Władze Białorusi chcą pozbawić obywatelstwa osoby, które wyjechały za granicę i zostały skazane za "ekstremizm". Przywódca reżimu Alaksandr Łukaszenka utrzymuje, że to pomysł "wielu deputowanych i obywateli". To oni mieli mu proponować, by spojrzeć na "tych, którzy wyjechali za granicę i działają na szkodę państwa i narodu, popełniając przestępstwa". Karta Polaka. "Czy oni po prostu zbłądzili" Autokrata chce też zająć się osobami, które posiadają Kartę Polaka, czyli dokument wydawany przez polskie władze, który zapewnia przywileje na terenie Rzeczpospolitej Polskiej. "Powinniśmy wyjaśnić, czy to są obywatele Białorusi, czy oni po prostu zbłądzili, wzięli tę kartę jakby przypadkowo, czy mają inną orientację" - powiedział Łukaszenka podczas narady poświęconej projektowi nowelizacji ustawy o obywatelstwie. Rzecznik Ministerstwa Spraw Zagranicznych Łukasz Jasina mówi nam wprost o prześladowaniu Polaków. - Oświadczenie Alaksandra Łukaszenki to ciąg dalszy jego polityki, traktującej zamieszkujących Białoruś Polaków jako ofiary, i ich prześladowań - komentuje Jasina. Marek Zaniewski, wiceprezes Związku Polaków na Białorusi zwraca uwagę na duże znaczenie symboliczne Karty Polaka. - Dla większości Polaków mieszkających na Białorusi to bardzo ważny dokument, potwierdzający ich polskie pochodzenie. Znam wiele osób, które są po prostu dumne z tego, że mają jakiś polski dokument. Później myślą o profitach, jakie ta karta daje - wskazuje w rozmowie z Interią. Profity pojawiają się już w momencie wyjazdu do Polski. - Karta Polaka taki wyjazd ułatwia, dzięki niej wiza jest bezpłatna - dodaje Zaniewski. Na Białoruś nie jedź, z Białorusi wracaj A Polska dla wielu osób zamieszkujących Białoruś, nie tylko Polaków, stała się celem migracji. Trend ten uwidocznił się po 2020 roku. Wtedy na Białorusi odbyły się wybory prezydenckie. Ich wyniki, według których zwyciężył Alaksandr Łukaszenka, przez wiele krajów - w tym państwa Unii Europejskiej - nie zostały uznane. Białorusini w geście sprzeciwu masowo wyszli na ulice. Reżim brutalnie tłumił protesty, a ich uczestników spotkały represje. Wielu postanowiło opuścić swój kraj. Polska stała się schronieniem dla prześladowanych aktywistów. Dziś nasze MSZ odradza wszelkie podróże do Republiki Białorusi, a tym obywatelom RP, którzy na terytorium naszych wschodnich sąsiadów przebywają, zaleca wyjazd. Sytuacja jest niespokojna i niestabilna, a oliwy do ognia dolewa wojna w Ukrainie. Łukaszenka otwarcie popiera działania Putina, polskie władze murem stoją za Ukrainą. Ale niechęć białoruskiego przywódcy do Polski to nie kwestia ostatnich sześciu miesięcy. "Łukaszenka Polaków bardzo nie lubi" - Łukaszenka i jego otoczenie są skrajnie antypolscy od dłuższego czasu, choć nie zawsze było to widać w tak bezpośredni sposób - komentuje w rozmowie z Interią Agnieszka Romaszewska-Guzy, dyrektor Biełsat TV. Jak mówi, przywódca reżimu Polaków bardzo nie lubi, uważa za element niewłaściwy i buntowniczy. - W czasie różnych epizodów ociepleń naszych stosunków z Białorusią nigdy nie udało się wynegocjować nawet pięciu dodatkowych miejsc w tamtejszych polskich szkołach. Takie były dwie - w Wołkowysku i Grodnie, i zawsze był tam problem z miejscami - zauważa dyrektor Biełsat TV. I dodaje gorzko: - Problemu już nie ma, bo szkół nie ma. Od września zostały przekształcone w rosyjskojęzyczne placówki. Andżelika siedziała za Kaziuki O tym, że Polacy są na Białorusi prześladowani, mówi też Marek Zaniewski. Nie musi daleko szukać przykładów - szefowa organizacji, której on sam jest wiceprezesem, Andżelika Borys spędziła w białoruskim więzieniu