Wraca sprawa wybuchu granatnika. Zdjęcie kluczowym dowodem?

Oprac.: Dawid Szczyrbowski
- Moim zdaniem Jarosławowi Szymczykowi nie przekazano granatnika w stanie sprawnym. Przekazano mu pusty tubus ze zużytego granatnika - zeznał w śledztwie Dmytro Bondar z Państwowej Służby Ukrainy ds. Sytuacji Nadzwyczajnych. Mimo wszystko broń niespodziewanie wystrzeliła. Polscy prokuratorzy przesłuchali trzech Ukraińców, którzy mieli wyraźnie kluczyć w swoich zeznaniach. W całej sprawie pojawiła się hipoteza dywersji i podmiany broni, aby "zasiać niechęć, poróżnić obie strony". Kluczowym dowodem może być zdjęcie wykonane przez rzecznika gen. Szymczyka.

"Rzeczpospolita" podała nowe informacje w sprawie śledztwa dotyczącego wybuchu granatnika w gabinecie byłego szefa polskiej policji gen. Jarosława Szymczyka. Zeznający świadkowie z Ukrainy mieli kluczyć w zeznaniach. Co ciekawe, na rutynowe przesłuchania przychodzili w towarzystwie adwokatów.
Przypomnijmy, generał otrzymał prezent, gdy przebywał w Ukrainie w grudniu 2022 roku. W czerwcu 2023 roku w sprawie przesłuchiwani byli trzej Ukraińcy z Państwowej Służby Ukrainy ds. Sytuacji Nadzwyczajnych.
Prezent od Ukraińców wybuchł. Wraca sprawa granatnika
Wicedyrektor departamentu Oleh Bondar wskazywał wówczas: "Mój przełożony poprosił mnie o przyniesienie 'tubusa Javelin' z jego gabinetu". Jak tłumaczył, broń była zielona, z rozerwaną górną membraną. Miała ważyć od trzech do czterech kilogramów.
- Biorąc pod uwagę wagę tego tubusu, wszyscy rozumieli, że on był pusty (...). Na sto procent podarował pusty tubus z granatnika - podkreślał Bondar, dodając, że nie do końca zna się na broni.
Jego przełożonym był mężczyzna o tym samym nazwisku: Dmytro Bondar. To właśnie on, ówczesny zastępca szefa Państwowej Służby Ukrainy ds. Sytuacji Nadzwyczajnych, poprosił Oleha Bondara o przyniesienie prezentu dla gen. Jarosława Szymczyka.
Jak pisze "Rzeczpospolita", Dymtro Bondar już na wstępnie zaskoczył śledczych, wskazując, że Oleh Bondar to "najlepszy specjalista od ładunków wybuchowych w Ukrainie i ma 30-letnie doświadczenie". Tymczasem Oleh Bodnar sam zapewniał, że nie zna się na broni.
- Moim zdaniem Jarosławowi Szymczykowi nie przekazano granatnika w stanie sprawnym. Przekazano mu pusty tubus ze zużytego granatnika, a ja podjąłem wszelkie środki, by upewnić się, że jest bezpieczny - zeznawał dalej zastępca szefa Państwowej Służby Ukrainy ds. Sytuacji Nadzwyczajnych. Takie same konkluzje zawierał specjalny raport sporządzony przez ukraińskie MSW.
Generał Szymczyk i wybuch granatnika. Ukraińcy sugerowali, że doszło do podmiany
Tę samą argumentację przekazał gen. Sierghiej Kruk, szef Państwowej Służby Ukrainy ds. Sytuacji Nadzwyczajnych. - Na terytorium Państwowej Służby nie jest przechowywana żadna broń bojowa - zapewniał śledczych.
Wobec zapewnień strony ukraińskiej, że granatnik nie był wcześniej naładowany, pojawiły się domysły, iż broń została podmieniona. Dostęp do gabinetu w Ukrainie mieli sekretarze, osoby dyżurujące budynek, sprzątaczki czy specjaliści od łączności. Dmytro Bodnar wskazywał, że w jego jednostce nie działa system rejestrujący użycie kluczy.
