W serialu pt. "PiS wybiera kandydata na prezydenta" doszło do kolejnego już zwrotu akcji. Sami politycy tej partii średnio już nadążają za tym, co się dzieje wokół wyboru potencjalnego kandydata na prezydenta. W Interii pisaliśmy o tym, że prezes Jarosław Kaczyński, który wydawał się już przekonany do kandydatury prezesa IPN Karola Nawrockiego (rozpoczęto już przygotowania do jego prezentacji) nagle zmienił zdanie i zaczął przychylać się do pomysłu, by kandydatem uczynić byłego ministra edukacji Przemysława Czarnka. Prawybory w partii. Zdania były podzielone Temu też miały między innymi służyć prawybory w partii. Wiadomo było bowiem, że Przemysław Czarnek cieszy się w PiS dużą popularnością. Nawrocki zaś nie był nawet przekonany, czy w ogóle chciałby w takich prawyborach wystartować. - Dla niego jako prezesa niezależnej instytucji, jaką jest i chce pozostać IPN, udział w partyjnych prawyborach byłby problematyczny. Do tego, jeśli miałby być naszym kandydatem, to ubieranie go na starcie w partyjne szaty byłoby ogromnym błędem - wyjaśnia jeden z polityków PiS. Część polityków PiS z Jackiem Sasinem i Elżbietą Witek na czele bardzo lobbowała jednak zarówno za opcją prawyborów, jak i za kandydaturą Czarnka. W ich ocenie prawybory miały skłonić struktury partyjne do większego zaangażowania, a sam Czarnek miał maksymalnie zmobilizować wyborców PiS. Krytycy tego pomysłu odpowiadali jednak, że sam elektorat PiS to za mało na wygraną w drugiej turze. - Musimy się otworzyć na segmenty wyborców, którym dziś do PiS daleko, choćby kobiety, choćby ludzie młodzi - przekonują. - Do tego jest potrzebny ktoś, kto się z PiS nie kojarzy, kto będzie do zaakceptowania dla ludzi, którym z PiS dotąd nie było po drodze - wskazuje. W pewnym momencie jednak, jak opisywaliśmy w Interii, sprawa wydawała się jednak przesądzona, a Jarosław Kaczyński wydawał się zdecydowany, by mimo wszystko postawić na Czarnka. - Dzięki prawyborom byłaby to decyzja bardziej partii niż prezesa, choć wiadomo, że i tak prezes ponosi odpowiedzialność za wynik kandydata, ktokolwiek nim będzie. Widocznie uznał, że te całe prawybory nie są mu do niczego niepotrzebne i tylko skomplikują sprawę - wskazuje nasz rozmówca. - To jednak oznacza także, że nie jest wcale tak bardzo przekonany do Czarnka, jak usiłowali wmówić nam niektórzy zwolennicy tej kandydatury - dodaje. Zwolennicy kandydatury Czarnka powołują się na jego charyzmę i pracowitość, porównując go do Donalda Trumpa. Podnoszą także argument, że w kampanii wyborczej znaczenie mają doświadczenie polityczne i rozpoznawalność, a w tych dwóch aspektach Czarnek ma przewagę. Z kolei zwolennicy kandydatury Nawrockiego podkreślają, że prezes IPN ma większe możliwości przekonania do siebie umiarkowanych wyborców. - Na starcie Nawrocki ma większe poparcie w sondażach niż miał Andrzej Duda. W niedawnym badaniu (chodzi o United Surveys dla WP- red.) Nawrocki miał ponad 26 proc. a pamiętam doskonale sondaże z grudnia 2014 roku, w których już po prezentacji Andrzej Duda miał po 17-18 proc. - mówi jeden ze zwolenników kandydatury Nawrockiego. Wybory prezydenckie. PiS nadal między Czarnkiem a Nawrockim Jaki jest więc stan gry, jeśli chodzi o wybory prezydenckie i kandydata PiS na dzisiaj? - To jak z wyścigiem kolarskim. Na czele peletonu był już Nawrocki, ale dwa okrążenia przed końcem niespodziewanie wyprzedził go Czarnek. Okazało się jednak, że zrobił to zbyt wcześnie i po drodze zabrakło mu sił - ilustruje nam jeden z polityków