Czy komuś się to podoba, czy nie, PKW decyduje dziś o częściowym lub całkowitym wyeliminowaniu na jakiś czas z gry największej partii opozycyjnej. Czyli o losie demokracji. O nadaniu Polsce kierunku, w którym rozmaite kruczki formalne, nacisk polityczny, decyzje urzędników czy sędziów mogą skutecznie zniweczyć decyzję społeczeństwa. A tak naprawdę to te decyzje społeczne ratowały nasz kraj przed wszechwładzą i degrengoladą ponurej monowładzy bez względu, czy miała ona metkę "Solidarności", postkomuny, PiS lub PO. Monowładzy pozbawionej kontroli zewnętrznej i najważniejszej obawy, sprawiającej, że musi się ona ograniczać w swoich działaniach i nadużyciach, czyli strachu przed tymi, którzy przyjdą potem i ją rozliczą. Pretekst do nadużyć W kinie sensacyjnym, gdzie główny bohater walczy z siłami zła, z reguły realizuje się podobny schemat emocjonalny, zaczerpnięty zresztą z literatury. Tak samo rozkładają się emocje czytelnika "Hrabiego Monte Christo", klasycznego westernu i współczesnej wersji "Diuny". Oto są siły zła, które budzą oburzenie i wściekłość. Odbiorca wpędzany jest w poczucie bezradności, wściekłość, zaczyna marzyć o odegraniu się, zemście. Potem mamy kluczową rozgrywkę, w której kibicuje głównemu bohaterowi w tym, by w przyszłości mógł ową zemstę wywrzeć. Na końcu jest finalny pojedynek, zły Terminator powoli zanurza się w ciekłej stali, czarny charakter trafiony przez szeryfa powoli umiera z grymasem wściekłości i żalu za swoje grzechy. Widz wtedy z satysfakcją syci swoją żądzę zemsty, której niezbędnym elementem musi być wcześniejsza podbudowa, czyli gniew o charakterze moralnym na złych ludzi. Na takim schemacie oparty jest model propagandowy realizowany w Polsce przez Donalda Tuska i wspierające go media oraz influenserzy społeczni. Tylko że spektakl ten ma coraz mniej wspólnego z obiecywaną walką o praworządność i demokrację. Historia walki o cofnięcie finansowania największej partii opozycyjnej jest najlepszym tego przykładem. Warto tu dodać rzecz oczywistą. Odcięcie PiS od pieniędzy budżetowych de facto oznaczałoby niemożność działania opozycji i radykalnie wzmacniałoby perspektywę utrzymania przez aparat Donalda Tuska władzy po roku 2027. A z kolei ta perspektywa i świadomość tak poważnego osłabienia konkurencji daje władzy pretekst do... nicnierobienia, a także nadużyć. Nacisk medialny Dość charakterystyczne, że krótko przed decyzją PKW w części mediów, nazwijmy je, bardziej symetrystycznych, pojawiły się informacje, że członkowie PKW mają wątpliwości. Pisano także, że chyba - pomimo nacisków ze strony ludzi Tuska, przede wszystkim Jana Grabca - nie wydadzą decyzji pomyślnej dla władzy. Niemal równocześnie, w mediach jednoznacznie popierających władzę pojawiły się "informacje", że komisja znajduje się pod naciskiem PiS i nie wiadomo, czy wyda jedyny, możliwy sprawiedliwy werdykt. PKW faktycznie znalazła się pod ogromnym naciskiem, a także wywierano typowy dla świata Romana Giertycha szantaż - jak nie wydacie decyzji po naszej myśli, to znaczy, że jesteście z PiS i was zaszczujemy. Ta gra jest zresztą ponurym obrazem momentu, do którego doszliśmy. Oczywiście nie zawsze jest to wyrachowane. Kibicowanie decyzji o cofnięciu subwencji PiS-owi, domaganie się wręcz delegalizacji tej partii, idzie często w parze z kibicowaniem zwalnianiu osób o niepoprawnych poglądach z pracy, zawieszeniu popularnego dziennikarza sportowego za krytykę komunizującego szlagieru, czy próbom wprowadzenia rozmaitego rodzaju cenzury w mediach, przede wszystkim poprzez naciski na reklamodawców. Część z osób, które tak robią, włącznie z politykami i publicystami, popełnia błąd dawania nadmiernego upustu swoim emocjom, i to tym raczej negatywnym - niewątpliwie przyjemnej dla nich satysfacji czerpanej z widoku gnębionego przeciwnika. Nie zwracają przy tym uwagi, że emocje te zdecydowanie górują nad dość prostą analizą i wnioskowaniem. Są jak ludzie, którzy cieszą się z tego, że okradziono dom nielubianego przez nich sąsiada, niepomni tego, że w następnej kolejności złodzieje przyjdą po nich. Wiktor Świetlik