O kłopotach Henryka Kowalczyka i jego możliwej dymisji piszemy od kilku dni. Nie dość, że ze względu na m.in. ukraińskie zboże zalewające polski rynek protestują rolnicy, to jeszcze cierpkich słów nie szczędzi mu były minister rolnictwa z PiS, Jan Krzysztof Ardanowski. Do tego doszły wydarzenia z podrzeszowskiej Jasionki. To tam, w ubiegłym tygodniu, w kierunku wicepremiera oraz Janusza Wojciechowskiego, komisarza UE ds. rolnictwa, poszybowały jajka. Norbert Kaczmarczyk, były wiceminister rolnictwa z Solidarnej Polski uważa, że atak na wicepremiera to element "linczu". - Dojdzie do tragedii, tak jak doszło do sytuacji ze świętej pamięci prezydentem Adamowiczem - oświadczył polityk na antenie "Debaty Dnia" Agnieszki Gozdyry. Stwierdził również, że krytyka formułowana przez Ardanowskiego to element "zemsty" polityka na urzędującym ministrze rolnictwa. Jajka od Konfederacji Jeszcze w ubiegłym tygodniu serwis rzeszow-news.pl podał, że osobą w kamizelce z napisem "Oszukana Wieś" był Tomasz Buczek, lider podkarpackiego Ruchu Narodowego i działacz Konfederacji. Chociaż pochodzi z obszarów wiejskich, prowadzi przedsiębiorstwo usługowo-remontowo-budowlane. Dlaczego więc założył kamizelkę, która jednoznacznie kojarzy się z ruchem chłopskim? - Zrobiłem to, bo solidaryzuję się z ludźmi. Zarzucano mi, że nie mam nic wspólnego z wsią. A ja wywodzę się z wioski, dalej tam mieszkam. Gospodarstwo po dziadkach jest własnością brata, chociaż wcześniej uprawialiśmy je całą rodziną - opowiada Buczek. - Rodzice do tej pory mają kilka kurek, trochę ziemi. Wciąż pomagam kolegom, którzy mają 100 czy 200 ha gospodarstwa. Nie pozwolę więc zakłamywać rzeczywistości - dodaje. Rozmówca Interii podkreśla, że od wielu lat angażuje się w sprawy rolników z Podkarpacia. Część z nich poznał jeszcze podczas protestów przeciw słynnej już "piątce dla zwierząt". Jak mówi, jego znajomi dogadują się z "Oszukaną Wsią" i mają kontakt z jednym z jej liderów, Wiesławem Grynem z Zamościa. - Pojechałem do Jasionki, bo jako Konfederacja chcieliśmy zapewnić protestującym parasol ochronny. Wiemy, jak działa państwo. Jako narodowcy mieliśmy pamiętne historie choćby za czasów PO - argumentuje Buczek. Podkarpacki narodowiec mówi nam, że w związku z polityką rządu PiS obawia się "ludzkich tragedii" czy "prób samobójczych". - Jeżeli ktoś ma miliony złotych kredytów do spłaty, wydał 700-800 tys. zł tylko dla obsiana pól, to przy jego stratach, zbożu zalegającym w magazynach, nie zwrócą mu się nawet koszty. Kolejne lata stoją więc pod znakiem zapytania. Ludzie są na skraju bankructwa, dlatego trzeba im pomóc - powiedział nam konfederata. "Wyrwał się, to prawda" Wiesław Gryn, organizator protestów z ramienia "Oszukanej Wsi" i członek Zamojskiego Towarzystwa Rolniczego powiedział nam, że Tomasz Buczek wyrwał się przed szereg. - On wniósł te jajka, mieli je dostać rolnicy. Wszystko wydarzyło się jednak szybciej, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. Nieraz wszystko idzie na żywioł, nie da się tego opanować - mówi nam rolnik. - Rozmawialiśmy z przedstawicielami Konfederacji. Zachowali się bardzo ładnie i zauważyli, że to przesada. Z pewnością wiele osób chce zaistnieć, idą wybory. Nie mamy na to wpływu - podkreśla. Robert Winnicki, prezes Ruchu Narodowego i parlamentarzysta Konfederacji powiedział nam, że jego ugrupowanie zdecydowanie popiera działalność "Oszukanej Wsi". Jak podkreśla, problematyka rolnicza jest bliska i jemu, i jego kolegom. I to od lat. - Spodziewam się wielu kolejnych akcji ruchu. Oczywiście nie jestem fanem takich metod jak rzucanie jajkami, ale to wyraz