Ukraińcy sugerowali, że do podmiany mogło dojść w drodze do Polski. Taką wersję, po uzyskaniu dowodów z trasy przejazdu busa, odrzucił prok. Przemysław Ścibisz z Prokuratury Regionalnej w Warszawie. Ostatecznie głównym dowodem przeciwko podmianie stało się zdjęcie prezentu zrobione przez rzecznika gen. Szymczyka Mariusza Ciarka.
- To zdjęcie z momentu przekazania granatnika. Jest na nim ukraiński generał, który go wręczył, i Szymczyk, który broń trzyma w rękach. Granatnik ma oznaczenia, które można odczytać, i co najważniejsze - "trzpień - szpikulec" służący do ustawiania trybu działania tej broni. Ten wysunięty "trzpień" niezbicie świadczy o tym, że broń jest naładowana - przekonuje źródło "Rzeczpospolitej".
W jego opinii doszło do pomyłki strony ukraińskiej, która teraz nie chce się przyznać do błędu. - Ktoś na "ostatniej prostej" dokonał dywersji i w gabinecie Dmytro Bondara broń podmienił. Po to, żeby zasiać niechęć, poróżnić obie strony. Na tym mogło zależeć tylko Rosji - wskazywał rozmówca dziennika.
Granatnik z Donbasu w gabinecie gen. Szymczyka. Nowe doniesienia
Jak granatnik trafił w ręce urzędników Państwowej Służby Ukrainy ds. Sytuacji Nadzwyczajnych? Okazuje się, że broń miała niepewne pochodzenie i został przywieziona prosto w rejonu działań wojennych - z obwodu donieckiego. Część regionu była w listopadzie 2022 roku zajęta przez Rosjan, część przez separatystów.
Granatnik przekazał centrali przedstawiciel donieckiej jednostki Państwowej Służby Ukrainy ds. Sytuacji Nadzwyczajnych. Przedmiot został przewieziony samochodem i miał trafić do muzeum. Ostatecznie został sprezentowany stronie polskiej.
W całej sprawie zastanawiające są działania Ukraińców, którzy zawiesili - ich zdaniem niewinnego - Dmytro Bondara. Ostatecznie generał nie wrócił na swoje stanowisko i odszedł ze służby. Od stycznia 2024 roku jest rektorem Lwowskiego Państwowego Uniwersytetu Bezpieczeństwa Życia.
Końcem grudnia 2022 roku o "wyjaśnieniu ze stroną ukraińską" kwestii granatnika informował ówczesny szef MSWiA Mariusz Kamiński. 28 grudnia do Polski przyjechał jego ukraiński odpowiednik Denys Monasterski. - Spotkał się ze mną i z gen. Szymczykiem, wyraził ubolewanie z powodu tego incydentu. W komunikacie, który wydaliśmy razem, jest zdanie o "pomyłkowym przekazaniu prezentu" - tłumaczył Kamiński.
Wybuch granatnika w gabinecie gen. Szymczyka. Trwa śledztwo
Przypomnijmy, że gen. Jarosław Szymczyk otrzymał dwie tuby po granatnikach podczas swojej wizyty w Ukrainie pod koniec 2022 roku - jedna z nich miała być zupełnie pusta, druga zaś miała być przerobiona na głośnik. Prezenty przekazali ówczesny komendant główny policji ukraińskiej Ihor Kłymenko oraz wiceszef Państwowej Służby Ukrainy do spraw nadzwyczajnych gen. Dmytro Bondar.
Do wybuchu miała przyczynić się broń, która rzekomo była przerobiona na głośnik. Gen. Jarosław Szymczyk utrzymuje, że nie zdawał sobie sprawy, że ma do czynienia z prawdziwą bronią.
W wyniku zdarzenia ucierpiał sam komendant główny policji oraz jeden pracownik cywilny KGP - obaj trafili do jednego z warszawskich szpitali. Sprawa wobec byłego dowódcy polskich służb została wszczęta w marcu 2024 roku z zawiadomienia ówczesnego szefa MSWiA Marcina Kierwińskiego.
We wrześniu 2023 roku europoseł Koalicji Obywatelskiej Krzysztof Brejza zamieścił w swoich mediach społecznościowych zdjęcia ukazujące skutki wybuchu w gmachu KGP. "Ujawniam najbardziej strzeżoną tajemnicę państwa PiS. Te zdjęcia nigdy nie miały ujrzeć światła dziennego" - napisał polityk KO.
----
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!