Od środowego popołudnia nie ustają domysły, spekulacje i podejrzenia, co tak naprawdę wydarzyło się w obwodzie twerskim. Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej oficjalnie wszczął postępowanie w związku z "naruszeniem zasad bezpieczeństwa ruchu drogowego oraz funkcjonowania transportu lotniczego". Powiązany z wagnerowcami kanał "Szara Strefa" przedstawił tezę o zestrzeleniu samolotu Prigożyna. Podobną informację podał amerykański Instytut Studiów nad Wojną. Dowodem mają być nagrania z momentu katastrofy i relacje świadków, którzy mówili o dwóch wybuchach i smugach kondensacyjnych. Sugerujące to komentarze pojawiają się na opublikowanych w środę filmach. Faktem jest, że późnym wieczorem część rosyjskich mediów zaczęła wspomniane nagrania albo przycinać, albo wycinać z nich dźwięk. Radosław Sikorski o Putinie: Szef mafii Wątpliwości co do śmierci Prigożyna oraz tego, kto za nią stoi, nie ma Radosław Sikorski. - Sytuacja jest dość jasna. Putin go zlikwidował - mówi w rozmowie z Interią. - Nie jest możliwe, żeby to się działo bez wiedzy Putina. Rozkaz użycia obrony przeciwlotniczej na terytorium Rosji musiał podjąć dowódca sił powietrznych, a zrobiłby to tylko na rozkaz głowy państwa - dodaje. Zdaniem Sikorskiego Władimir Putin opanował sytuację jedynie chwilowo. - Na krótką metę będzie porządek. Na dłuższą, większy chaos. Oni się wszyscy przekonali, że słowu, gwarancjom danym przez szefa mafii, nie można ufać - podkreśla były szef resortu spraw zagranicznych. "Gwarancje" w stylu wschodnim Prigożyn gwarancje otrzymał po tzw. puczu 23 czerwca. Jego żołnierze wycofali się wówczas z pozycji na froncie w Ukrainie. Sam szef Grupy Wagnera twierdził, że wypowiada Rosji posłuszeństwo, bo podlegli Kremlowi żołnierze ostrzelali obóz szkoleniowy jego grupy. Wagnerowcy ruszyli na Rostów nad Donem. Zajęli miasto i 24 czerwca rozpoczęli tzw. "marsz na Moskwę". W tym samym czasie rosyjska stolica była barykadowana, mer poinformował o wdrożeniu działań antyterrorystycznych, a na ulicach pojawiły się wyposażone w pojazdy opancerzone oddziały Gwardii Narodowej. Jednocześnie Federalna Służba Bezpieczeństwa wszczęła przeciwko Prigożynowi postępowanie karne w związku z "podżeganiem do zbrojnego buntu". Wówczas pojawił się nowy bohater tej historii - Alaksandr Łukaszenka. Białoruski dyktator pośredniczył w negocjacjach pomiędzy szefem wagneroców a władzami na Kremlu. Rezultat był taki, że Putin zgodził się nie karać Prigożyna. Z kolei Grupa Wagnera odstąpiła od "puczu" i skierowała się na Białoruś. Tam Łukaszenka - jak sam zapewniał - "zagwarantował" im "całkowite bezpieczeństwo". Dokładna treść układu pomiędzy Putinem i Prigożynem nie jest znana, ale wiadomo, że w ostatnim czasie wagnerowcy zintensyfikowali działania w Afryce, a w okolicach Mińska szef organizacji przebywał raczej rzadko. Od buntu na froncie minęły równo dwa miesiące, kiedy samolot Prigożyna rozbił się w obwodzie twerskim. Razem z szefem Grupy Wagnera zginęło dziewięć osób, w tym dwie z bezpośredniego kierownictwa organizacji. Byli to: Dmitrij Utkin, który zarządzał operacjami wojskowi grupy, a więc kierował jej bezpośrednią aktywnością oraz Walerij Czekałow, powiązany z szeregiem spółek, które zapewniały finansowanie wagnerowcom. Zatem w środę 23 sierpnia, Grupa Wagnera straciła wszystkie najważniejsze osoby odpowiadające za funkcjonowanie organizacji w polityczno-wojskowym systemie Rosji. *** Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!