W tym samym czasie odbyły się przeszukania w biurze Zarządu Głównego w Grodnie, a także w domach i mieszkaniach około 20 działaczy Związku. Akcja była zakrojona na szeroką skalę i przeprowadzono ją - jak się dowiadujemy - w Brześciu, Mińsku, w Grodnie i na terenie grodzieńszczyzny, a także w rejonach wołkowyskim i słonimskim. Zarzuty karne ma jedna osoba. Jej nazwiska ze względów bezpieczeństwa członkowie ZPB nie chcą podawać. Pozostali teoretycznie zostali przesłuchani jako świadkowie. Jak się dowiadujemy, zarekwirowano im komputery, telefony, w niektórych przypadkach nawet książki. Wszystko to, co wzbudziło jakiekolwiek wątpliwości funkcjonariuszy. Każdy musiał podpisać dokument, w którym zobowiązuje się, że publicznie nie będzie informował o szczegółach sprawy. Za złamanie zakazu grożą kolejne reperkusje. - To wszystko jest bardzo kruche. Sytuacja szybko może się zmienić i ze świadka można stać się oskarżonym - podkreśla Marek Zaniewski. I nie ma wątpliwości, że to sprawa polityczna. Już nie sprawa administracyjna, a karna Członkowi Związku Polaków na Białorusi, przeciwko któremu toczy się postępowanie, zarzuca się działanie na rzecz niezarejestrowanej organizacji. - Do niedawna byłaby to sprawa rozpatrywana na kanwie prawa administracyjnego. Dzisiaj są to już zarzuty karne. Grożą mu dwa lata więzienia - mówi Zaniewski. Nowelizację kodeksu karnego Alaksandr Łukaszenka podpisał w lipcu tego roku. Nowe przepisy mocno uderzają w opozycjonistów, pozwalają nawet karać śmiercią przeciwników reżimu. Zaniewski zaznacza, że jego organizacja nie została zdelegalizowana. Mimo że w 2005 roku doszło do podziału, po tym jak białoruskie władze - wskazując na rzekome nieścisłości podczas zjazdu - nie uznały wyboru Andżeliki Borys na prezesa ZPB i zarząd obstawiły swoimi ludźmi. Uznawanych przez Białoruś władz Związku nie uznają jednak polskie władze. - Poza tym to za nami stoją ludzie - podkreśla Zaniewski. To, jak szacuje, 12-13 tysięcy aktywnych członków. Wśród działaczy ZPB narasta obawa, że reżim będzie "szukał czegoś" na ludzi, którzy mieli jakikolwiek związek z organizacją. Polacy pod lupą Represje wobec Polaków na Białorusi narastają. Szczególnie zaczęły przybierać na sile po tym, jak przez białoruskie miasta przetoczyła się fala protestów w 2020 roku, gdy manifestujący sprzeciwiali się sfałszowaniu wyborów prezydenckich, w których - według władz - reelekcję uzyskał Łukaszenka. W marcu 2021 roku aresztowane zostały nieuznawane przez reżim władze Związku Polaków na Białorusi - Andrzej Poczobut Andżelika Borys, Irena Biernacka i Maria Tiszkowska, a także Anna Paniszewa, działaczka mniejszości z Brześcia. Po roku - w marcu 2022 r. - Borys została wypuszczona z aresztu, lecz wciąż jest objęta sprawą karną. Jak mówi nam Zaniewski, nie jest prawdą, że przebywa w areszcie domowym. Biernacka, Tiszkowska i Paniszewa zdołały w ubiegłym roku opuścić Białoruś dzięki staraniom polskich władz. To był bilet w jedną stronę. Na Białoruś - mimo że są jej obywatelkami - nie mogą wrócić. Sprawa Andrzeja Poczobuta i "chory sędzia" Andrzej Poczobut przetrzymywany jest w areszcie od 18 miesięcy. W ubiegłym tygodniu okazało się, że jego proces nie rozpocznie się - jak zapowiadano wcześniej - 28 listopada. - Oficjalnie podano, że powodem jest choroba sędziego - mówi Zaniewski. Nie ma dalszych informacji w tej sprawie. Poczobut został oskarżony o "podżeganie do nienawiści na tle religijnym i narodowościowym", w tym o działania o znamionach "rehabilitacji nazizmu", a także wzywanie do sankcji. W październiku został wpisany na białoruską "listę terrorystów". Czytaj też: Kilkanaście tysięcy zł dofinansowania. Czy ty też możesz z niego skorzystać?