Tylko w grudniu 300 tysięcy migrantów nielegalnie dostało się z Meksyku do USA. To rekord. W styczniu liczba ta będzie najpewniej mniejsza, lecz służby i tak alarmują, że nie radzą sobie z napływem cudzoziemców. Z liczącą około 3300 km graniczną linią stykają się amerykańskie stany Kalifornia, Arizona, Nowy Meksyk i przede wszystkim Teksas, gdzie na dystansie niespełna 2000 km oba państwa oddziela od siebie m.in. rzeka Rio Grande. Jak w zeszłym roku uznała Międzynarodowa Organizacja ds. Migracji, wspomniana granica jest "najbardziej niebezpieczną na świecie". Jedynie w 2022 roku niemal 700 osób zmarło, próbując przekroczyć ją niezgodnie z prawem. Liczba zgonów najpewniej jest wyższa, ponieważ nie wszystkie odnotowano. Część migrantów zaginęła też bez echa, chociażby podczas wędrówki przez pustynie pozbawione jakiejkolwiek oazy. Mur na granicy z Meksykiem. Trump obiecał, Biden buduje Stany Zjednoczone jeszcze w latach 90. zaczęły stawiać druciane ogrodzenie na granicy z Meksykiem. Osiem lat temu ideę budowy "pięknego muru" podnosił Donald Trump podczas kampanii prezydenckiej. Wygrał wybory, jego współpracownicy podjęli się wyzwania, mimo krytyki demokratów, lecz bariery ukończyć nie zdążyli. Później następca Trumpa, Joe Biden, chociaż obiecywał, że nie zbuduje "ani stopy" muru, pod naciskami kontynuował inwestycję. Temat ochrony granicy z Meksykiem rozpala Amerykanów, zwłaszcza po przełomowym orzeczeniu Sądu Najwyższego. Na wniosek władz centralnych zdecydował w zeszły poniedziałek, że straż graniczna - kontrolowana przez rządzących w Waszyngtonie - może przeciąć drut kolczasty, który na pograniczu z Meksykiem zainstalowała w styczniu administracja Teksasu. Stojący na jej czele Greg Abbott od 2021 roku prowadzi batalię przeciw nielegalnej migracji, chociaż ochrona terytorium to kompetencja rządu federalnego. Działania gubernatora znane są jako "operacja Samotna Gwiazda" ("Lone Star"). Zintensyfikował je pod koniec zeszłego roku, gdy podpisał ustawę uznającą nielegalną imigrację za przestępstwo i pozwalającą aresztować niechcianych przybyszy w dowolnym miejscu stanu. Nowe przepisy umożliwiły też na czynności podobne do pushbacków z granicy polsko-białoruskiej - sądy w Teksasie mogą nakazać wydalenie cudzoziemców z powrotem do Meksyku. "Lone Star" w Teksasie. Gubernator Abbott: Mamy prawo do samoobrony przed migrantami Z kolei 11 stycznia żołnierze Gwardii Narodowej, z polecenia Abbotta, przejęli kontrolę nad przygranicznym Shelby Park, czym dotychczas zajmowali się strażnicy graniczni. I tam też zamontowali opisywane już kolczaste ogrodzenie, co spotkało się sprzeciwem Waszyngtonu - stąd wziął się pozew do Sądu Najwyższego. Wojujący z Bidenem polityk, mówiący o "inwazji" migrantów, nie jest jednak osamotniony. Ma chociażby otwarte wsparcie czołowych członków swojej partii, w tym Trumpa, jak i 25 republikańskich gubernatorów. Abbott, powołując się cały czas na konstytucyjne prawo do samoobrony, zignorował więc nieprzychylne mu orzeczenie i nie wyklucza dalszych kroków. Kto w tym sporze ma rację? Według prof. Małgorzaty Zachary-Szymańskiej z Instytutu Amerykanistyki i Studiów Polonijnych UJ, rozstrzygnąć tę kwestię jest bardzo trudno. - W politycznej kampanii strachu migranci są obiektem mającym wzbudzić obawy. Zdarza się, że napływający z Meksyku obcokrajowcy zaburzają codzienne funkcjonowanie Teksańczyków - mówi w rozmowie z Interią. Jak zauważa, padają różne dane co do liczby migrantów, a ta podana przez gubernatora to 1,6 mln w ciągu ostatnich miesięcy. Podkreśla, że używane przez republikanów słowo "inwazja" jest negatywnie nacechowane, bo sugeruje, iż trzeba się bronić przed "falą". - To zjawisko od dawna napędza funkcjonowanie Abbotta w polityce. Wcześniej wysyłał migrantów samolotami do stanów rządzonych przez demokratów, aby pokazać im, "jak to jest". Liczył, iż jego przeciwnicy zmienią retorykę i odejdą od liberalnych przekazów - przypomina. "Texit". Czy Teksas wyjdzie z USA? Wicegubernator do Bidena: Nie zadzieraj! Ekspertka nie ma wątpliwości, że obserwujemy "kryzys, którego w ostatnich dziesięcioleciach Ameryka nie widziała". - On wciąż narasta. Administracja Bidena zmaga się z nim od pierwszego dnia rządów. Gdy w państwach Ameryki Centralnej usłyszano, że demokrata wygrał wybory, natychmiast ustawiły się kolejki chętnych do przekroczenia granicy - zaznacza. O sytuacji w Teksasie głośno w mediach społecznościowych. Różne konta, często anonimowe, sugerują, że Stanom