Media publiczne są już od dłuższego czasu przedmiotem politycznego sporu. Jednak kilka krytycznych momentów zaważyło na skali problemu, jaki obserwujemy dziś. Czy media będą jednym z głównych haseł prezydenckiej kampanii? A jeśli tak, to jakie skutki może mieć takie rozłożenie akcentów? Zalążek problemu Kto bacznie obserwuje polityczne życie naszego kraju ten wie, że TVP nie cieszy się najlepszą sławą. Używanie określenia "reżimowa" w odniesieniu do publicznego nadawcy stało się powszechne i przestało kogokolwiek dziwić. Zwolennicy mediów publicznych przekonują, że są one przeciwwagą dla mediów, które są z kolei zbyt krytyczne względem władzy, dzięki czemu mamy pluralizm. Przeciwnicy wskazują jednak, że głównym zadaniem wszystkich, bez wyjątku, mediów jest patrzenie na ręce rządzącym, a media publiczne w propagandowy sposób wychwalają PiS i atakują opozycję. W maju 2019 roku, a więc dokładnie rok temu, CBOS opublikował sondaż, w którym ujawnił się zalążek problemu, o jakim dziś jest coraz głośniej. Najbardziej krytycznie pod względem wiarygodności programów informacyjnych i publicystycznych odbierana jest Telewizja Polska - wynikało z ówczesnego badania. Publiczną telewizję, jako niewiarygodne źródło informacji wskazało 38 proc. ankietowanych. Na drugim miejscu znalazł się TVN z wynikiem 29 proc. Najlepiej wśród telewizji oceniono Polsat, który negatywnie odebrało 19 proc. badanych. Rekompensata dla TVP Nienajlepszy odbiór TVP pogłębiła sprawa rekompensaty uchwalonej przez Sejm. Przypomnijmy, że początek 2020 roku przyniósł nam gigantyczny spór o prawie dwa miliardy złotych rekompensaty dla TVP z tytułu utraconych wpływów abonamentowych. Projekt PiS spotkał się z krytyką opozycji, która argumentowała, że wskazane środki lepiej wydać na inne cele. Początkowo wymieniano wsparcie służby zdrowia w walce z chorobami nowotworowymi, później wsparcie tego samego sektora, ale w walce z epidemią koronawirusa. Niezależnie od wskazywanego celu przekaz był jeden - lepiej dołożyć te pieniądze służbie zdrowia niż TVP. Prawdziwe tsunami nastąpiło jednak po sejmowej debacie w tej kwestii. Wszystko za sprawą niecenzuralnego gestu posłanki PiS Joanny Lichockiej, która w trakcie dyskusji skierowała do opozycji środkowy palec. "PiS pokazuje środkowy palec chorym Polakom" - grzmiała opozycja. Do dyskusji przyłączyło się także wielu obserwatorów życia publicznego. Popularne stało się publikowanie filmów, na których "przypadkowo" wymachuje się tym samym palcem, którego użyła posłanka PiS. Projekt przeszedł jednak proceduralną ścieżkę, a na końcu spowił go "ostry cień mgły" spod Pałacu Prezydenckiego, gdzie otrzymał zielone światło w postaci podpisu prezydenta Andrzeja Dudy. "Twój ból jest lepszy niż mój" I tak oto dochodzimy do kolejnego punktu tej wyboistej drogi, czyli piosenki Kazika Staszewskiego. Artysta nagrał piosenkę "Twój ból jest lepszy niż mój" mówiącą o uprzywilejowanym traktowaniu prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego podczas pandemii koronawirusa w naszym kraju. Chodzi o sytuację, kiedy 10 kwietnia, gdy Polacy musieli się izolować, prezes partii rządzącej dostał możliwość wejścia na cmentarz. Sytuacja ta spowodowała wiele krytycznych komentarzy, w których wskazywano, że Kaczyński łamie obowiązujące zasady i jeśli reszta Polaków nie może odwiedzić swoich bliskich na cmentarzu, to i