Polska bez Unii nie będzie mocarstwem, stanie się państwem i społeczeństwem upadłym

Cezary Michalski

Cezary Michalski

emptyLike
Lubię to
Lubię to
like
0
Super
relevant
0
Hahaha
haha
0
Szok
shock
0
Smutny
sad
0
Zły
angry
0
Hahaha
haha
Lubię to
like
1,8 tys.
Udostępnij

Unia Europejska czyni małe i średnie kraje naszego kontynentu jednym globalnym graczem. Jeśli "koncertowi mocarstw" Trumpa, Putina i Xi Jinpinga uda się Unię rozpruć, wszystkie europejskie kraje znikną z mapy realnych podmiotowych graczy. Staną się pionkami przesuwanymi przez wielkich na szachownicy nowej Jałty. Kraje najbardziej wewnętrznie skłócone staną się państwami i społeczeństwami upadłymi. Gdzie każdy zewnętrzny gracz będzie miał swoją partię i swoich lobbystów.

Mocarstwa chcą pozbyć się Unii Europejskiej
Mocarstwa chcą pozbyć się Unii EuropejskiejBonnie Cash/ Gavriil Grigorov/ Eduardo Leal/ 123RFAgencja FORUM

Co świadczy o realnej sile danego państwa? Potencjał militarny, gospodarczy, ludnościowy, terytorialny, zasoby naturalne? Nie, o sile lub słabości państwa przesądza zdolność utrzymania przez jego elity i obywateli wspólnoty politycznej, zdolność zbudowania polityki opartej na pewnym minimalnym konsensusie, na współpracy, na poczuciu jedności losu. Z tego biorą się instytucje, prawa, normy i ich ciągłość. To przesądza o sile państwa.

Jak to jest na Globalnym Południu

Globalne Południe to miejsce masowego wylęgu państw i społeczeństw upadłych. Są w Afryce, Azji, Ameryce Południowej liczne państwa ociekające zasobami naturalnymi, mające czasami nawet setki milionów mieszkańców, mające wspaniałe i dumne tradycje, kultury o tysiącletnim albo dłuższym trwaniu. Te państwa są jednak dzisiaj (a czasem od dawna) państwami i społeczeństwami upadłymi.

Trzeba im pomagać żywnościowo, zdrowotnie, humanitarnie, można je też grabić i rozpruwać do woli, budować tam "partie wewnętrzne" całkowicie zależne od zewnętrznych graczy (politycznych, ideologicznych, religijnych, biznesowych). Spora część państw Globalnego Południa są to bowiem państwa, w których od zawsze i na zawsze toczyła się i będzie toczyć wojna domowa. W najlepszym razie zimna, często jednak przechodząca w gorącą. Wspólnoty tam nie ma, nawet jeśli jest duma.

Zachód (zarówno w epoce kolonialnej jak też postkolonialnej) często korzystał ze słabości tych upadłych państw. Dostarczył jednak Globalnemu Południu także technologię (nie tylko militarną, ale również taką, która pozwala nakarmić własne społeczeństwa). Bardzo rzadko udało się jednak przekonać te społeczeństwa do demokracji liberalnej, do ustroju mieszanego (który umiejętnie łączy wolę ludu i ekspercką wiedzę elit), do systemu politycznego zbudowanego na minimalnym choćby konsensusie, który pozwoliłby współpracować zamieszkującym państwa Globalnego Południa plemionom - plemionom etnicznym, plemionom ideologicznym, plemionom religijnym (bo nawet chrześcijaństwo może być religią uniwersalną, ale może też być plemiennym totemem).

Można mieć głosowania powszechne, w których jeden plemienny watażka znajdzie uzasadnienie do zniszczenia drugiego plemiennego watażki (i być może także jego plemienia). A ten z kolei ze zrozumiałych powodów nie uzna wyniku głosowania. Jednak nadal nie będzie to demokracja, a już szczególnie nie będzie to demokracja liberalna, ustrój mieszany, zapewniający siłę państwu i względną choćby jedność społeczeństwu.

Plemiona Globalnego Południa toczą wojny domowe, w trakcie których palone są pola i silosy ze zbożem, wysadzane są tamy i mosty, ruiny fabryk stają się polami bitew, a autobusy miejskie służą do transportowania na front bojówkarzy. W takich upadłych społeczeństwach i państwach nawet pomoc humanitarna jest przechwytywana, kradziona, niszczona albo przehandlowywana za broń.

