Uzbrojeni po zęby żołnierze jednostek specjalnych, wnikliwe kontrole i kamizelki kuloodporne - to tylko wycinek rzeczywistości, z którą liczą się dziennikarze, relacjonujący wydarzenia z miejsca ogarniętego konfliktem zbrojnym. Kluczowa z puntu widzenia bezpieczeństwa zarówno miejscowych służb, jak i mediów, jest ściśle określona polityka informacyjna. Na czym ona polega? Jakie zawiera ograniczenia? Tu nie ma zmiłuj, nie ma drogi na skróty. Trzeba się trzymać sztywnych reguł gry. Podobnie było w Kijowie w trakcie obchodów 33. rocznicy proklamowania niepodległości Ukrainy. Dzień Niepodległości Ukrainy. Po pierwsze dyskrecja Samo przygotowanie do wyjazdu, informowanie redakcji o programie nadchodzącego wydarzenia, wiąże się z dyskrecją i powściągliwością. Odpowiadający za stronę medialną przedstawiciele gospodarzy i zaproszonych delegacji przez kilka tygodni wspólnie opracowują nie tylko program, ale też etapy przekazywania informacji. W przypadku przyjazdu prezydenta Andrzeja Dudy do Kijowa pierwszym punktem, o którym mogły poinformować zarówno ukraińskie jak i polskie media było jego pojawienie się na dworcu. Wykluczone było relacjonowanie na żywo momentu dotarcia specjalnego pociągu do miejsca docelowego. Informację o rozpoczęciu wizyty możliwe jest jedynie z opóźnieniem. Chodzi o to, by głowa państwa mogła bezpiecznie opuścić dworzec, tak by "niepożądane" siły nie miały czasu, by zakłócić początek wizyty. Podobnie sprawa wyglądała z kolejnymi punktami aktywności medialnej. Sama wizyta - do momentu jej rozpoczęcia - trzymana była w tajemnicy. Dlatego też w nagłówkach artykułów portali internetowych czy na paskach informacyjnych stacji telewizyjnych można było przeczytać o "niespodziewanej" albo "zaskakującej" wizycie prezydenta. Ukraina. Z dala od centrum wydarzeń Kolejne etapy udziału prezydenta w obchodach państwowego święta na Ukrainie to złożenie kwiatów przed Ścianą Pamięci Poległych za Ukrainę, przemówienie na Placu Sofijskim czy wystąpienie na konferencji prasowej u boku prezydenta Ukrainy i premier Litwy. Tu, oprócz zasady związanej z opóźnieniem przekazania informacji, organizatorzy postanowili ograniczyć udział dziennikarzy. Dwa wyżej wymienione punkty uroczystości odbyły się właściwie bez udziału przedstawicieli mediów. Szczegóły, czyli zdjęcia, materiały filmowe i teksty można jedynie znaleźć na kanałach informacyjnych kancelarii prezydentów Polski i Ukrainy oraz premier Litwy. To oznacza, że na miejscu politykom mogli towarzyszyć jedynie osobiści fotografowie, operatorzy kamer i współpracownicy odpowiedzialni za publikowanie treści w mediach społecznościowych. To na ich barkach spoczęło rejestrowanie wydarzeń i przygotowanie materiałów dla mediów. Co więcej, służby oddelegowane przez Ukraińców do zabezpieczenia uroczystości dbały o to, by nawet w pobliżu głównych scen wydarzeń nie pojawiali się dziennikarze. Relacja na żywo, z widokiem na objętą obostrzeniami arenę wydarzeń, mogłaby zwrócić uwagę rosyjskich służb. Stąd tylko krok do wywołania precyzyjnie wymierzonej prowokacji. Andrzej Duda w Kijowie. Telefon w szatni Inaczej organizatorzy podeszli do konferencji prasowej zorganizowanej na tyłach Pałacu Maryjskiego, czyli rezydencji należącej do kancelarii prezydenta Wołodymyra Zełeńskiego. Tutaj kilkudziesięciu dziennikarzy z Ukrainy i zagranicznych mediów było mile widzianych, ale też z zachowaniem z góry określonych zasad. Przede wszystkim po przejściu weryfikacji przez służby (sprawdzenie dokumentów, miejsca na liście i kontroli osobistej - red.) możliwe było przekroczenie progu pałacu, ale bez narzędzi, które umożliwiałyby rejestrowanie konferencji na żywo. W szatni przed wejściem trzeba było na dwie godziny pożegnać się ze smartfonami i nadajnikami, dzięki którym przesyła się sygnał telewizyjny do redakcji. Dziennikarze mogli notować najważniejsze fragmenty wypowiedzi w notesach (powrót do korzeni) a operatorzy kamer rejestrować obraz i dźwięk bez opcji przesyłania dalej. Żadnych relacji na żywo, zdjęć i filmików do mediów społecznościowych, a nawet brak kontaktu z redakcjami. Gospodarze po zakończeniu uroczystości pomogli dziennikarzom opuścić teren pałacu i dali zielone światło dla wysyłki materiałów. Głos ludu Czy wobec takich reguł gry możliwe jest atrakcyjne relacjonowanie uroczystości takich jak Dzień Niepodległości Ukrainy? Są na to sposoby! W czasie punków zastrzeżonych dla mediów udałem się w miejsce ważne i symboliczne dla współczesnej historii Ukrainy. To (nomen omen) Plac Niepodległości w Kijowie. To na Majdanie w 2004 i 2005 roku odbywały się wydarzenia określane jako pomarańczowa rewolucja. Tu także od listopada 2013 roku Ukraińcy protestowali przeciw próbie zahamowania przez ówczesną władzę drogi zbliżenia do Unii Europejskiej. W sobotę 24 sierpnia od samego rana można tu było spotkać mieszkańców Kijowa z narodowymi flagami i kwiatami. Po rozpoczęciu pełnoskalowej rosyjskiej inwazji na Ukrainę tuż przy Chreszczatyku, czyli głównej alei Kijowa, zaczęły pojawiać się flagi w niebiesko żółte pasy z wypisanymi nazwiskami poległych na froncie żołnierzy. Dziś takich flag jest co najmniej kilka tysięcy. Na miejscu pracowało już kilkunastu reporterów i operatorów kamer z innych redakcji. Oni też chcieli opowiedzieć o ważnym święcie przez pryzmat relacji i doświadczeń mieszkańców Kijowa. Spotkałem tu wspominających swoich kolegów z frontu weteranów i młodych ludzi, dla których ważna jest pamięć o ukraińskich bohaterach. Pokazywanie ich relacji to jedna z form opowiadania o niepodległości ich kraju. Nie tylko tej ustanowionej w 1991 roku, ale także tej wymarzonej po zakończeniu wojny z Rosją. Z Kijowa dla Interii Grzegorz Urbanek ---- Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!