W Sejmie X kadencji mamy ponad stu debiutantów. Najwięcej z nich znajdziemy w szeregach KO i Trzeciej Drogi, ale przecież pierwsze wrażenie nie ma barw partyjnych. Chociaż od ślubowania poselskiego minął już prawie miesiąc, politycy mówią nam, że wciąż uczą się swojej pracy: - Pierwszy tydzień to nauka tego, jak Sejm funkcjonuje, wygląda. Poznawanie kuluarów, innych parlamentarzystów, sal. Przecież parlament to swoisty labirynt - usłyszeliśmy od Łukasza Kmity z PiS, który jeszcze do niedawna był wojewodą małopolskim. Już od pierwszych dni posłowania nowi parlamentarzyści, najczęściej za pośrednictwem mediów społecznościowych, punktowali absurdy w życiu polityków z Wiejskiej. Przoduje w tym Sławomir Mentzen. Sejmowy debiutant, ale też jeden z liderów Konfederacji, m.in. zrobił zdjęcie kolegów, którzy ustawiali się w kolejce, żeby aktywować swoje tablety. Co w tym dziwnego? "Aktywacja tableta polega na tym, że wyjmują im tablet z pudełka, zdejmują jakiś papier ochronny z ekranu, włączają i wpisują hasło, które posłowie mają na kartce, którą dostali razem z tabletem" - relacjonował poseł urodzony w Toruniu. "W tej kolejce stoi między innymi obecny szef MSWiA (stanowisko piastował wówczas Mariusz Kamiński z PiS - red.), któremu podlegają służby specjalne. Stoi po to, żeby ktoś mu włączył tablet" - napisał. Interia zapytała innych sejmowych debiutantów, co przy Wiejskiej rzuciło im się w oczy. - Budynek sejmowy to archaiczny labirynt, wymaga modernizacji i cyfryzacji, żeby poważnie podejść do zmieniającej się rzeczywistości - odpowiada nam Bartłomiej Pejo z Konfederacji. - Mamy XXI w., a np. nie wszystkie budynki Sejmu mają klimatyzację. Posłowie otrzymali też nowe tablety, które nie są zintegrowane z drukarkami w komisjach - zwraca uwagę poseł. Biura poselskie i "nieporozumienie" Każdy poseł, poza dietą i uposażeniem opiewającymi na kwotę blisko 17 tys. zł brutto otrzymuje też ryczałt na prowadzenie biura poselskiego, który wynosi 19 tys. zł. Ale nawet taka kwota może być zbyt niska. Zwłaszcza dla kogoś, kto chce otworzyć więcej niż jedno czy dwa biura. Tak jak Arkadiusz Sikora z Nowej Lewicy, który chce otworzyć dwadzieścia takich placówek na Dolnym Śląsku. - To nie lada wyzwanie. Nawet jedna osoba na minimalnym etacie to określone koszty, do tego wynajem lokalu, obsługa - wylicza poseł Lewicy. Będzie pan dopłacał? - dopytujemy parlamentarzystę wybranego z Legnicy. - Nie, chcę mieć biura częściowo społeczne. W lokalach płacić za energię, czy media. Mam formułę w głowie, pracuję nad tym - odpowiada. Parlamentarzysta przyznaje też, że był szczery ze swoimi współpracownikami: - Przekazałem im, że nie mam pieniędzy na etatowych asystentów, ale możemy rozmawiać o społecznej współpracy. Próbuję to wszystko logistycznie poukładać - powiedział Sikora. W ocenie polityka, otwarcie wszystkich biur może mu zająć nawet dwa miesiące. Są jednak i tacy, którzy nie mogą rozpocząć działalności poselskiej w terenie ze względu na, jak usłyszeliśmy, opieszałość Kancelarii Sejmu. - Obecnie to troszkę nieporozumienie: chodzi o spore opóźnienia w otwarciu biur poselskich, m.in. przy montowaniu sprzętu. Najpewniej to kwestia liczby nowych posłów - przekazała Interii Weronika Smarduch, posłanka KO wybrana po raz pierwszy z Nowego Sącza. Co