W środę po południu Ryszard Czarnecki, były europoseł PiS został zatrzymany przez funkcjonariuszy CBA na warszawskim lotnisku, gdy wracał z Tirany. W tym samym czasie została zatrzymana także jego żona. Oboje trafili do prokuratury w Katowicach, gdzie usłyszeli zarzuty w sprawie dotyczącej nieprawidłowości w Collegium Humanum. To trwające od wielu miesięcy śledztwo. O co w nim chodzi pisaliśmy obszernie tutaj. Jak poinformowała prokuratura w oficjalnym komunikacie "do zatrzymania doszło w ramach wielowątkowego śledztwa dotyczącego m. in. zorganizowanej grupy przestępczej działającej na prywatnej uczelni Collegium Humanum". Jakie zarzuty usłyszał Ryszard Czarnecki? Były europoseł PiS usłyszał dwa zarzuty. Jak przekazała prokuratura pierwszy dotyczy przyjęcia korzyści majątkowej "w łącznej kwocie nie mniejszej niż 92 221 zł oraz korzyści osobistej w postaci uzyskania przez Emilię H. nierzetelnych dokumentów poświadczających ukończenie studiów podyplomowych na tej uczelni". Drugi zarzut dotyczy "podjęcia czynności, które mogły udaremnić lub znacznie utrudnić stwierdzenie przestępnego pochodzenia środków płatniczych w kwocie 92 221 zł" (przestępstwo prania brudnych pieniędzy z art. 299 k.k.). Jeszcze zanim Czarnecki opuścił budynek prokuratury w Katowicach, decyzją prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego został zawieszony w prawach członka partii. Jarosław Kaczyński zapytany w piątek przez dziennikarzy w Sejmie o to, czy docelowo zamierza usunąć Ryszarda Czarneckiego z PiS w związku z postawieniem mu zarzutów, odpowiedział, że nie ma takich kompetencji. - Jeśli te informacje będą odpowiednio zweryfikowane i się potwierdzą, mamy sąd partyjny i on ma takie prawa. Ja nie - wyjaśnił. Wcześniej w wydanym przez PiS oświadczeniu można było z kolei przeczytać m.in. że "wszystko, co dzisiaj obserwujemy w kontekście działania upolitycznionych służb państwowych, w tym prokuratury, to kolejna zaplanowana akcja polityczno-medialna". Ryszard Czarnecki o zarzutach prokuratury: Absurdalne Tak też sprawę ocenia sam Ryszard Czarnecki, który w czwartek wieczorem opuścił prokuraturę. - Nie ma chleba, więc władza musi robić igrzyska - mówi Interii Ryszard Czarnecki. Uważa, że jego zatrzymanie było "zupełnie niepotrzebnym spektaklem". - Nikt się ze mną wcześniej nie skontaktował, nie wezwał na przesłuchanie do prokuratury. Przecież cały czas byłem łatwy do namierzenia i nic nie uzasadniało paraliżu lotniska, zakorkowania całej Żwirki i Wigury (głównej ulicy dojazdowej na lotnisko im. F. Chopina w Warszawie - red.) i całego tego spektaklu z funkcjonariuszami w kominiarkach. Rozumiem jednak, że właśnie o taki spektakl chodziło - przekonuje Ryszard Czarnecki. - Zatrzymano mnie na lotnisku, kiedy wracałem do kraju, a nie wyjeżdżałem z kraju, wystarczyło mnie poinformować, gdzie i kiedy mam się stawić, a sam bym przyjechał złożyć wyjaśnienia - dodaje. Jego zdaniem cała ta historia nie jest wymierzona w niego, lecz przede wszystkim w główną partię opozycyjną. - To polityczne polowanie, którego jestem elementem. Kolejne osoby, związane z PiS są albo zatrzymywane, albo są na etapie uchylania immunitetów - wylicza. Na uwagę, że zarzuty, stawiane przez prokuraturę są bardzo poważne, odpowiada, że "to wielkie nieporozumienie". - Nie mogę mówić o szczegółach tego, co jest w materiale dowodowym, powiem tylko, że stawiane mi zarzuty uważam za absurdalne, nie przyznałem się do winy i zamierzam udowodnić swoją niewinność - deklaruje polityk. Ryszard Czarnecki zawieszony przez PiS Pytamy go także, czy nie ma żalu do swojej partii, że w czasie, gdy składał wyjaśnienia w prokuraturze w Katowicach, został zawieszony w prawach członka PiS. - Pojęcie żalu w polityce nie istnieje. W relacjach międzyludzkich tak, w polityce nie ma na to miejsca - mówi Ryszard Czarnecki. Dodaje zaraz, że rozumie tę decyzję i że była ona podyktowana czystą polityką. - To decyzja polityczna. Rozumiem, że partia, która chce i musi wygrać kolejne wybory, po tym jak wybory przegrywała, w naturalny sposób stara się minimalizować straty i nie chce być kojarzona z taką sytuacją - przekonuje. Przyznaje też, że nikt z parii z nim wcześniej o tym nie rozmawiał ani nie informował go o decyzji, bo nie było takiej możliwości. - Przez wiele godzin byłem pozbawiony dostępu do telefonu i nie było ze mną kontaktu. Nie wiem, dlaczego nie poczekali z decyzją, korona by nikomu z głowy nie spadła - podsumowuje. Kamila Baranowska