Prezes PiS stwierdził nawet, że partia jest bardziej zjednoczona, silniejsza i lepiej przygotowana do walki, niż sądzą jej przeciwnicy. Tyle że jest to kolejny akt doktryny odwróconych znaków. "Powrót" Kaczyńskiego oznacza bowiem, że nie wyciągnął on żadnych wniosków z porażki, a jego słowa dowodzą, że PiS w istocie jest w głębokim kryzysie nie tyle politycznym, ile strukturalnym. Odświeżenie partii Oczekiwania, że w opozycyjnej dziś formacji nastąpi pogłębiona autorefleksja, okazały się mrzonkami, a partyjni decydenci najwyraźniej sądzą, że wystarczy do kampanii samorządowej wprowadzić wesołe hasło "Jesteśmy na tak!", by realna władza znów zamajaczyła na horyzoncie. Piewcy wojen kulturowych i praktycy radykalnego języka znów przebierają się w stroje nowoczesnych demokratów i orędowników wielkich inwestycji, jakby sama zmiana kostiumu mogła uwieść rozczarowane masy. Producenci polonezów też kiedyś sądzili, że wystarczy ozdobny lifting zewnętrzny, by technologię z lat 70. XX wieku sprzedawać jako cud współczesnej motoryzacji. Nawet jeśli przyjąć, że w wyobraźni polityków PiS trzeba jedynie odświeżyć partyjny szyld, to wybory samorządowe, a potem europejskie prawdopodobnie boleśnie zweryfikują ten miraż. Zwłaszcza że grzechy poprzedniej ekipy będą ujawniane szerokim strumieniem. Decyzja wyborców z 15 października 2023 roku, w wyniku której PiS utraciło zdolność rządzenia, nie była ekscesem demokracji, lecz jej surowym werdyktem z dalekosiężnymi konsekwencjami. O ile niedyskretny urok populistycznej autokracji sprawił, że wybory parlamentarne nie były równe, o tyle osąd społeczny okazał się miarodajny, o czym świadczy historyczna frekwencja. PiS stoi na rozdrożu. Inaczej jest z koalicją rządową Dziś PiS nie szuka przyczyn tej porażki, nie analizuje własnego anachronizmu, nie patrzy na uciekający świat, nie bada emocji młodego pokolenia, nie zajmuje się przyszłością, lecz zastanawia się, co zrobić, by Polacy znów zaczęli pragnąć Jacka Kurskiego w TVP, Pegasusa w rękach służb, sojuszu tronu z ołtarzem, oddalania Polski od Unii Europejskiej, żerowania na państwowych spółkach, blokowania pieniędzy europejskich i ciągłego obrażania "najgorszego sortu Polaków". Kaczyński, dla którego polityka jest wszystkim, prywatnie może sobie pozwolić na miłość własną, jednak wiele osób z wnętrza tego obozu politycznego doskonale rozumie, jak wielką przewagę ma dziś rządząca koalicja. Nie chodzi wcale o sondaże, ale przede wszystkim o ciężar gatunkowy ogromnych funduszy unijnych, jakie trafią do Polski i staną się falą, która będzie nieść władzę. Zwłaszcza że odziedziczyła ona także 500 plus, które po waloryzacji wypłaca jako 800 plus, czy dodatkowe emerytury. Jeśli ktoś sądzi, że zysk platoniczny z tych dobrodziejstw będzie przez pamięć społeczną wiązany z PiS, to wykazuje się wielką naiwnością, ponieważ sympatia pójdzie na konto aktualnej władzy. A jeśli dodatkowo uważa, że dość nachalna narracja o Centralnym Porcie Komunikacyjnym jako niezbędnej inwestycji roznieci w Polakach żar krytyki pod adresem rządzących, to znaczy, że wierzy w moc abstrakcji. Autostrady budowane przez Platformę Obywatelską cieszyły kierowców, ale Polakom, którzy nimi nie jeździli, było to zupełnie obojętne. Dziś PiS stoi na rozdrożu, tylko dość nieudolnie próbuje udawać, że o tym nie wie. Kłopoty koalicji rządzącej - takie jak protesty rolnicze, spór o prawo aborcyjne, niepewna data podwyższenia kwoty wolnej od podatku do 60 tysięcy złotych, wyliczanie przez media niespełnionych obietnic, rządowy przetarg na limuzyny itp. - to przy tym proza życia politycznego. Oczywiście opozycja może podzielić los Donalda Trumpa, który im bardziej jest rozliczany, tym wyższe zdobywa poparcie, a koalicja przedwcześnie doświadczyć gwałtownego kryzysu, jednak dziś nic nie wskazuje na to, by tak się stało. Być może Kaczyński, który przez lata skazywał swoją partię na skrajność i odebrał jej zdolność koalicyjną, marzy, że po ośmiu latach galopującego nihilizmu, osuwania się w radykalizm i wyścigów na populizm PiS nagle zrobi furorę i przekona do siebie umiarkowanych wyborców. Tyle że centrum jest już dla niego stracone. Przemysław Szubartowicz