prezes PiS nie powinien. Kazik umiejętnie połączył owe zdarzenie ze sławnym już zdaniem Kaczyńskiego o "lepszym i gorszym sorcie Polaków" i wyszedł mu z tego utwór "Twój ból jest lepszy niż mój". Swoim wykonaniem Kazik podbił kultową "Listę Przebojów Trójki" Marka Niedźwieckiego. I się zaczęło. Polskie Radio usunęło utwór z listy twierdząc, że wyniki zmanipulowano. Decyzja ta wywołała prawdziwy efekt domina. Trójkę opuścili m.in. tacy dziennikarze, jak wspomniany już Marek Niedźwiecki, czy Hirek Wrona. Wielu artystów zbojkotowało decyzję Polskiego Radia informując o zerwaniu współpracy. W sieci pojawiły się liczne głosy oburzenia i porównania działania nadawcy publicznego do mediów w okresie PRL. Ocenzurowanie listy przebojów skojarzyło się bowiem wielu osobom z najgorszymi propagandowymi praktykami Polski Ludowej. Skutki Czy sytuacja w mediach publicznych przełoży się na kampanię prezydencką w 2020 roku? W niedzielnej konferencji prasowej nowy kandydat Koalicji Obywatelskiej Rafał Trzaskowski zapowiedział już, że jedną z pierwszych jego decyzji po ewentualnym zwycięstwie będzie powołanie nowej Telewizji Publicznej. Media państwowe stały się już zatem jedną z głównych osi politycznego sporu. Pozostaje jedynie pytanie, jakie będzie to miało przełożenie na wyborczą mobilizację i ostateczne wyniki. - Nie jest to coś, co rozstrzygnie o wyniku wyborów, ale nie można tego bagatelizować na poziomie taktyki. Przywykliśmy do takiego schematu, że ludzie kultury z reguły mają mocno liberalne poglądy i że wszelki ich udział w debacie publicznej dotyczy tylko obecnej opozycji. Teraz sytuacja jest bardziej złożona - komentuje w rozmowie z Interią prof. UW Rafał Chwedoruk, politolog. - Pokolenie słuchające Kazika Staszewskiego to nie tylko milenialsi (osoby urodzone w latach ’80 i ’90 - przyp. red.), ale w pierwszej kolejności ludzie w przedziale wiekowym 50-60 lat. W wielu przypadkach wychowani głównie na słuchaniu radia, a już z pewnością muzyki rockowej i przewrażliwieni na wszelkie próby ograniczania swobody twórczej. Nie mają oni zwykle silnych poglądów liberalnych, a to jest dla sztabu Andrzeja Dudy zła informacja - wyjaśnia ekspert. Zdaniem profesora, oliwy do ognia dodaje fakt, że PiS ma związane ręce i nie jest w stanie wpłynąć na przebieg trwającego zamieszania. - Przy wcześniejszych niewygodnych zdarzeniach, partia mogła ucinać polityczne głowy, teraz się na to nie zdecydowała. To nadaje nowej dynamiki kryzysowi wizerunkowemu - mówi. - Każda godzina dyskusji o cenzurze to godzina wizerunkowo stracona dla rządzących - dodaje. Zamieszanie zaszkodzi PiS? - Sytuacja ta obrasta w różne symbole i historyczne skojarzenia, dlatego będzie zjawiskiem dla PiS niekorzystnym. Jednak w pierwszej kolejności o sukcesach PiS przesądzała zawsze mobilizacja małych miasteczek i wsi, a tam ten temat nie będzie tak istotny - przewiduje prof. Chwedoruk. Zdaniem eksperta, wydarzenia te mogą być jednak mobilizujące dla elektoratu opozycji. - Nie mam cienia wątpliwości, że elektorat PO licznie pojawi się przy urnach. Dodatkowym przyczynkiem będzie to zjawisko, jakie aktualnie obserwujemy. Pomaga ono wyrywać się ze stanu dezorientacji, jaki ostatnio towarzyszył liberalnym wyborcom. I zbiegło się to także w czasie ze startem Rafała Trzaskowskiego, więc automatycznie to on będzie beneficjentem zmian - uważa prof. Chwedoruk.