ktoś lub coś je spłoszyło? Co łączy je z tym miejscem? I czy być może ten, kto przywiózł w to miejsce zwłoki, planował wyrzucić je do Wisły? Sprawdzamy. Betonowa droga kończy się na wiślanym wale, jednak żeby dotrzeć stąd do Wisły, trzeba zejść z wału polną wyboistą drogą, po chwili skręcić w lewo. Droga biegnie tutaj wśród drzew. Po czym wychodzi na polanę. Trzeba przemierzyć polanę i przejść kilkaset metrów przez zarośla i drzewa, aby dotrzeć do Wisły. Dojście nad wodę spod cmentarza, bez zwłok zajmuje od kilku do kilkunastu minut. Być może dlatego osoba lub osoby, które przywiozły ciało, zrezygnowały z zanoszenia go nad wodę i dlatego próbowały ukryć zwłoki w zaroślach. 4. O swoich spostrzeżeniach rozmawiam z Maciejem Rokusem, szefem Grupy Specjalnej Płetwonurków RP oraz biegłym sądowym z zakresu eksperymentów jak doszło do śmierci w wodzie przy Sądzie Okręgowym. Maciej Rokus zajmuje się poszukiwaniem ludzi lub zwłok na obszarach wodnych i terenach trudno dostępnych. Odnalazł już ponad 400 ciał. - Dlaczego zabójcy decydują się na wrzucanie zwłok do wody? - pytam. - Rzeka najczęściej charakteryzuje się najczęściej nurtem. Jeśli wrzucimy ciało do rzeki, to będzie się ono przemieszczało. Miejsce, gdzie zostało wrzucone, będzie trudne do ustalenia, chyba, że ktoś je wskaże. Ciało w wodzie rozkłada się, a im cieplejsza woda tym ten proces następuje szybciej. Ma to pomóc w zatarciu jakichkolwiek śladów udział osób trzecich - mówi Rokus. - Jednak w wielu przypadkach wychodzi niewiedza sprawców z zakresu fizyki. Myślą, że jeśli wrzucą ciało do rzeki, to ono nie wypłynie. Ciało jednak w momencie rozkładu zaczyna wydzielać gazy i zmienia się jego pływalność z ujemnej na dodatnią. Czyli po wrzuceniu ciała do rzeki on jest niesione z nurtem na dnie, jednak kiedy pojawią się gazy, to ciało wypływa. Naturalnie zupełnie inaczej to będzie wyglądać w przypadku jezior czy morza. Tam wiele zależy od głębokości, pływów czy prądów - dodaje szef Grupy Specjalnej Płetwonurków RP. 5. Niewielka drewniana tablica, zbita z kilku desek, zamocowana jest na płocie ogradzającym plebanie. W lewym rogu znajduje się klepsydra informująca o ostatnim pożegnaniu N.N. Napis głosi: 5 lipca 2024 r. (...) odbędzie się ceremonia pogrzebowa tragicznie zmarłego, nieustalonego mężczyzny, którego zwłoki ujawniono 10 czerwca w miejscowości Oblekoń, gmina Pacanów". Klepsydra jest wyblakła, brudna, przypięta dwoma srebrnymi pineskami. Nad nią znajduje się ogłoszenie o malowaniu dachów, obok plakat informujący o dniach pokusowych. Plebania, przy której zawieszono klepsydrę, znajduje się obok kościoła. Otoczona jest niewysokim drewnianym płotem. Szczeble czasy świetlności mają już dawno za sobą: są wypłowiałe, a w niektórych miejscach nie ma ich wcale. W oknach zamontowano grube kraty. Na budynku zamontowane są białe panele elewacyjne, choć bardziej są koloru brudnej bieli. Dzwonię do drzwi plebani. Otwiera ksiądz Lucjan Sańpruch, proboszczem jest tutaj od 2010 r. Księdzem od 34 lat. Czarny podkoszulek, czarne spodnie. - To cicha i spokojna okolica, a tu takie rzeczy. Z miejscowych nikt tego nie zrobił, to spokojni ludzie - zapewnia proboszcze. Dlaczego nie odprawił mszy pogrzebowej? Bo nie wiadomo, jakiego wyznania był mężczyzna i czy by sobie tego życzył. - Zawsze jednak można mszę odprawić - rzuca. Uroczystości pogrzebowe odbyły się na cmentarzu: nie było żadnych przemówień, przyszło kilka osób, w tym urzędnicy, którzy i tak być musieli. Pokropił trumnę, pobłogosławił. Wszystko trwało kilka minut. Trumna była koloru brązowego. Edward Wojniak, dyrektor MOPS w Pacanowie opowiada, jak wyglądało ostatnie pożegnanie nieznanego mężczyzny. Zaznacza, że to pierwsze takie w gminie. Urzędnicy - zgodnie z przepisami - pokryli koszty zakupu trumny i usług pogrzebowych. - Na ostatnie pożegnanie przyszło pięć osób: troje mieszkańców i nas, dwójka urzędników. Nie było mszy, nie wiedzieliśmy jakiego wyznania był ten mężczyzna. Wszystko odbyło się na cmentarzu, trwało kilkanaście minut. Przynieśliśmy kwiaty i znicze. To wszystko - mówi. 6. 12 sierpnia, dwa miesiące po znalezieniu zwłok niezidentyfikowanego mężczyzny, Komenda Wojewódzka Policji w Kielcach zamieszcza na swoich stronach informację: "Świętokrzyscy policjanci zatrzymali trzy osoby w związku ze śmiercią 67-letniego mężczyzny, którego ciało ujawniono na początku czerwca tego roku. 52-letnia kobieta usłyszała zarzut zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem, a jej 19-letnia córka oraz 48-letni znajomy zarzuty dotyczące utrudniania śledztwa". Sąd zdecydował o tymczasowym areszcie dla całej trójki. Niezidentyfikowany mężczyzna, który został pochowany w Oblekniu, nazywał się Jan, miał 67 lat i na co dzień mieszkał w Krakowie. Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz: dawid.serafin@firma.interia.pl ---- Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!