Centrum Warszawy. Nieopodal Krakowskiego Przedmieścia. Lokal na drugim piętrze w kamienicy na rogu ulic Oboźnej i Sewerynów. Jeszcze niedawno mieściła się tutaj redakcja "Tygodnika Solidarność". Obecnie swoją siedzibę ma tu warszawski KIK. Wcześniej Klub znajdował się niedaleko stąd. W budynku przy ulicy Kopernika. - Mówi się, że to miejsce znalazł Tadeusz Mazowiecki - opowiada Stanisław Latek, który prawie przez 25 lat był sekretarzem stołecznego KIK, p.o. prezes, wiceprezesem, a dziś jest członkiem zarządu. - Byliśmy tam od chwili powstania. To było duże mieszkanie, własność Krajowego Związku Plantatorów Buraka Cukrowego. Znajdował się tam KIK i "Więź". Niestety, kilka lat temu drastycznie podniesiono czynsz. Nie było nas stać na ten historyczny lokal. Miasto coś oferowało, lecz to nam nie odpowiadało. - Obecna siedziba to lokal przejściowy - dodaje Jakub Kiersnowski, sekretarz warszawskiego KIK. - Mamy już własny, przy ulicy Freta, w kamienicy ojców dominikanów. Po szeroko zakrojonej zbiórce pieniędzy wykupiliśmy tam poddasze i właśnie adaptujemy na nasze potrzeby. Sieć stowarzyszeń skupiających osoby, które pragną w sposób świadomy przeżywać swoje powołanie katolików świeckich, powstała z chwilą dojścia do władzy Władysława Gomułki, na fali odwilży październikowej, liberalizacji, w 1956 roku. Były to kluby niezależne zarówno od władz państwowych, jak i od hierarchii kościelnej. Nie opowiadały się za żadną opcją polityczną. - To była inicjatywa ogólnopolska - tłumaczy Stanisław Latek. - Pierwszy klub nazywał się Ogólnopolski Klub Postępowej Inteligencji Katolickiej. Wśród inicjatorów byli ludzie z różnych miast: Tadeusz Mazowiecki, Jerzy Zawieyski, Zygmunt Skórzyński, Stanisław Stomma, Jerzy Turowicz, ks. Tadeusz Fedorowicz, ks. Jan Zieja, Antoni Gołubiew, prof. Irena Sławińska. Było to środowisko Znaku, "Tygodnika Powszechnego", KUL-u. Niektórzy o przedwojennych tradycjach. Władze zgodziły się na działalność, ale tylko pięciu klubów. W stolicy, Krakowie, Wrocławiu, Poznaniu i Toruniu. Opracowano statut i skrócono nazwę. - W polskim katolicyzmie były i są różne nurty - zauważa Stanisław Latek. - Na początku był prawdziwy chaos - mówi Andrzej Wielowieyski, wieloletni członek władz warszawskiego KIK, opozycjonista, po 1989 roku poseł i wicemarszałek Senatu. - Byliśmy społeczeństwem wykrwawionym, z przetrzebionymi elitami. Potem jeszcze część poszła na emigrację. A Kościół też był pozbawiony elit. Zatem powstanie tych klubów było swojego rodzaju aktem łaski. W styczniu 1957 r. nowy ruch uzyskał pozwolenie na wyłonienie swej reprezentacji parlamentarnej w postaci pięcioosobowego Koła Poselskiego ZNAK. Na jego czele stanął pisarz katolicki Jerzy Zawieyski, pełniący także funkcję prezesa KIK w Warszawie. Rok później środowisko warszawskiego KIK-u rozpoczęło wydawanie miesięcznika "Więź", którego redaktorem naczelnym został Tadeusz Mazowiecki. W tym samym roku Koło Poselskie "ZNAK" - w sytuacji zacieśniania się systemu Gomułki i stopniowego likwidowania warunków względnej swobody okresu tzw. października - wystosowało do ówczesnych władz PRL memoriał, w którym po raz pierwszy stanowczo opowiedziało się za respektowaniem praw ludzi wierzących w życiu publicznym. W marcu 1968 r., Koło Poselskie ZNAK weszło w otwarty konflikt z władzami PRL, bowiem Jerzy Zawieyski, który był wówczas członkiem Rady Państwa, odważył się otwarcie je skrytykować z trybuny sejmowej za brutalne pobicie manifestujących studentów. Zapłacił za to zresztą wysoką cenę, gdyż potem był zwalczany przez władzę, przeszedł udar mózgu i zginął po wypadnięciu ze szpitalnego okna. Oficjalna wersja uznała jego śmierć za samobójstwo, lecz liczne poszlaki wskazywały, że mogło to być morderstwo polityczne. - To były trudne lata - wspomina Stanisław Latek. - Państwo odebrało nam dochody z "Libelli", firmy, która powstała, by finansować działalność KIK, ingerowało w budżet. Ale bronili nas zawzięcie kardynałowie Stefan Wyszyński i Karol Wojtyła. Prymas powiedział wręcz, że KIK-i są na stanie posiadania Kościoła. Nie chcieliśmy być podobni do PAX, który był uległy i powiązany z państwem. U nas miało być miejsce do swobodnej dyskusji. I było. To z tego środowiska wyszły Uniwersytety Latające, głodówki. Jak mówi Andrzej Wielowieyski, okres II Soboru Watykańskiego był dużym wstrząsem dla środowiska KIK. - Ale pozytywnym - dodaje. - W Polsce ożywialiśmy ruch posoborowy. Wykłady, seminaria, referaty, obozy, współdziałanie z duszpasterstwami - wiele spotkań w całym kraju.