PiS zasiadający we władzach partii. Na pytanie, kto zatem dojedzie do mety pierwszy, nasz rozmówca nie potrafi jednoznacznie odpowiedzieć. - Nikt dziś tego nie może być pewien - śmieje się. Rafał Bochenek, rzecznik PiS informując o tym, że prawyborów jednak nie będzie stwierdził, że "po uwzględnieniu wszystkich plusów i minusów, a także z uwagi na napięty kalendarz nadchodzących tygodni kierownictwo PiS podjęło decyzję, iż prawybory - ze względu m.in. na kwestie organizacyjne - nie byłyby dobrym rozwiązaniem". Kwestie organizacyjne to zjazdy struktur partyjnych, które mają wyłonić tam nowe władze. W założeniu prawybory miały się odbywać równolegle. Sęk w tym, że pierwsze zjazdy ruszają już w najbliższą sobotę, a pomysł prawyborów cały czas pozostawał w sferze pomysłów. Posłowie PiS przyznają, że ciężko byłoby przygotować i sprawnie przeprowadzić także od strony logistycznej. Z rezygnacji z pomysłu prawyborów płynie wniosek, że PiS wraca do punktu wyjścia. Wciąż na stole jest więc kandydatura Karola Nawrockiego, ale także Tobiasza Bocheńskiego - wybór którejś z tych osób byłby realizacją scenariusza, w którym PiS stawia na nową, niezużytą, młodą twarz, która nie kojarzy się z partią i ma szansę zawalczyć o wyborców, dotąd mniej przychylnych PiS. Z drugiej strony w grze są wciąż pozostają nazwiska Przemysława Czarnka i Mariusza Błaszczaka, którzy są traktowani jako bezpieczny i mniej ryzykowny wybór. Oni jednak nie dają gwarancji wyjścia poza tzw. twardy elektorat PiS, który przy wysokiej mobilizacji jest dziś w PiS szacowany na maksymalnie 40 procent. Tymczasem do wygrania wyborów prezydenckich w drugiej turze trzeba zdobyć poparcie na poziomie powyżej 50 procent. PiS wraca do punktu wyjścia. Kto ostatecznie przekona prezesa? W PiS cały czas trwają przepychanki, a do gabinetu Kaczyńskiego ustawiają się kolejki polityków, którzy przekonują do pierwszego lub drugiego scenariusza. Sam Kaczyński rozmawia i dyskutuje z przedstawicielami wszystkich frakcji i nikt z naszych rozmówców nie potrafi dziś jednoznacznie powiedzieć, który scenariusz ostatecznie wybierze. - W ubiegłym tygodniu stawiał na Nawrockiego, potem był zdecydowany na Czarnka. Dziś szanse Czarnka spadły, więc znów Nawrocki wraca do gry. A na horyzoncie wciąż jeszcze są Błaszczak i Bocheński. Można zwariować - podsumowuje ostatni tydzień jeden z posłów. Sam prezes PiS niedawno mówił publicznie o tym, że w przypadku porównywania badań różnych kandydatów często są remisy i dlatego wybór jest trudny. - Są różne płaszczyzny porównawcze, różne kryteria, w niektórych z badań jest ich kilkanaście. To jest punktowane i później, gdy dochodzi do podsumowań, to mamy remisy. (...) Krótko mówiąc: mamy dużo dobrych kandydatów - przekonywał prezes PiS. Nasi rozmówcy uważają, że Jarosław Kaczyński chce wygrać wybory prezydenckie i nie jest prawdą, że liczy tylko na konsolidację partii, uznając wybory za z góry przegrane. - Absolutnie wierzy, że zwycięstwo jest możliwe, a wręcz konieczne, bo to będzie początek końca tej władzy - wskazuje jeden z nich. Co ciekawe, o ile dotąd politycy PiS przekonywali, że kandydata partii poznamy w okolicach 11 listopada, to w piątek rzecznik Bochenek w rozmowie z telewizją Wpolsce24 powiedział, by "nie przywiązywać się do tej daty". Serial z wyborem kandydata PiS na prezydenta może więc potrwać dłużej niż się pierwotnie wydawało i zaliczyć jeszcze niejeden zwrot akcji. Kamila Baranowska --- Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!