Na ulicy Łąkocińskiej, na warszawskim Bródnie trwa akcja policji. "Po godz. 11 dostaliśmy informację o możliwym zgonie kobiety w budynku. Policjanci, którzy udali się na miejsce potwierdzili informacje, że nie żyje 43-latka" - poinformował st. asp. Rafał Retmaniak z komendy stołecznej policji. Na miejscu doszło też do pożaru samochodu."Prowadziliśmy działania gaśnicze. Dostaliśmy zgłoszenie o pożarze samochodu osobowego i wiaty. Na tym działania straży związane z akcją gaśniczą zostały zakończone. Potem pozostał jeden zastęp na miejscu na prośbę policji w celu czynności pomocniczych" - przekazał Bartosz Bajorek ze straży pożarnej. Zatrzymano 64-latka Jak przekazała z kolei oficer prasowa Komendy Rejonowej Policji Warszawa VI podkom. Paulina Onyszko, która przyjechała na miejsce zdarzenia, z przeprowadzonych ustaleń wynika, iż zgon 43-letniej kobiety był wynikiem zabójstwa "prawdopodobnie z użyciem broni palnej". Jak podkreśliła, wszystkie okoliczności zbrodni są szczegółowo weryfikowane, a w sprawie został zatrzymany 64-letni mężczyzna. Na miejscu są policjanci z grupy dochodzeniowo-śledczej i policyjni technicy. Onyszko dodała, że prawdopodobnie jest związek między pożarem a zabójstwem kobiety. W zdarzeniu ucierpiał również 19-latek. Rzecznik Szpitala Bródnowskiego, Piotr Gołaszewski, potwierdził w rozmowie z PAP, że 19-latek raniony w zdarzeniu trafił do ich placówki. "Jest w bardzo dobrej kondycji. Jest na zwykłym oddziale, nie ma potrzeby hospitalizacji na oddziale podwyższonego ryzyka" - podkreślił. Dodał, że na prośbę 19-latka i jego rodziny nie chce udzielać szerszych informacji. Doniesienia RMF FM Jak informuje RMF FM, kobieta rozmawiała na klatce schodowej z przedstawicielem spółdzielni mieszkaniowej. Wtedy z góry miał zejść 64-latek - właściciel mieszkania, które wynajmowała od niego 43-latka. Mężczyzna miał strzelić kilka razy w stronę kobiety. Miał zadać też cios nożem jej synowi. W wyniku odniesionych obrażeń kobieta zmarła na miejscu. Po ataku 64-latek miał wyjść przed kamienicę i podpalić samochód ofiary oraz pobliską wiatę. Tę wersję wydarzeń potwierdził PAP jeden ze świadków zdarzenia. Ze względu na prowadzone czynności mieszkańcy z okolicznych domów i bloków nie mogą wrócić do swoich mieszkań.