desperacji, jaka panuje na wsi - usłyszeliśmy od parlamentarzysty wybranego w Białymstoku. Z pewnością poparcie rolników jest istotne dla Konfederacji. W ostatnich sondażach ugrupowanie pnie się w górę. Nawet działacze Zjednoczonej Prawicy związani z wsią czują oddech konfederatów na plecach. - Uaktywnili się w terenie, ludzie piszą o nich na rolniczych forach. Jeśli tak dalej pójdzie, a PiS będzie rządzić po wyborach, będziemy zmuszeni zawiązać koalicję z Konfederacją - słyszymy od jednego z terenowych działaczy. W rozmowie z Interią Tomasz Buczek twierdzi, że poparcie dla jego formacji to teraz sprawa drugorzędna: - Nie jest istotne, kto odtrąbi zwycięstwo. Pod akcję z jajkami próbowały się już przypiąć AgroUnia, izby rolnicze. Moja formacja zyskuje w sondażach, bo rolnicy widzą, że im pomagamy - deklaruje. - Zaangażowanie naszych działaczy w protesty to nic nadzwyczajnego. W "Oszukanej Wsi" są rolnicy, którzy są członkami Konfederacji. Te sprawy się wzajemnie zazębiają i tak będzie - wtóruje koledze Winnicki. Według konfederatów PiS chce jedynie przekazać dopłaty, a nie systemowo rozwiązywać problemy wsi. - Dopłacają tylko do 50 ha. Rolnicy z takimi gospodarstwami to największy elektorat dla PiS, dlatego partia konstruuje pod niego prawo. Tylko ludzie Jarosława Kaczyńskiego zapominają o dużych producentach, którzy dostarczają na polski rynek ponad połowę produkcji - przekonuje nas Buczek. "10 jajek lepsze niż setki ciągników" Kiedy pisaliśmy o "Oszukanej Wsi" i Zamojskim Towarzystwie Rolniczym, jego działacze deklarowali, że są apolityczni. Nie zależy im na mandatach poselskich czy wielkiej polityce. Jak więc rozumieć zaangażowanie działaczy Konfederacji w protest, który zorganizowali? - Z tych co rzucali jajkami, przynajmniej 50 proc. to ludzie głosujący dotąd na PiS. Ale w naszych szeregach są też wyborcy PO czy PSL. Każdy ma swoje sympatie, ale jak jest problem, wspólnie stawiamy mu czoła - odpowiada Gryn. Organizator rolniczych protestów nie pochwala metod, z których skorzystał Tomasz Buczek, jednak dostrzega ich skuteczność. - Pan i inni dziennikarze też powinniście uderzyć się w piersi. Staliśmy po 400 traktorów na granicy, nikt o tym nie pisał. A jak minister został dobrze wygwizdany czy obrzucony jajkami, dopiero wszystkie media, pierwszy garnitur polityków, zauważyli - uważa Wiesław Gryn. - 10 jajek zadziałało bardziej niż setki ciągników. Rzucanie jajkami jednak nikomu nie służy, nie będziemy raczej obserwować powtórek - podkreśla. W kuluarach, zwłaszcza na wsi, słychać, że zaufanie chłopów do PiS mogłaby odbudować tylko dymisja Henryka Kowalczyka, jednak raczej trudno spodziewać się przesilenia. A na pewno nie w tym momencie. Dlaczego? Choćby dlatego, że opozycja domaga się odwołania wicepremiera. W tej sytuacji na sali sejmowej zamierza go bronić nawet Jan Krzysztof Ardanowski. - Nota bene PSL przecież to są również stare wygi polityczne, powiedziałem to publicznie Kosiniakowi. Składając wniosek o wotum nieufności, de facto wzmacniają ministra, ponieważ on zostanie oczywiście obroniony. To jest reguła demokracji parlamentarnej większości i wtedy problem jego odwołania jest bardziej skomplikowany - stwierdził Ardanowski w Radio Wnet. Były minister rolnictwa oświadczył, że oczekuje miejsca na liście wyborczej PiS. Jeśli nie uzyska rekomendacji władz partii, zamierza wystartować z własnego komitetu w wyborach do Senatu. Rolnicze rozmowy okrągłego stołu odbędą się w środę. Przedstawiciele "Oszukanej Wsi" deklarują, że stawią się w Warszawie. Chyba mało kto wierzy jednak, że z Henrykiem Kowalczykiem uda im się dogadać. Jakub Szczepański