Gdy tuż przed świętami wydawało się, że nauczyciele w dobrych humorach spędzą Boże Narodzenie, ziarno niepewności zasiał w nich prezydent Andrzej Duda. Zawetował bowiem tzw. ustawę okołobudżetową tłumacząc, że nie może zgodzić się na finansowanie mediów publicznych po ich bezprawnym - jego zdaniem - przejęciu. Rykoszetem oberwali też nauczyciele, bo w tym samym dokumencie zapisane były dla nich podwyżki. - Nie ulega wątpliwości, że nauczyciele, siadając do stołu wigilijnego, mieli na uwadze decyzję (o wecie) pana prezydenta. Pozytywnych opinii w naszym środowisku nie słyszałem - mówi Interii Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego. - Rozumiem, że pan prezydent miał jakieś intencje, chodziło mu o media publiczne. Ale można było ten komunikat wystosować inaczej, bo dziś widzimy, że w sprawie nauczycieli stanowiska rządu i prezydenta niczym się nie różnią. Zabrakło trochę wyobraźni po stronie kancelarii, bo można było to zrobić zgrabniej, nie wywołując niepotrzebnych emocji - uważa Broniarz. Podwyżki dla nauczycieli będą, ale nieco później Koniec końców Kancelaria Prezydenta zapewniła, że celem weta było wyłącznie ukrócenie finansowania mediów publicznych. W prezydenckim projekcie kwestia podwyżek dla nauczycieli została bez zmian. Podobnie jak w nowym rządowym projekcie ustawy okołobudżetowej. Wydaje się więc, że podwyżki są niezagrożone. - Jestem przekonany, że te deklaracje rządowe zostaną zmaterializowane. Co do tego obaw nie mam. Zastanawiam się natomiast, dlaczego pan prezydent podjął taką polityczną grę w przeddzień świąt, stawiając nauczycieli w mało komfortowej sytuacji. Dziś słyszymy, że ten projekt nie różni się od stanowiska rządu. Więc po co pan prezydent zafundował środowisku taką huśtawkę nastrojów? W pewnym momencie przed świętami czuliśmy się zakładnikami w grze pana prezydenta. A chyba nie taki był cel - dodaje Broniarz. Spokojny o podwyżki jest też przewodniczący Krajowej Sekcji Oświaty i Wychowania NSZZ "Solidarność" Waldemar Jakubowski. - Myśmy się liczyli z tym, że i tak te podwyżki nie zostaną wypłacone od 1 stycznia, ale nieco później, z wyrównaniem od stycznia. W moim odczuciu, pod względem prawnym, nie ma żadnych podstaw, by te podwyżki nie miałyby być zrealizowane. Myślę, że w lutym, marcu jest to do zrobienia - mówi Interii związkowiec. Kłopot w tym, jak mówi Jakubowski, że na pewno nauczyciele nie zobaczą wyższych wypłat już na początku roku. Przez prezydenckie weto i nowe projekty ustaw cała procedura się opóźnia, a co za tym idzie, pieniądze wpłyną na konta nauczycieli nieco później. Jak zapewnia rząd, z wyrównaniem od 1 stycznia. - To kwestia dobrej woli politycznej. Jeśli są dwa projekty, w których ujęte są te podwyżki, to jest to podstawa do realizacji tych zamierzeń. Jeśli ktoś by chciał próbować to opóźniać, to tylko przez złą wolę polityczną. A za taką sytuację trzeba wziąć odpowiedzialność. Ja nie widzę przeszkód, by te podwyżki były wypłacone - podkreśla Jakubowski. Związkowcy mają sposób na widzimisię polityków Tymczasem związkowcy - zarówno ZNP jak i "Solidarność" - mają sposób, jak ominąć podobną nerwówkę w przyszłości. Chcą, by raz a dobrze skończyło się uzależnianie wynagrodzeń nauczycieli od widzimisię polityków. Mimo że oczekują obiecanych podwyżek, wcale nie odbierają ich w kategoriach odnalezienia Świętego Graala, a jedynie rekompensatę za lata minione. Mówiąc językiem politycznym: uważają, że te podwyżki po prostu im się należą. Broniarz: - Decyzja pana prezydenta i całe to zamieszanie wokół jego działań po raz kolejny dowodzą temu, że należy jak najszybciej rozpocząć procedowanie obywatelskiego projektu przygotowanego przez ZNP, który leży w Sejmie od 2021 roku. Ten projekt gwarantuje nam, że będziemy wolni od tego rodzaju politycznych emocji, napięć i przepychanek. Wówczas wynagrodzenie nauczyciela będzie zależało od danych GUS. Myślę o przeciętnym wynagrodzeniu w kraju. Nie będziemy skazani na ustawy okołobudżetowe czy propozycje polityków. Po prostu sztywne dane GUS będą uzależniały skalę wzrostu naszych wynagrodzeń. Podobnego zdania jest "Solidarność", która w specjalnie wydanym komunikacie pisze, że "docenia deklarację wywiązania się rządu KO z zapowiadanej podwyżki". W kolejnej frazie czytamy natomiast, że "powinien to być początek zmian w zakresie wynagradzania nauczycieli. Domagamy się powiązania wynagrodzeń nauczycieli ze wskaźnikiem w gospodarce, np. przeciętnym wynagrodzeniem w sektorze przedsiębiorstw". Oba te postulaty - bardzo podobne - sprawiłyby, że wynagrodzenia nauczycieli zostałyby uwolnione spod jarzma decyzji politycznych. - Proponowany przez nas wskaźnik jest stabilniejszy, choć tak naprawdę to kwestia drugorzędna. Rzeczywiście stały mechanizm powiązania płacy ze wskaźnikiem w gospodarce ma większy sens - podkreśla Jakubowski. Proponuje też, by wraz z takim rozwiązaniem zastanowić się nad ujednoliceniem ścieżki awansu zawodowego nauczycieli. Obecnie obowiązują trzy, a każdy z nich oznacza inne wynagrodzenie. - Stopni awansu wciąż jest za dużo, mimo że jeden został zlikwidowany. Byłbym za uproszczeniem tego systemu nawet do dwóch stopni awansu, ale to moja osobista opinia. Chodzi o to, by sytuacja była klarowna, a ludzie, którzy wchodzą do zawodu mieli krótszą ścieżkę awansu. Można oczywiście pomyśleć o innych gratyfikacjach, jak wynagradzać lepszych, wybitnych nauczycieli. Stabilizacja zawodowa powinna następować jak najwcześniej - uważa Jakubowski. Łukasz Szpyrka