Są już oficjalne wyniki wyborów prezydenckich w Mołdawii. Wygrała je urzędująca prezydent Maia Sandu, która osiągnęła wynik 42,45 procent głosów. Na drugim miejscu z wynikiem 25,98 proc. znalazł się Aleksander Stoianoglo, a ten rezultat pozwolił mu wejść do kolejnej tury głosowania. Dogrywka odbędzie się za dwa tygodnie. I choć pierwszą turę Sandu wygrała wyraźnie, nie jest powiedziane, że będzie faworytką. Wyniki wyborów w Mołdawii. "Jestem pełen obaw" - Oczywiście cieszę się, że wygrywa prozachodnia prezydent Maia Sandu. Przed drugą turą jestem jednak pełen obaw. Może być różnie jeśli jej kontrkandydaci się dogadają, bo w zasadzie za całą konkurencją Sandu stoi Rosja - mówi Interii poseł KO Przemysław Witek, przewodniczący polsko-mołdawskiej grupy parlamentarnej. - Wynik Sandu wydaje się dość bezpieczny, choć nie wiadomo, jakie konstelacje i poparcia pojawią się przed drugą turą. Dobrze, że wyniki takie są, ale przed Mołdawią jeszcze długa droga, a Rosja z pewnością nie powiedziała ostatniego słowa. 42 proc. Sandu daje nadzieję, że domknie zwycięstwo w drugiej turze - uważa natomiast Radosław Fogiel, wiceprzewodniczący grupy. Obaj wiedzą, co mówią. Mołdawia od lat jest pod czujnym okiem Rosji. Stara się wywierać presję na to niewielkie państwo z kontrolowanego przez siebie Naddniestrza, o które również od dawna toczy się spór. Rosyjskie wpływy w samej Mołdawii są bardzo widoczne. Wybory w Mołdawii pod okiem obserwatorów. I Rosji Dość powiedzieć, że większość kontrkandydatów Sandu w niedzielnych wyborach było wiązanych z szarą eminencją mołdawskiej polityki, słynnym Ilanem Sorem. Prorosyjski oligarcha jest ścigany w Mołdawii za gigantyczne malwersacje finansowe, ale działa z zagranicy, wspierając swoich sprzymierzeńców. Na pewno i jego rola przed drugą turą będzie miała kluczowe znaczenie. - Wiemy o bardzo mocnych i zakulisowych działaniach ze strony Rosji. To był wybór między Zachodem a osunięciem się w autokratyczne, postsowieckie klimaty. Te wybory obserwował cały region, ale też szeroko pojęty Zachód - mówi Interii Radosław Fogiel, który w ubiegłym roku odwiedził Mołdawię i obserwował wybory samorządowe z bliska. - Dochodziło do prób kupowania głosów, miały miejsce aresztowania rosyjskich agentów z walizkami pełnymi gotówki. W Mołdawii toczył się bój nie tylko o przyszłość kraju, ale też bój zastępczy między autorytarną Rosją a Zachodem - wspomina. W tym roku rodzimi politycy również odwiedzili Mołdawię. Szefem polskiej delegacji parlamentarnej był Przemysław Witek, z którym rozmawiamy bezpośrednio po powrocie do kraju. I choć przekonuje, że wybory przebiegały prawidłowo, nie jest w stanie przewidzieć, co stanie się z Mołdawią w najbliższych miesiącach i latach. - Odwiedziliśmy 11 miejscowości. W jednej z nich trafiliśmy na taką wystawkę flagi mołdawskiej i flagi UE. Byliśmy pozytywnie zbudowani. Kiedy wjeżdżaliśmy do ostatniego lokalu pod Kiszyniowem, starą, zdezelowaną, szutrową drogą z dziurami, mówiliśmy sobie, że przecież oni muszą zawalczyć o lepsze jutro. A potem, w nocy, gdy spływały cząstkowe wyniki wyborów, był taki moment, że 100 tys. Mołdawian było przeciwko zmianie konstytucji, więc przeciwko przystąpieniu do UE. Zastanawialiśmy się, o co chodzi - mówi nam Witek, któremu w ramach polskiej delegacji towarzyszyli posłowie Tomasz Głogowski i Maciej Tomczykiewicz. - Przed nimi długi marsz, społeczeństwo jest skrajnie podzielone. Opcja prozachodnia wygrała, ale ledwo, ledwo. Gdyby nie diaspora w USA i Kanadzie, bo stamtąd spływały ostatnie wyniki, nie byliby gotowi - uważa Witek. Wybory w Mołdawii zostały sfałszowane? Szef sejmowej grupy polsko-mołdawskiej opowiada, że wybory prezydenckie w Mołdawii cieszyły się ogromnym zainteresowaniem. - Kilka tysięcy osób przyjechało obserwować te wybory, np. w ramach OBWE. Czasami obserwatorzy potykali się o obserwatorów. Nie tam dokonywano fałszerstwa - mówi nam Witek, który przyznaje, że sam proces wyborczy był przygotowany bardzo dobrze. W lokalach wyborczych był monitoring, a technicznie wybory przebiegły bez zarzutu. Gdzie więc jest problem? - Osobiście jako poseł uważam, że to klęska narodu mołdawskiego, który jest wycofany, schowany, osaczony przez Rosję. Przez lata propaganda rosyjska konsekwentnie pracowała, działała po cichu, również finansowo. Te wybory zostały sfałszowane, ale właśnie w tym kontekście - przez wpływ Rosji na umysły Mołdawian. Propaganda się sączyła. To społeczeństwo, które jest w niewoli, jest zastraszone, schowane. A wrażenia z samej Mołdawii? Biednie, szaro, buro, dekadencko - opowiada nam Witek. Tymczasem w niedzielę odbyły się nie tylko wybory prezydenckie, bo równolegle Mołdawianie w towarzyszącym wyborom referendum zagłosowali za wpisaniem do konstytucji akcesji do Unii Europejskiej. Taką chęć wyraziło 50,46 procent obywateli. Innymi słowy: liczba zwolenników i przeciwników UE w tym kraju jest bardzo zbliżona. - Ten wynik daje furtkę do zmiany konstytucji. Trzeba to jednak czytać razem - jeśli Maia Sandu nie wygra w drugiej turze, to czy nowy prezydent zechce skorzystać z tej otwartej furtki? To pytanie retoryczne. Warto pochylić się nad tym tematem dopiero po drugiej turze wyborów, bo na tym etapie nie ma to żadnego znaczenia - uważa Witek. Druga tura wyborów prezydenckich w Mołdawii odbędzie się 3 listopada. Maia Sandu zmierzy się w niej z Alexandrem Stoianoglo, byłym prokuratorem generalnym, popieranym przez tradycyjnie prorosyjskich socjalistów. Łukasz Szpyrka ----- Bądź na bieżąco i zostań jednym z ponad 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!