Las Ramblas to jedna z najbardziej zatłoczonych ulic w Barcelonie. Słynny deptak ze sklepami i restauracjami cieszy się dużym zainteresowaniem turystów. "Wybiegłem, żeby zobaczyć, co się stało. Na ulicy leżały ciała. Wokół gromadzili się przechodnie, ludzie płakali. Było tam wielu turystów" - podkreślał w rozmowie z AFP pracujący w lokalnym sklepie Xavi Perez. Inny świadek zamachu - mieszkający przy Las Ramblas Tom Gueller - powiedział BBC, że samochód w ogóle nie zwalniał. Jak zaznaczył, kierowca celował w środek tłumu na słynnym deptaku. "To co zobaczyłem, było prawdziwą katastrofą" "Szliśmy tam i nagle zobaczyliśmy białą furgonetkę, która zaczęła przejeżdżać ludzi. Widzieliśmy, jak ludzie fruwali w powietrzu... To było straszne" - relacjonowała dziennikowi "El Pais" Ellen Vercamm, belgijska turystka, która była bezpośrednim świadkiem zamachu. Albert Tort, 47-letni pielęgniarz, który mieszka niedaleko Las Ramblas, mówił "El Pais", że to, co zobaczył, było "prawdziwą katastrofą". "Policja nie chciała mnie przepuścić, ale wylegitymowałem się jako sanitariusz i przeszedłem. To, co zobaczyłem, było prawdziwą katastrofą. (...) Próbowałem reanimować jednego młodego człowieka, ale to było po prostu niemożliwe" - relacjonował mężczyzna. Samochód wjechał w grupę ludzi w Cambrills Do drugiego zamachu doszło w piątek nad ranem w położonym 120 kilometrów od Barcelony mieście Cambrills. Pracujący w lokalnej restauracji 20-letni Markel Artabe powiedział AFP, że pomylił odgłos wystrzałów z fajerwerkami. Policja zastrzeliła pięciu napastników. Twierdził również, że widział obcokrajowca z przestrzeloną głową. "Jego znajomi płakali, prosili o pomoc. Widziałem też ciała terrorystów. Mieli na sobie pasy z ładunkami wybuchowymi" - relacjonował.