Jakub Oworuszko, Interia: Odszedł pan z PO, bo "mierzi pana dupowatość". Co to znaczy? Szymon Ziółkowski: - Głównie chodziło mi o brak sprawczości, działania Platformy są miałkie. Uważam, że nie do końca wypełnia ona znamiona opozycji. Nie wiem, z czego to wynika. Ale sytuacja w kraju, jeżeli chodzi o gospodarkę, finanse, powoli staje się tragiczna i trzeba działać. Jakich działań oczekiwałby od PO? - Ja się wywodzę ze sportu, w którym jest się rozliczanym za wynik, a nie za próbę podjęcia rywalizacji. Na pewno oczekiwałbym koncentracji na najważniejszych tematach, a nie bicia piany np. na wyciąganiu kolejnych pseudodowodów przez komisję Antoniego Macierewicza. Opozycja nie powinna brać udziału w walce tak mocno podsyconej emocjami - uważam, że to do niczego nie prowadzi. Widziałbym realizację obietnic z kampanii wyborczych, zarówno w parlamencie jak i samorządzie. Uważam, że jest za mało współpracy posłów z samorządowcami, choćby w Poznaniu, z którego się wywodzę. Potrzebna jest także konsolidacja w Sejmie, kilkukrotnie były takie sytuacje, gdy zabrakło dwóch, trzech głosów PO, by opozycja wygrała jakieś ważne głosowanie. Później okazywało się, że dwie osoby były na obiedzie, a jedna nie dojechała. Takie sytuacje nie powinny mieć miejsca. To była spontaniczna czy przemyślana decyzja? Ogłosił ją pan w niedzielę po godz. 22. - Zdecydowanie to była przemyślana decyzja. To wszystko zbierało się we mnie od dłuższego czasu i zmaterializowało się bez jakiegoś nowego, większego powodu. Niedziela to dla mnie jedyny dzień, kiedy w czasie zgrupowania mam wolne, więc jest czas na przemyślenie innych spraw. Zawsze byłem takim zawodnikiem i politykiem, czy raczej człowiekiem związanym z polityką, który nie gryzł się w język. Zawsze miałem swoje zdanie. Bardzo nie lubię sformułowań typu "bo wy". "Wy" kojarzy mi się z czasami słusznie minionymi. Trzeba mówić konkretnie: imię, nazwisko. Ja wypowiadam się jako Szymon Ziółkowski, a nie jako PKOl, mimo, że jestem pięciokrotnym olimpijczykiem, nie wypowiadam się jako Związek Polskiej Lekkoatletyki, mimo, że byłem zawodnikiem, a teraz jestem trenerem. Tak samo, jak ktoś należy do partii, to jego wypowiedź nie zawsze jest w imieniu całej organizacji. Powrót Donalda Tuska nic nie zmienił w PO? - Zmienił. Donald Tusk to chyba jedyny przedstawiciel PO, który rzeczywiście działa. Ale on sam za wiele nie zrobi, potrzebuje ludzi. A oni są w delikatnym marazmie. Obserwując uważnie politykę od kilku lat mam wrażenie, że niektórzy politycy są "zamrażani" pomiędzy kampaniami wyborczymi i niespecjalnie ich widać. Utrudnieniem jest także stan epidemii i zarządzone przez marszałek Elżbietę Witek zdalne posiedzenia Sejmu czy komisji. COVID-19 stał się taką chorobą jak grypa, więc moim zdaniem przepisy są utrzymywane tylko po to, żeby ułatwić życie obecnej władzy. Platforma ma szansę na powrót do władzy? - Oczywiście, że ma. Ale to wiąże się z dużo większą aktywnością, niż teraz. Po drugie jest to związane z przedstawieniem naprawdę sensownych propozycji dla obywateli i rozmowami z nimi. Nie należy szukać poparcia w elektoratach, w których się go nie znajdzie. Nie będzie przepływu wyborców pomiędzy Zjednoczoną Prawicą, a jakąkolwiek partią opozycyjną. Dlatego nie warto wchodzić w populizm, bo z jego skutkami się teraz mierzymy. Trzeba zająć się realnymi rozwiązaniami dla ludzi, którzy pracują, spłacają kredyty, którzy muszą tankować samochody za pieniądze, których nie mają, bo zostawiają je w sklepowych kasach. Przy dwucyfrowej inflacji robi się tragedia. Nie należy zabiegać o głosy wyborców, którzy zawsze będą niezadowoleni, niezależenie od tego, co się będzie dla nich robiło, bo niejednokrotnie jest to związane z tym, że trzeba wstać z kanapy, a to koniecznie jest ich życiowym celem. Rozważa pan dołączanie do jakiejś innej partii? - Na razie nic takiego nie wchodzi w grę. Nie rozmawiałem z nikim na ten temat, zresztą nie widzę się w jakimkolwiek innym ugrupowaniu. Inna sprawa, że gdybym wszedł do jakiejś partii, to nie byłbym w stanie spojrzeć w oczy kolegom z PO. Cały czas utożsamiam się z wartościami PO. A start w wyborach? - Pożyjemy, zobaczymy. Kiedyś zarzekałem się, że nigdy nie będę trenerem, a życie potoczyło się inaczej. Żałuje pan, że zaangażował się w politykę? - Absolutnie nie. Uważam, że ludzie z różnych branż - nauczyciele, pielęgniarki, lekarze - powinni zasiadać w Sejmie i Senacie. Tacy ludzie powinni kreować nasze życie, bo mają o nim jakiekolwiek pojęcie. A ustawy mogą pisać prawnicy z biur legislacyjnych. Wydaje mi się, że nasza polityka trochę odkleiła się od społeczeństwa. Chciałbym, żeby to się zmieniło.