Dodatek na mieszkanie w wysokości 3,5 - 4 tys. zł każdego miesiąca pobiera 211 posłów - wynika z ustaleń "Newsweeka". Oprócz funduszy na mieszkanie, politycy otrzymują także pieniądze na wynajem biur, zwrot za benzynę, czy darmowe podróże samolotem i pociągiem po Polsce. Niewielu mniej, bo około 200 posłów, podczas pobytu w Warszawie mieszka za darmo w hotelu poselskim. Jednak warunki tam panujące nie zachęcają większej liczby polityków do pomieszkiwania w - jak określa tygodnik - miejscu bardziej przypominającym akademik bądź hotel robotniczy. Zdaniem jednego z posłów, który nie chciał podawać nazwiska, jedyną zaletą jest to, że jest blisko. To dlatego większość posłów decyduje się na wynajem mieszkania w stolicy. Dodatki na mieszkanie. Posłowie niechętnie wybierają hotel Jak czytamy, wiceminister spraw zagranicznych Władysław Bartoszewski ma "500-metrowy dwór w Chajętach pod Radzyminem", jednak mimo tego pobiera ryczałt w wysokości około 3 tys. zł na mieszkanie w Warszawie. Robert Dowhan z Koalicji Obywatelskiej również pobiera dodatek na mieszkanie w stolicy w wysokości 4 tys. zł. "W Zielonej Górze ma dom za 5 mln zł, mieszkanie za 2 mln zł, do tego całą listę nieruchomości i gruntów o wartości około 20 mln zł" - dodaje "Newsweek". Robert Kropiwnicki również otrzymuje 4 tys. z Kancelarii Sejmu. Poseł KO posiada jednak 11 mieszkań, które - jak wyjaśnia - znajdują się w Legnicy. Ponadto dziennikarzom tłumaczył, że w Warszawie będzie mieszkać tylko tak długo, jak będzie posłem. Dodatek na mieszkanie w wysokości 3,5 tys. co miesiąc pobiera również Sławomir Mentzen z Konfederacji. - Ja na przykład w ogóle nie mam potrzeby mieszkać w Warszawie - mówił poseł w rozmowie z "Newsweekiem". Na słowa, że w stolicy mieszka od 20 lat, na co dostaje pieniądze, Mentzen dodaje, że jest to "tylko tymczasowo". Kilometrówki. Podróże posłów "na Słońce" Jednak politycy otrzymują dodatek nie tylko na mieszkania, ale również na podróże służbowe. "Kancelaria Sejmu rozlicza się za każdy bilet z liniami lotniczymi i ryczałtem z PKP, który wynosi 2 mln zł rocznie" - wskazuje tygodnik. Jak czytamy, na podstawie ustalonego limitu, posłowie mają prawo rozliczyć swoje przejazdy mniej więcej za 38,5 tys. zł rocznie, czyli niecałe 40 tys. km. "W poprzedniej kadencji Sejmu na kilometrówki wydaliśmy 50 mln zł. Przez cztery lata posłowie przejechali 55 mln km, to jedna trzecia drogi z Ziemi na Słońce" - ustalił "Newsweek". Rekordzistami są m.in. rzecznik Prawa i Sprawiedliwości Rafał Bochenek, który pokonał 160 tys. km, Rafał Adamczyk z Lewicy - 170 tys. km, podobnie jak Marek Ast z PiS. Przeszkodą nie jest nawet brak samochodu lub prawa jazdy, bo rozliczać można podróż cudzym autem. Nie jest jednak jasne, dokąd dokładnie podróżują posłowie, nie tylko ci wymienieni. W publikacji wyliczono, że w poprzedniej kadencji Sejm obradował przez 195 dni, co w cztery lata daje 1460 dni, a po odjęciu weekendów wychodzi 1004. "Nawet jeśli jeszcze odejmiemy święta, to posłom praca zajmuje mniej niż jedną czwartą dni" - podkreślono. Obecność posłów w Sejmie można stwierdzić po ich uczestniczeniu w głosowaniach i czynnym udziale w obradach parlamentu, np. wystąpieniach. Są politycy, którzy sporadycznie pojawiają się na Wiejskiej, ale i tacy, którzy na mównicy pojawiają się kilka razy w ciągu jednego dnia obrad. Analityk Radosław Karbowski podkreśla, że problemem nie jest wydawanie przez posłów publicznych pieniędzy, ale "nieprzejrzysty sposób", w jaki składają raporty o wydatkach. - Ucywilizowanie raportów to dobre rozwiązanie dla wszystkich. My, obywatele, będziemy wiedzieć, co się dzieje z pieniędzmi podatników, a politycy będą spokojni, bo nikt nie będzie mógł zarzucić posłom, że wydają pieniądze bez sensu - wyjaśnił Karbowski. ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!