W październiku 1998 roku robotnicy pracujący w Orange County dokonali makabrycznego odkrycia. Tuż pod billboardem znajdowały się zwłoki dziecka. Policji przez dwie dekady nie udawało się ustalić tożsamości chłopca. W policyjnych raportach nie było informacji o zaginionym dziecku, które pasowałoby do odnalezionych zwłok. Mimo dużego rozgłosu nadanego sprawie, także nie udało się ustalić, kim jest znaleziony chłopiec. Przełom nastąpił dopiero po dwudziestu latach. Dzięki badaniom DNA i technologii umożliwiającej zaawansowane badania nad zwłokami, policja rozwiązała zagadkowe morderstwo. Dzięki temu ustalono koreańskie korzenie chłopca i powiązano z krewnymi mieszkającymi w Ohio. To dzięki nim, DNA chłopca powiązano następnie z innym profilem DNA - kobiety, której ciało znaleziono kilka miesięcy wcześniej w innym stanie. Niezidentyfikowana dotąd kobieta okazała się matką chłopca. Portal rozmawiał z policjantem prowadzącym śledztwo, który wyjaśnił tajemnicze okoliczności dramatu, jaki rozegrał się 20 lat temu. Jak się okazało, 10-letni Robert "Bobby" Whitt mieszkał razem ze swoimi rodzicami, gdy w 1998 roku on i jego mama mieli, zdaniem jego ojca, wyjechać do Korei Południowej. Myoung Hwa Cho (matka chłopca) pochodziła z Korei Południowej, dlatego nikogo nie zdziwiła informacja, że wyjechała z synem do swoich krewnych. Był to powód, dla którego rodzina nigdy nie zgłosiła zaginięcia tych dwojga. Wyjazd był jednak jedynie próbą zatuszowania makabrycznych zdarzeń. Kobieta i jej syn zostali brutalnie zamordowani. Jak wynika z policyjnego raportu, oboje zmarli w wyniku uduszenia. Myoung Hwa Cho zmarła prawdopodobnie wcześniej, jej ciało odnaleziono w maju 1998 roku. "Bobby", jak wynika z analizy śledczych, zmarł prawdopodobnie w lipcu, jego ciało zostało jednak odnalezione dopiero w październiku. Do zamordowania żony i syna, po 20 latach, przyznał się ojciec 10-latka - podaje portal, powołując się na policję.