Komisja ds. zbadania rosyjskich wpływów od momentu, gdy PiS wyszedł z pomysłem jej powołania, budziła wiele emocji i kontrowersji. Politycy Koalicji Obywatelskiej, którzy ustawę powołującą do życia komisję określili mianem "lex Tusk" nie kryją, że to właśnie ta sprawa pomogła im zmobilizować tłumy na marsz 4 czerwca w Warszawie. O kontrowersjach wokół komisji "lex Tusk" pisaliśmy tutaj. Komisja liczy dziś dziewięciu członków, jej szefem jest historyk prof. Sławomir Cenckiewicz. Zajmuje się badaniem rosyjskich wpływów na bezpieczeństwo wewnętrzne kraju w latach 2007-2022. Komisja w zamyśle miała działać na wzór tej weryfikacyjnej, badającej sprawę warszawskiej reprywatyzacji. Nie funkcjonuje zatem jak klasyczna komisja śledcza, działająca jako organ sejmowy, lecz jak zupełnie osobny organ administracyjny. Dlaczego PiS ją powołało, przeczytasz tutaj. W Interii opisywaliśmy też, jakie prawne wątpliwości budziły zapisy ustawy, powołującej komisję. Donald Tusk: Komisja nie ma racji bytu Donald Tusk oficjalnie zapowiedział, że komisja w obecnym kształcie nie ma racji bytu. - Będziemy także robili porządek z komisją zwaną kiedyś "lex Tusk". Odwołamy skład tej komisji we wtorek na kolejnej części pierwszego posiedzenia Sejmu i później zastanowimy się nad przyszłością prac tej komisji - zapowiedział Donald Tusk. Ocenił, że komisja "w sposób jawny naruszała prawa konstytucyjne, była przedmiotem emocji i krytyki". - W Polsce pół miliona ludzi wyszło na ulicę, kiedy ten chory pomysł stał się faktem, w jaki sposób eliminować konkurencję polityczną poprzez tego typu gry i zabawy - przypomniał. Komisja ds. rosyjskich wpływów - likwidacja bez ustawy Donald Tusk przyznał też, że jest problem z likwidacją komisji. Jaki? Komisja została powołana ustawą, a więc jej likwidacja wymagałaby także zmian ustawowych. Tusk obawia się, że nie będzie na to zgody prezydenta Andrzeja Dudy. - Będziemy podejmowali decyzję, która jest w kompetencji tej Izby - przy pomocy uchwały odwołamy skład tej komisji - tłumaczył lider KO. Marszałek Sejmu Szymon Hołownia potwierdził, że dotychczasowy skład komisji ds. zbadania rosyjskich wpływów zostanie odwołany najprawdopodobniej w środę. Z informacji Interii wynika, że ostateczna decyzja co do tego, co zrobić z komisją ds. badania rosyjskich wpływów jeszcze nie zapadła. Możliwości są dwie: powołanie własnych członków komisji i rozszerzenie jej pola działania o okres rządów PiS lub pozostawienie jej bez obsady, co w praktyce oznacza likwidację. Za pierwszym scenariuszem opowiadają się politycy Koalicji Obywatelskiej, którzy są zdania, że można by tę speckomisję potraktować analogicznie do komisji śledczych, które mają zostać powołane, czyli do rozliczenia PiS. - Komisja mogłaby zbadać na przykład powiązania ważnych polityków PiS i ich rodzin z firmami, które zarabiały na handlu węglem z Rosją już po wybuchu wojny. Myślę, że poszerzenie jej pola działania mogłoby doprowadzić do ujawnienia wielu ciekawych rzeczy - uważa Dariusz Joński z Koalicji Obywatelskiej. Zastrzega jednak, że ostateczną decyzję w tej sprawie podejmą wspólnie liderzy ugrupowań tworzących przyszły rząd koalicyjny. Kontynuacja komisji? "Nie ma takich planów" Tymczasem przedstawiciele Trzeciej Drogi przekonują, że nie ma planów jej obsadzania i kontynuacji. Ma dojść jedynie do odwołania dotychczasowych członków. - Nie ma planów powołania nowych członków komisji ds. zbadania rosyjskich wpływów - potwierdza Miłosz Motyka, rzecznik PSL. Także Szymon Hołownia publicznie przyznawał, że istnienie tej komisji i powołanie jej przez parlament jest dla niego "czymś niezrozumiałym", bo dubluje ona zakres pracy i kompetencji służb specjalnych. Hołownia zarzucił też, że członkowie komisji "zarabiają powyżej 12 tysięcy złotych miesięcznie, mają eleganckie biuro w Kancelarii Premiera, a - jak słyszymy - do tej pory prowadzą kwerendę pogłębioną". W kontekście tych zarzutów zapytaliśmy prof. Sławomira Cenckiewicza, czym konkretnie zajmowała się komisja w ostatnich miesiącach (jej członkowie zostali powołani pod koniec sierpnia). Odpowiedział, że do środy nie udziela komentarzy na temat komisji i jej prac. PiS broni komisji ds. zbadania rosyjskich wpływów Poseł PiS i prawnik Krzysztof Szczucki, który jako szef Rządowego Centrum Legislacji bronił ustawy powołującej komisji "lex Tusk" przed zarzutami, że jest wymierzona w Donalda Tuska, przyznaje dziś, że od strony prawnej odwołanie przez Sejm członków komisji jest możliwe i w praktyce skutecznie zakończy jej działanie. - Co prawda w ustawie jest mowa o tym, że Sejm powołuje i odwołuje, więc można domniemywać, że w miejsce odwołanych członków powinni zostać powołani inni, ale generalnie jeśli jej obecni członkowie zostaną odwołani bez powołania nowych, to pośrednio oznacza to likwidację tej komisji - mówi Interii. Jego zdaniem to odkrywa prawdziwe intencje Donalda Tuska. - Donald Tusk nie chce wyświetlenia prawdy o tym, jak wyglądały relacje polsko-rosyjskie za jego czasów i chce doprowadzić do tego, byśmy tej prawdy nie poznali. Zapowiedź likwidacji tej komisji i powoływania komisji śledczych pokazuje, czym ten przyszły rząd chce się zajmować: nie sprawami ważnymi dla Polaków, nie sprawami społecznymi czy programowymi, ale wyłącznie PiS-em - dodaje. Jak powstała komisja ds. zbadania rosyjskich wpływów Po raz pierwszy PiS zgłosił pomysł powołania komisji ds. zbadania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo wewnętrzne jesienią ubiegłego roku. Jako zakres czasowy prac komisji wskazano lata 2007-2022, a więc dwie kadencje, gdy władzę sprawował rząd PO-PSL oraz niepełne dwie kadencje, gdy rządzi Zjednoczona Prawica. Pierwsze czytanie ustawy powołującej komisję odbyło się 13 grudnia. Potem ustawa leżała w Sejmie aż do połowy kwietnia, wtedy odbyło się pierwsze głosowanie. Ustawę odrzucił Senat, a gdy PiS 26 maja odrzucało weto Senatu, zatwierdzając powstanie komisji, w Sejmie w roli gościa pojawił się Donald Tusk. Prezydent Andrzej Duda podpisał ustawę, a kilka dni później zgłosił do Sejmu nowelizację przepisów, zmieniając część budzących największe kontrowersje zapisów. Znowelizowana ustawa została podpisana przez głowę państwa 2 sierpnia. Pod koniec sierpnia wybrano dziewięciu członków komisji.