Zjednoczonym grozi wojna domowa, a nawet "texit" na wzór brexitu, czyli ogłoszenie niezależności stanu ze stolicą w Austin od reszty USA. - Panie prezydencie, mówi pan, że chce pan zabezpieczyć granicę. Teksas ją zabezpieczył. Zostaw to w spokoju (...). Wykonamy swoją pracę, jeśli Biden zejdzie nam z drogi. On chce wkroczyć i nas rozdzielić, chce tego sporu. Z jakiego powodu? - grzmiał teksański wicegubernator Dan Patrick, cytowany przez "Colorado Springs Gazette". Ośmielił się też na pogróżkę wobec przywódcy państwa: "Nie zadzieraj z Teksasem!". - To powiedzenie bardzo popularne w USA. Teksas jest bardzo specyficzny, panuje w nim kultura autonomii, a mieszkańcy są z tego dumni. Są rodzajem społeczności, w której tendencje separatystyczne są silne. Nie znaczy to jednak, że będzie mowa o wyjściu Teksasu ze Stanów Zjednoczonych - uznaje prof. Małgorzata Zachara-Szymańska. Rosja miesza w Stanach Zjednoczonych. Jej media wiele mówią o Teksasie Wewnątrzamerykański konflikt może wydawać się nie do końca jasny, bo Biały Dom nie ukrywa, iż południowa granica nie jest bezpieczna. Ponadto jednocześnie i stawia mur za pieniądze przekazane przez Kongres, i przekonuje, że jest nieskuteczny, a Trump się mylił. Wykorzystuje to Rosja, na co uwagę zwraca amerykański Instytut Studiów nad Wojną (ISW), znany z analiz poświęconych Ukrainie. Zdaniem think tanku Moskwa, wzmagając emocje wokół migracyjnego kryzysu, chce zdestabilizować sytuację wewnętrzną w USA. W kremlowskich mediach państwowych pełno informacji, nierzadko zmanipulowanych, o konflikcie Abbotta z gabinetem Bidena. Swoją rolę pełnią też "wojskowi blogerzy", wpływający na opinię rosyjskiego społeczeństwa. Jeden z takich influencerów stwierdził nawet, że tegoroczne wybory prezydenckie w USA mogą być nielegalne właśnie ze względu na napięcia w Teksasie. - Biden musi spełnić postulaty polityków swojej partii i umiarkowanych wyborców, których sprawa migracji niepokoi. Robi to dość sprytnie. Ostatnią transzę finansowania dla Ukrainy, wynoszącą 61 mld dolarów, Kongres połączył w jednej ustawie z przepisami antymigracyjnymi. Pomoc Kijowowi uzależniona jest więc od konsensusu, jaki demokraci muszą wypracować z republikanami. To otwiera furtkę prezydentowi. Może powiedzieć: "Tak, zgodziliśmy się na propozycję republikanów ws. migracji, ale nie mieliśmy wyjścia" - spostrzega prof. Zachara-Szymańska. Prof. Zachara-Szymańska: Republikanie w Teksasie "skręcili radykalnie w prawo" "The Washington Post" przypomniał w poniedziałek dwa sondaże dotyczące nielegalnej migracji do Stanów Zjednoczonych. Z pierwszego badania KFF, wykonanego w grudniu, wynika, iż 57 proc. wyborców w tej kwestii ufa republikanom, a 41 proc. - demokratom. Podobne wyniki dwa miesiące temu przedstawiło Fox News: 59 proc. osób zwróciło się ku partii Donalda Trumpa, a 35 proc. wybrało formację Joe Bidena. Główny rywal urzędującego prezydenta najpewniej zdaje sobie sprawę o nastrojach w społeczeństwie. W piątek na spotkaniu ze zwolennikami w Las Vegas zapewniał, że kiedy zostanie na nowo liderem Ameryki, "zamiast próbować wysyłać do Teksasu zakaz zbliżania się (do granicy - red.)", pośle tam posiłki. - Zamiast walczyć z granicznymi stanami, użyję wszelkich środków i władzy prezydenta USA, aby bronić Stanów Zjednoczonych Ameryki przed tą straszliwą inwazją - deklarował, co odnotowała agencja AP. Według prof. Małgorzaty Zachary-Szymańskiej ewolucja teksańskich struktur Partii Republikańskiej "przybiera kształt niepokojący z perspektywy Europy". - Jakiś czas temu skręciły bardzo radykalnie w prawo. Przyjęły uchwałę mówiącą, że Biden jest nielegalnym prezydentem, a wybory w 2020 roku wygrał Trump. To szokujące, gdy słyszy się, jak obecnego przywódcę USA nazywa się "przyjacielem meksykańskich karteli", który jest przez nie finansowany i nie chce nic zmienić w sprawie migracji - przytacza specjalistka. Partia Demokratyczna jest mocno krytykowana, że nie chroni granic, a taka retoryka zaostrza się wraz z tokiem kampanii wyborczej. - Biden zdaje sobie sprawę, że krytyczną sytuacją musi zarządzać, więc nie wycofał od razu kontrowersyjnego prawa, na mocy którego na pewien czas - z powodu koronawirusa - zamknięto granicę z Meksykiem, a później ograniczono opcję ubiegania się o azyl. Stało się tak, bo prostych rozwiązań nie ma - podsumowuje prof. Zachara-Szymańska. Wiktor Kazanecki Kontakt do autora: wiktor.kazanecki@firma.interia.pl ---- Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!