Na południe od Kędzierzyna-Koźla w województwie opolskim znajduje się wielki las. Przecina go jedna, niemal prosta, asfaltowa droga. Monotonny obraz zieleni w pewnym momencie zakłóca nietypowy widok. Wprawne oko między drzewami dostrzeże betonową konstrukcję. Kiedy się do niej zbliżymy, można rozpoznać wieżę strażniczą. Kilka metrów dalej widać coś w rodzaju betonowej bramy, za którą w głąb lasu ciągnie się błotniska ścieżka. Podążając nią, miniemy jeszcze jedną strażnicę i pozostałości betonowego ogrodzenia. Miejsce przypomina opuszczoną bazę wojskową. Środek lasu, w pobliżu nie ma żadnych domów. Idealne miejsce do utrzymywania tajemnic. Ścieżka doprowadzi nas w końcu do obszernej polany. Od wiatru chronią nas wysokie drzewa. Wokół panuje prawie idealna cisza. Mimo to spokój to ostatnie słowo, jakim można opisać odwiedziny w tym miejscu. Na skraju polany stoi niewielki budynek z kominem. Jego wnętrze niemal w całości wypełnia ogromny piec. To krematorium. Obóz koncentracyjny Blechhammer W 1940 roku Niemcy w pobliskiej Blachowni Śląskiej - dziś dzielnicy Kędzierzyna-Koźla, zaczęli stawiać fabrykę benzyny syntetycznej, której produkty miały wspierać politykę wojenną hitlerowskiego reżimu. Do budowy i pracy w zakładach wykorzystywano więźniów i jeńców. W okolicy powstała sieć obozów, gdzie przetrzymywano kilkadziesiąt tysięcy ludzi. Najliczniejszą grupę przymusowych robotników stanowili Polacy, ale do pracy zwożono też Żydów, najczęściej z terenów Górnego Śląska. Obozy tych ostatnich regularnie likwidowano, w związku z polityką masowej eksterminacji. Ludzi mordowano albo wywożono do obozów zagłady. Na przełomie 1943 i 1944 roku żydowskich pracowników fabryki umieszczono w jednym miejscu, tzw. Judenlager, który więźniowie sami musieli zbudować w pobliżu linii kolejowej w Ehrenforst, czyli dzisiejszych Sławięcicach. W kwietniu 1944 roku obóz trafił pod zarząd komendantury Auschwitz-Birkenau i stał się filią oświęcimskiej "fabryki śmierci". Na powierzchni czterech hektarów stanęły drewniane baraki, otoczone wysokim na cztery metry betonowym murem z drutem kolczastym pod napięciem. Jego pozostałości, tak jak betonowe wieże strażnicze, można oglądać do dzisiaj. Od tej pory to miejsce w niemieckich dokumentach opisywano jako "Arbeitslager Blechhammer". Przetrzymywano tu od trzech do czterech tysięcy osób. SS-mani zdecydowali, że w obozie powstanie krematorium. W istniejącym do dziś budynku zachował się żelazny piec, w którym palono zwłoki pomordowanych lub zmarłych z wycieńczenia więźniów. W Blechhammer zabito lub wyselekcjonowano do śmierci w Auschwitz 248 Żydów. Wojna powoli się kończyła, do Blachowni zbliżał się radziecki front. Niemcy jednak nie przestawali walczyć. Nie mogli już produkować w Blachowni, ale wciąż pracowały ich zakłady w głębi Rzeszy. W styczniu 1945 zdecydowali, że więźniowie z Blechhammer i okolicznych podobozów trafią do Gross-Rosen na Dolnym Śląsku. Z Blechhammer wyruszyły cztery tysiące osób, które pieszo pędzono na zachód. Do celu dotarli 2 lutego, choć nie wszyscy. W trakcie marszu SS-mani zamordowali około 800 więźniów. Mogił wielu z nich nie odnaleziono do dzisiaj. Grill i prezerwatywy w byłym obozie Po wojnie zapomniany obóz stał miejscem niewyszukanych rozrywek, którym daleko było do szacunku dla ofiar. Relacjonowała to lokalna prasa. "Imprezy z pieczeniem kiełbasek zakrapiane alkoholem. Nocne spotkania amatorów szybkiego seksu w samochodzie. Gdzie? Na terenie byłego nazistowskiego obozu koncentracyjnego w Sławięcicach" - pisała "Nowa Trybuna Opolska" w 2011 roku. Walały się śmieci, puszki po piwie, zużyte prezerwatywy. "Ludzie jeżdżą tu na grilla albo spotykają się, żeby napić się piwa czy też zapalić marihuanę" - mówił gazecie jeden ze świadków. "Zaczęli się tam również zjeżdżać miłośnicy tzw. driftu, 'palenia gumy' samochodem i kręcenia tzw. bączków" - alarmowała "NTO" w 2015 roku. Dziś Sławięcice są dzielnicą Kędzierzyna-Koźla. Władze miasta zobowiązały straż miejską do patrolowania okolicy. O obecną sytuację pytamy rzecznika magistratu Piotra Pękalę. - Były kiedyś tego typu problemy, ognisko, porozbijane butelki. Pozostałości po obozie znajdują się w ustronnym miejscu, praktycznie w lesie, przy bocznej drodze, więc rzeczywiście to jest miejsce dość mocno na uboczu. Ale ostatnio nie zbierałem sygnałów, żeby były tego typu problemy - przekazał nam rzecznik. Interii opowiedział też o działaniach podejmowanych przez miasto, które mają zabezpieczyć obóz. W kolejnych etapach renowacji pomagało Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, kilka razy przyznając dotacje na kolejne etapy prac. Zachować od zapomnienia Priorytetem było zabezpieczenie najstraszniejszej pamiątki po obozie - krematorium. Przygotowano odpowiednią dokumentację techniczną, co pozwoliło odświeżyć elewację, zamontować rynny, wymienić okna oraz odrestaurować komin i tablicę pamiątkową. Drugi etap zakładał zabezpieczenie znajdującego się wewnątrz pieca. Prace zakończono w 2022 roku. To nie koniec działań, bo miasto pozyskało już środki na dokumentację do renowacji wieży strażniczej i bramy obozu. Plan zakłada, że prace zostaną wykonane do końca bieżącego roku. Miasto zleciło też opracowanie dwóch ważnych dokumentów. Pierwszy dotyczy inwentaryzacji obiektów obozowych, drugi obiektów militarnych z czasów II wojny światowej, ponieważ w okolicy znajdują się też pozostałości infrastruktury wojskowej. Dzięki tym opracowaniom w przyszłości ma powstać park kulturowy. O zachowanie pamięci o ofiarach obozu dba działające w Kędzierzynie-Koźlu stowarzyszenie Blechhammer-1944. Ekspozycje stałe poświęcone obozowi znajdują się w Muzeum Ziemi Kozielskiej oraz Domu Kultury "Lech", prowadzonym przez organizację Muzeum Śląskiej Bitwy o Paliwo. Na leśnej polanie, tam gdzie kiedyś stały obozowe baraki, znajduje się też pomnik. Żelazne dłonie spętane drutem kolczastym na tle białego muru. Każdego roku 26 stycznia - w rocznicę wyzwolenia obozu - odbywają się tu uroczystości poświęcone ofiarom tego miejsca.