Brak sprawczości, zdolności egzekucyjnej państwa, a także sytuacja, w której 30 proc. obywateli oraz całe grupy pracowników służb, sędziów, prokuratorów, urzędników państwowych... nie uznawałoby tego państwa za swoje (jak dziewięć lat temu, przy okazji afery z taśmami Falenty, wolało biznesowego partnera ludzi Putina od własnego rządu, a dotyczy to także bardzo wielu dziennikarzy), oznaczałoby dla Polski kolejny wyrok śmierci. A przecież wiemy, że w naszej historii już parę takich wyroków wykonano na nas i sami je wykonaliśmy na sobie. Po wyprowadzeniu z Pałacu Prezydenckiego i aresztowaniu Wąsika i Kamińskiego (prawomocnie skazanych nie za walkę z korupcją, ale za nadużycie władzy i łamanie prawa, i to na zlecenie Kaczyńskiego, który zabierał właśnie swojemu koalicjantowi Lepperowi posłów i elektorat) trochę się uspokoiłem. Choć nadal, żeby złagodzić konflikt zagrażający polskiemu państwu u progu ważnej geopolitycznej próby, pozostaje problem nawiązania realnych rozmów z różnymi odmianami prawicy, konserwatystów itp. Oczywiście nie na linii Tusk-Kaczyński ("taki głupi to ja już nie jestem, może głupi, ale taki to już nie" - parafraza wielkiej piosenki genialnie wykonanej ongiś przez Krystynę Zachwatowicz). Już choćby dlatego, że Kaczyński nie ma nic wspólnego z propaństwowym konserwatyzmem. Trzeba jednak szukać kontaktów, budować kontakty, na linii premier-prezydent, premier-Mastalerek, nie mówią już o staraniach o jak najdłuższe utrzymanie "miesiąca miodowego" pomiędzy Tuskiem i dwoma centrystami, o ile nie konserwatystami (propaństwowymi), czyli Szymonem Hołownią i Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem. Kiedy o tym mówię w czasie tej czy innej medialnej dyskusji z liderami antypisowskiej, często inteligenckiej opinii publicznej (z dziennikarzami itp.) słyszę zazwyczaj: "przecież Duda to głupek", "przecież Mastalerek to głupek", "przecież Hołownia i Kosiniak-Kamysz to jacyś smętni zacofańcy". Po czym ludzie, którzy wypowiedzieli te skrzydlate słowa, przechodzą do stwierdzenia, że Tusk jest może za ostry, trzeba pomyśleć o kompromisie i okrągłym stole. Jak zaprosić do okrągłego stołu ludzi, których się publicznie nazywa głupkami i zacofańcami? Odpowiedzi na to pytanie nie potrafię z moich rozmówców wyciągnąć. Twardo-kruchy PiS Całe szczęście inteligenckie zaplecze PO to nie sama Platforma (nigdy tak nie było). Mam nadzieję, że Tusk i jego otoczenie wie, że w miarę osłabiania (rozliczeniowego i wizerunkowego) twardego jądra PiS wokół Jarosława Kaczyńskiego kluczową kwestią będzie wybranie sobie po prawej stronie rozmówców i przedstawienie im realnej propozycji. Nie wzajemnej miłości, ale wzajemnej walki politycznej w granicach niezagrażających polskiemu państwu. Oczywiście dziś Kaczyński ciągle jeszcze szantażuje Dudę i Mastalerka skutecznie, ale jutro - kto wie. Oczywiście dzisiaj ma jeszcze kontrolę nad początkiem sukcesyjnej wojny w PiS-ie (choć już niepełną, jak pokazują zachowania z jednej strony Morawieckiego, z drugiej strony Czarnka). Ale w miarę sypania się kontroli Kaczyńskiego nad polską prawicą, w miarę słabnięcia jego kolejnego "pseudosmoleńskiego" szantażu emocjonalnego, każdy sensowniejszy polityk prawicy powinien zacząć być przez koalicję, ale też przez nas, niepisowskich dziennikarzy, komentatorów, politologów, obserwowany przez mikroskop elektronowy. A ze strony polityków koalicji powinna być dla niego przygotowywana nie propozycja twardego przewerbowania, ale faktyczna propozycja negocjacyjna. Michał Kamiński, Paweł Kowal, Joanna Kluzik-Rostkowska czy Marek Migalski nie robią dzisiaj złych rzeczy w polskiej polityce czy akademii, ale zrobiliby nieporównanie więcej dla polskiego państwa, gdyby w 2010-2011 roku udało im się odsunąć Kaczyńskiego od władzy nad polską prawicą. Wtedy jednak Kaczyński załatwił ich Smoleńskiem, tak jak dziś próbuje załatwić wszystkich swoich konkurentów Wąsikiem, Kamińskim i "wybili, panie, wybili, za wolność wybili" (cyt. Sławomir Mrożek). Jeśli mu się to znowu uda, albo jeśli zastąpi go Czarnek, będzie to scenariusz dla polskiej demokracji i polskiego państwa koszmarny. Nie mówiąc już o tym, że Donald Tusk (a jeszcze bardziej inteligenckie zaplecze koalicji) musi pozwolić Hołowni i Kosiniakowi-Kamyszowi na realizację istotnej części ich konserwatywnej agendy. Tusk już choćby dlatego, że mógłby to wykorzystać (w sumie już wykorzystuje) jako świetne alibi wobec żądań radykalnych "aktywistów" i "aktywistek", którym przed wyborami obiecało się więcej, niż z punktu widzenia pokoju społecznego w Polsce należałoby dotrzymać. Co z tym liberalnym centrum? Choć jestem odrobinę spokojniejszy o to, czy swoich ochroniarzy ma dziś polskie państwo, to nadal nie mam pewności, czy swoich ochroniarzy ma liberalne centrum - sięgające od socjaldemokracji po umiarkowanych propaństwowych konserwatystów. I czy takie centrum ma dziś swoich ochroniarzy zarówno w Polsce, jak też w całym zachodnim świecie. Zdestabilizowało i pobudziło mnie emocjonalnie info z BBC ostrzegające "cnotliwych" widzów i słuchaczy tej stacji (a także czytelników portalu BBC), że centrowy prezydent Francji Emmanuel Macron "niepokojąco skręcił na prawo", bo wprowadził twardsze zasady zwalczania mafii narkotykowych, m.in. w szkołach. Szczególnie wycelowane w dilerkę twardych narkotyków adresowaną do dzieci. A także zaostrzył walkę z nielegalną imigracją (nielegalną także w granicach nowego zaostrzonego prawa unijnego). Czy ludzie (dziennikarze, "aktywiści", czasem nawet mniej rozgarnięci politycy), którzy nazywają walkę z dilerami twardych narkotyków czy walkę z nielegalną emigracją "niebezpiecznym prawicowym skrętem", naprawdę powariowali? Jak widać także do brytyjskich mediów (bo do polskich na pewno) dotarli już ludzie, którzy mają pomysł na życie, niestety publiczne również, sprowadzający się do definicji: "liberalne centrum powinno mieć nieskazitelnie cnotliwe i politycznie poprawne poglądy i nie robić nic". Liberalne centrum albo będzie zdolne do twardego działania (także do szybkiego reagowania na realne lęki i zagrożenia obywateli Polski i obywateli UE), albo zostanie pochłonięte przez prawacki i lewacki populizm. Jeżeli liberalne centrum pozwoli się dalej paraliżować "pięknoduchowskim" strażnikom publicznej moralności, już nie żyje. A wraz z nim już nie żyje liberalno-demokratyczny Zachód. Cezary Michalski