Wszyscy możemy być Globalnym Południem

Polska albo będzie w stanie przestrzegać minimum konsensusu, minimum wzajemnej akceptacji dla instytucji państwa, bez względu na to, w czyich rękach się akurat to państwo znajduje, albo stanie się państwem i społeczeństwem upadłym. Będzie brnęła dalej przez odmęty swojej wirtualnej, symbolicznej, ale realnie bardzo ryzykownej dla społeczeństwa i państwa wojny domowej. Szczególnie ryzykownej w otoczeniu geopolitycznym "koncertu mocarstw", kiedy każde mocarstwo z tego koncertu będzie tu chciało mieć swoich lobbystów, swoją "partię" - i przy wysokim poziomie konfliktu wewnętrznego będzie ją miało bez trudu.

Tak kończą rozmaite kraje Globalnego Południa. Marzenia Trumpa, Muska, Putina, Xi Jinpinga jest takie, żeby żadnej Unii Europejskiej już w Europie nie było. Polskę, Węgry, Słowację, a czemu by nie także Niemcy i Francję będzie wówczas można traktować jako państwa upadłe, w których ma się swoje partie ideologiczne, biznesowe, każde inne.

Zabawa w TikToka pokazuje, że Trump nawet z Chinami nie chce żadnej wojny. Chce podziału łupów i jest skłonny wymienić się na udziały w globalizacji, na dostępy do rynków. On widzi Chiny, widzi Rosję, widzi Arabię Saudyjską (i cały roponośny region). Ale w tym "koncercie mocarstw" Unia mu zawadza, a Polski nie wypatrzy nawet przez lornetkę. W nowej Jałcie, jaką Putin proponuje Trumpowi i na jaką Trump jest otwarty, Polska istnieje wyłącznie jako jeden z wielu regionalnych pionków poświęcanych przez prawdziwych graczy.

W budowaniu przez "koncert mocarstw" własnych partii w społeczeństwach i państwach z natury i tradycji upadłych, pomaga oczywiście wojna kulturowa.

Rosjanie i Chińczycy skutecznie podkręcili ją nawet w USA, czyli w jednym z partnerskich mocarstw z "koncertu". Pomyślmy o łatwości, z jaką Musk albo rosyjskie czy chińskie trolle mogą podkręcić wojny kulturowe w państwach upadłych, którymi staną się wszystkie państwa Europy po zniszczeniu UE. Transseksualiści, niebinarni, "ideologicznie przebudzona kulturowa lewica", aktywiści uważający wielomilionową migrację za prawo człowieka... będą najpierw żądali dostosowania się do nich całej "konserwatywnej heteronormatywnej większości", a później będą padali ofiarą tej większości.

To wszystko będzie się działo w świecie już bez prawa, bez instytucji, bez powszechnie przestrzeganych norm. Nikt tego nie przeżyje, ale jeszcze zanim obie strony wojny kulturowej w państwach upadłych same upadną, posłużą wielkim z "koncertu mocarstw" jako narzędzie prucia społecznej i politycznej wspólnoty.

Przykład słabości

I jeszcze jedna sprawa zupełnie bieżąca, choć związana z tematem tego felietonu, bo pokazująca skalę siły i słabości polskiego państwa i polskiego społeczeństwa.

Sceny z wczorajszego dnia ("wczorajszego" dla czytelników, bo kiedy piszę ten tekst, jest to dzień jeszcze dzisiejszy), czyli z cyrku Ziobry i cyrku komisji śledczej (wyścig cyrkowców wyrównany), przypominają sceny z czasów kryzysu podsłuchowego wokół taśm Falenty. Wtedy człowiek dilujący z Rosjanami obalił polski rząd przy ogromnej bezradności tego ostatniego i przy ogromnym zachwycie "suwerennościowej" prawicy.

Dziś Ziobro reprezentujący rząd, który Pegasusa, czyli narzędzie mające służyć do obrony Polaków przed terrorystami i mafią użył do inwigilowania polityków opozycji prowadzących kampanie wyborcze opozycji, miał stanąć naprzeciwko tych, którzy mieliby sprawę wyjaśnić (sejmowej komisji śledczej). A ci, którzy mieliby sprawę wyjaśnić, okazali się tak samo bezradni, jak w 2014 roku rząd wobec taśm Falenty. To są rzeczy, przez które zdobywa się lub traci władzę.

Cezary Michalski

Zatrzymanie Zbigniewa ZiobryPolsat News
Felietony
emptyLike
Lubię to
Lubię to
like
602
Super
relevant
237
Hahaha
haha
647
Szok
shock
69
Smutny
sad
63
Zły
angry
147
Hahaha
haha
Lubię to
like
1,8 tys.
Udostępnij
Masz sugestie, uwagi albo widzisz błąd?
Przejdź na