Życiową misją Pauliny jest pomoc słabszym i wykluczonym. Kiedy komuś dzieje się krzywda, zawsze wciąga pomocną dłoń. Miła uśmiechnięta, pogodna, spokojna, umiejąca wysłuchać drugiego człowieka - tak kobietę pamiętają znajomi. W sierpniu 2002 r. kobieta wychodzi za mąż za starszego od siebie Pawła. Na weselu u młodych bawi się ponad sto osób. Para zna się od najmłodszych lat. Chodzą ze sobą już w liceum. Tuż po maturze Paweł poprosi ją o rękę. Razem zamieszkują w Ibramowicach. To mała miejscowość na Dolnym Śląsku niedaleko Wrocławia. W 2005 r. małżonkom rodzi się syn - Jakub. Zimą 2009 r. Paulina zaczyna pracę w gminnym ośrodku pomocy społecznej w Kostomłotach. Zajmuje się specjalnym unijnym programem wsparcia bezrobotnych. Dzięki jej pomocy pracę znajduje kilka osób. - Poświęcała się, była aktywna, wszędzie jej było pełno. Odpowiadała na każde pytanie, każdą wątpliwość. Była pracownikiem z powołania - mówi o Paulinie kierowniczka ośrodka w 2010 r. na łamach "Gazety Wrocławskiej". To koleżanka z ośrodka przekonuje Paulinę, aby ta została społecznym kuratorem sądowym. Młoda dziewczyna nie zastanawia się długo. Za namową koleżanki zostaje kuratorką przy sądzie w Środzie Śląskiej. Praca podobna jest do tej w miejskim ośrodku pomocy społecznej. Trzeba chodzić w teren, rozmawiać z ludźmi, wsłuchiwać się w ich problemy i starać się pomóc. Pod jej opieką znajduje się sześć rodzin. Za pomoc każdej z nich otrzymuje od 34 do 74 zł miesięcznie. Jej głównym zadaniem jest troszczenie się, by objętych kuratelą domach nie dochodziło do krzywdzenia dzieci. Nietypowy telefon 16 marca 2010 r. ktoś dzwoni do Pauliny z informacją, że w jednej z rodzin, którymi się zajmuje, trwa libacja alkoholowa. Z opowieści wynika, że przebywający w domu dwuletni chłopczyk jest pozostawiony bez opieki i może mu się przydarzyć coś złego. Paulina po tym telefonie natychmiast wsiada do samochodu i jedzie do Michałowa. Kiedy dociera na miejsce, jest już ciemno. Otwiera furtkę, wchodzi na ganek i idzie w kierunki drzwi. Chwilę później nieznany sprawca uderza kobietę metalowym prętem w głowę, a później zaciąga do stojącej obok szopy, gdzie zadaje jeszcze kilkanaście ciosów. Napastnika płoszy sąsiadka. Kobieta słyszy dziwne hałasy i ujadające psy. Prosi męża, żeby sprawdził, co się dzieje w pobliskiej szopie. Mężczyzna znajduje Paulinę, ale po sprawcy nie ma śladu. Kobieta jeszcze żyje. Na miejsce zostają wezwani policjanci i pogotowie ratunkowe. - Ktoś chciał bestialsko pozbawić tę osobę życia. Pierwotnie nawet nie byliśmy w stanie stwierdzić jej płci - opowiada w 2010 r. doktor Jarosław Drobniak z pogotowia ratunkowego w Środzie Śląskiej w rozmowie z dziennikarzem śledczym Interwencji Rafałem Zalewskim. Na ganku domu śledczy zabezpieczają ślady krwi, włosy oraz rzeczy osobiste Pauliny. Policjanci odnajdują także metalowy pręt o długości 1,5 metra, na którym pozostały plamy koloru brunatnego. Śledztwo Śledczy w pierwszej kolejności interesują się rodziną będącą pod kuratelą Pauliny. Policjanci zakładają, że być może podczas interwencji kobieta została zaatakowana przez któregoś z domowników. Przesłuchania nie wnoszą nic nowego do sprawy. Część z domowników zeznaje, że spała podczas ataku. Śledczy ostatecznie wykluczają, że związek z morderstwem mogą mieć mieszkańcy domu. Jeśli rzeczywiście któryś z domowników dokonałby tak brutalnego morderstw to najprawdopodobniej na jego ciele lub ubraniach znaleziono by ślady krwi. Cała wydarzenie miało charakter dynamiczny, a śledczy po telefonie od sąsiadów byli na miejscu po kilku minutach. Jeżeli rzeczywiście tej zbrodni dokonałby, któryś z domowników, nie zdążyłby zatrzeć śladów. Szczególnie usunąć krwi ofiary. Śledczy zakładają tymczasem inną wersję: zabójca wszystko starannie planuje, łącznie z tym, że chce zrzucić winę na podopiecznych Pauliny. Policjanci ustalili też numer telefonu, z którego dzwoniono do kuratorki. Od momentu zabójstwa jest on nieaktywny. Wcześniej ktoś wykonuje z niego sześć połączeń do Pauliny. Dzwoniącym jest najprawdopodobniej sprawca, który chce wywabić kobietę z domu. W lesie niedaleko szopy, śledczy okrywają grób. Najprawdopodobniej to właśnie tam sprawca chciał ukryć ciało kobiety. Jednak z powodu sąsiadów zostaje spłoszony i nie kończy swojego morderczego planu. Tymczasem Paulina zostaje zabrana do szpitala, gdzie umiera. Nietypowe telefony i znajomy Pauliny Trzy tygodnie przed morderstwem, pod koniec lutego, Paulina odbiera telefon. Rozmówca mówi jej o libacji w Michałowie. Na miejsce jedzie razem z siostrą. Jednak żadnej libacji nie ma. Siostra zamordowanej przyznaje, że Paulina ma wrażenie, jakby ktoś cały czas ją obserwował. Policji udaje się stworzyć profil potencjalnego mordercy. Ma to być mężczyzna, który wykazuje się agresją i może mieć kryminalną przeszłość. Ten opis pasuje do Grzegorza S., który znajduje się w kręgu zainteresowania śledczych od samgo początku. Mężczyzna jest mieszkańcem sąsiednie wsi i od około pięciu lat koleguje się z mężem zamordowanej. Z zeznań bliskich Pauliny wynika, że kobieta podoba się Grzegorzowi. Dowodów jednoznacznie obciążających Grzegorza S. nie ma. Mężczyzna w tej sprawie jest przesłuchiwany, jako świadek. Śledczy proponują mu badanie wariografem, żeby ustalić czy mówi prawdę. Jednak tuż przed jego przeprowadzeniem Grzegorz S. odmówił. Nie wyjaśnił powodów zmiany decyzji. Sprawa zabójstwa, mimo przesłuchania stu osób, utyka w martwym punkcie. W maju 2012 r. śledztwo zostaje umorzone. Chcesz porozmawiać z autorem? Napisz: dawid.serafin@firma.interia.pl ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!