z tą kulturą? Chyba wszyscy rozmówcy Interii, niezależnie od barw partyjnych, zwracają uwagę na kulturę dyskusji, która panuje w gmachu przy Wiejskiej. - Obyczaje na sali posiedzeń to wstyd dla tej izby. Kłótnie i przedstawienia, populistyczne zachowania przed publicznością. Mam wrażenie, że to niestety się nie zmieni, dopóki Tusk lub Kaczyński są u władzy - przekazał nam Pejo. Łukasz Osmalak, reprezentant Polski 2050, przez wiele lat sprawował mandat radnego. Jak jednak usłyszeliśmy, to co zobaczył w Sejmie, przeszło jego najśmielsze oczekiwania: - Jeśli chodzi o poziom kultury, w kontekście tego, co widziałem tam, a w Sejmie, mamy przepaść. Na niekorzyść parlamentu. W gminach czy powiatach, gdzie również są różne opcje polityczne, debata jest na wyższym poziomie - uważa. Na innym poziomie, jak przekazali nam posłowie, jest również sam tryb pracy w Sejmie. Niektórym ciężko się przestawić. - Na pewno mamy do czynienia z innym stylem pracy niż w Małopolskim Urzędzie Wojewódzkim. W Krakowie pracowaliśmy od wczesnych godzin porannych do wieczora, także w święta i weekendy. Dzień był wypełniony spotkaniami i innymi działaniami, niezbędnymi do sprawnego prowadzenia instytucji. Tutejszy styl pracy to dla mnie pewna nowość - mówi Łukasz Kmita. Nie oznacza to wcale, że posłowie mają dużo czasu. - Mamy mnóstwo posiedzeń komisji, o których ludzie ciągle nie wiedzą. To, co dzieje się w parlamencie jest tylko ułamkiem tego, czym się zajmujemy. Brakuje mi czasu na odbieranie telefonów, interwencje poselskie - nie kryje Arkadiusz Sikora. Jaki hotel jest, każdy widzi Hotel poselski od lat budzi emocje. I to nie tylko wśród poselskich "żółtodziobów". Wiadomo już, że budynek ma przejść gruntowny remont wart nawet 300 mln zł. Zanim jednak obiekt zyska wyposażenie na poziomie cztero- lub pięciogwiazdkowego hotelu, przyjdzie nam wszystkim poczekać. Planowo modernizacja ma się zakończyć najwcześniej w 2028 r. Posłowie, którzy chcą mieszkać przy samym parlamencie, nie mają więc za dużego wyboru. - Trzeba przyznać, że hotel poselski jest, mówiąc kolokwialnie, słaby - powiedział Interii Osmalak. - Ma swoje lata, wygląda jak wygląda, ale nasze oczekiwania są konkretne: priorytetem nie jest budynek, gdzie będziemy spali. Najważniejsze jest to, co można zrobić dla ludzi - powiedziała nam Weronika Smarduch. Nasi rozmówcy zwracają uwagę, że mieszkanie w hotelu poselskim to spora wygoda. Jednym z jego lokatorów został Łukasz Kmita. - O standardzie hotelu nie ma co opowiadać, ale to bardzo wygodne, bo jest blisko do sali plenarnej. W ciągu dnia pracy, głosowań, uczestnictwa w komisjach, robię 10 tys. kroków dziennie - zdradził nam były wojewoda. - Kupiłem toster, bo po pracy w Sejmie, ok. 22 robię sobie jedzenie. Tosty, panini. Nie jest to na pewno zdrowe, ale często nie mam już czasu, żeby szukać restauracji - dodał. Poselska dieta, i wcale nie chodzi o finanse, to także istotne zagadnienie. Poza barem "Za Kratą", który słynie raczej z mocnych trunków, parlamentarzyści mają też do dyspozycji dwie restauracje. I chyba nikt na nie narzeka. - Jedna jest bardziej na poziomie, druga bardziej jak stołówka. Ceny są bardzo dobre, jedzenie przyzwoite, więc trudno mieć jakieś obiekcje - usłyszeliśmy od nowego posła Polski 2050. Jakub Szczepański