ponad rok. Postawiono jej - absurdalne, biorąc pod uwagę działalność Borys - zarzuty dotyczące podżegania do nienawiści na tle etnicznym oraz rehabilitacji nazizmu. Groziło jej od pięciu do 12 lat więzienia. Początkowo, gdy ją aresztowano, zarzucano jej organizację masowej imprezy bez zezwolenia. Chodziło o Kaziuki, tradycyjny jarmark, który Związek Polaków na Białorusi organizował co roku. Prezes ZPB została wypuszczona 25 marca 2022. Andrzej na rozprawę czeka półtora roku - Andżelika Borys w więzieniu już nie jest, ale nadal ma sprawę karną, jej status w każdej chwili może się zmienić - wskazuje Zaniewski. Jak dodaje, martwi go też sytuacja Andrzeja Poczobuta, dziennikarza i aktywnego działacza mniejszości polskiej na Białorusi. - Andrzej przebywa w więzieniu już prawie półtora roku. Wkrótce odbyć ma się rozprawa sądowa. Poczobutowi grozi do 12 lat więzienia. Niestety nic nie zapowiada, że ta sytuacja może się jakoś pozytywnie rozstrzygnąć. To nas wszystkich bardzo niepokoi. W więzieniu siedzi niewinny człowiek - mówi Zaniewski. I to w białoruskim więzieniu, a tam - według relacji białoruskiego opozycjonisty Dzianisa Urbanowicza, przytaczanej przez portal Bełsat - jest straszniej niż na wojennym froncie. Kontakt z Poczobutem jest bardzo utrudniony. - Porozumiewamy się za pomocą listów, ale wiadomo, że zanim te trafią do Andrzeja, przechodzą też cenzurę. Mimo to wiemy, że Andrzej trzyma się bardzo dzielnie, jest nastawiony bojowo. Szykuje się do swojej obrony - relacjonuje nam Zaniewski. Na Pawła za wszelką cenę coś znaleźć Teraz do więzienia trafił też Białorusin Paweł Mażejka. - Aktywny dziennikarz, historyk, mój współpracownik i bliski przyjaciel. Założył i prowadził centrum kultury w Grodnie, był postacią znaną w mieście - mówi Interii Agnieszka Romaszewska-Guzy. Najbliższa rodzina Mażejki wyjechała do Polski, on sam jednak chciał wracać. - Rozmawiałam z nim latem. Wszyscyśmy go namawiali, żeby został w Polsce. Powtarzał, że bardzo lubi tutaj podróżować, ale nie chce tu mieszkać na stałe. Że jego miejsce jest w Grodnie - opowiada Romaszewska-Guzy. I tak po wakacjach Paweł Mażejka wrócił na Białoruś. Wtedy go zatrzymano. Postawiono mu zarzuty karne, został przeniesiony do aresztu śledczego. O co jest oskarżany? Nie wiadomo. I nie jest to podawane też ze względu na adwokatów. - W czasie ostatnich osiemnastu miesięcy na Białorusi zwolniono około 100 adwokatów, którzy bronili oskarżonych w sprawach politycznych. Tam już prawie nie ma kogo prosić o pomoc w tych kwestiach, bo ludzie tracą pracę jeden za drugim - mówi dyrektor Biełsat TV. Jak się dowiadujemy, przeszukania przeprowadzono niemal u całej rodziny zatrzymanego dziennikarza. - U siostry, u teściów siostry, u rodziców teściów siostry. Wygląda na to, że służby za wszelką cenę chcą coś na niego znaleźć - kwituje Romaszewska-Guzy. Tymczasem na Białorusi zapadają kolejne wyroki. O Marfie mówią, że gangsterka Marfę Rabkową ze zlikwidowanego centrum praw człowieka Wiasna sąd w Mińsku skazał na 15 lat więzienia. Razem z nią kary od pięciu do 17 lat pozbawienia wolności usłyszało jeszcze dziewięć osób. Według białoruskiej prokuratury Rabkowa miała należeć do grona "organizatorów i przywódców zorganizowanych grup przestępczych, posiadających autonomiczne komórki w regionach Białorusi". Marfa przed zatrzymaniem we wrześniu 2020 r. zajmowała się monitoringiem protestów i dokumentowaniem przemocy i tortur wobec ich uczestników. Szacuje się, że w białoruskich więzieniach przebywa ponad 1250 więźniów politycznych. Liczba ta rośnie. Justyna Kaczmarczykjustyna.kaczmarczyk@firma.interia.pl