Najwyższe ryzyko podczas startu i lądowania. "Samolot nagle dostaje w ogon"
Światem wstrząsnęła tragedia, do której doszło tuż przy waszyngtońskim lotnisku. To trzeci raz w ciągu dwóch miesięcy, kiedy giną pasażerowie samolotu. Jak mówi Interii ekspert lotniczy Grzegorz Brychczyński, ryzyko wypadku jest najwyższe podczas startu i lądowania, szczególnie na lotniskach położonych nad brzegami mórz i oceanów. Samolot nagle "dostaje w ogon". Uderzenie prądu powietrza podnosi go w górę, albo wali nim o ziemię.

Nocą ze środy na czwartek pod Waszyngtonem doszło do katastrofy lotniczej, gdzie wojskowy śmigłowiec Black Hawk zderzył się z samolotem pasażerskim Bombardier CRJ 700 linii American Airlines. Liczba ofiar rośnie, a wraz z nią pojawiają się pytania, jak to możliwe, że w sercu Stanów Zjednoczonych doszło do tej tragedii? I czy samolot wciąż pozostaje najbezpieczniejszym środkiem transportu?
- Wszelkie międzynarodowe i krajowe statystyki dotyczące wypadkowości w transporcie wskazują, że samolot jest najbezpieczniejszym środkiem lokomocji - podkreśla w rozmowie z Interią Grzegorz Brychczyński, ekspert lotniczy. Jak tłumaczy, wypadki lotnicze najczęściej zdarzają się na lotniskach, przy starcie i podejściu do lądowania.
Niebezpieczne lotniska. "Samolot nagle dostaje w ogon"
Pasażerom strachu napędzają także tzw. "turbulencje bezchmurnego nieba". Specjaliści określają tak sytuacje, kiedy samolot, w związku z nagłym ruchem powietrza i zmianami klimatycznymi, nagle wpada w silną turbulencję, choć na radarze nie widać ostrzeżeń o zmianach pogodowych.
Niebezpieczeństwo wzrasta też na lotniskach położonych w pasach przybrzeżnych mórz i oceanów. Ekspert lotniczy wskazuje dwa takie niebezpieczne miejsca na świecie: w Europie na Gibraltarze oraz w Afryce w Hurgadzie. - Groźne sytuacje zdarzają się także na innych lotniskach, gdzie mamy odziaływanie bryzy morskiej i mogą wystąpić uskoki wiatru. Samolot może lądować prawidłowo, zgodnie z komendami, a nagle "dostaje w ogon", to takie kolokwialne określenie na uderzenie prądu (powietrza - red.), które albo go podnosi w górę, albo wali nim o ziemię - mówi Brychczyński.
- Dziś mamy już radary, które potrafią wykryć uskoki wiatru, ale trzeba pamiętać, że to ciągle jest żywioł i mieć do niego szacunek - mówi ekspert lotniczy.
Badanie wypadków i katastrof lotniczych
Nad każdym zdarzeniem, wypadkiem i katastrofą lotniczą prowadzone są badania w oparciu o triadę wypadkową. Oznacza to, że rozpatrywane są trzy czynniki: człowiek, maszyna, pogoda.
Pogoda. Eksperci biorą pod uwagę zmiany kierunku wiatru, zmiany ciśnienia, turbulencje, nieprecyzyjne określenie warunków pogodowych. - To jest powiązane z czynnikiem ludzkim, np. pilot, nie wiadomo dlaczego, pakuje się we front burzowy, który powinien ominąć - wyjaśnia Brychczyński.
Maszyna. Podstawą do oceny sytuacji są zapisy z tak zwanych czarnych skrzynek i z innych rejestratorów, rozmów prowadzonych pomiędzy pilotami.
Dwa pierwsze elementy prowadzą wprost do trzeciego, jakim jest: czynnik ludzki. - To mogą być nieporozumienia w załodze, nieumiejętność co do podejmowanych decyzji, błędna ocena sytuacji. Na wszystko są procedury, ale to nie kamienne tablice, do każdej kwestii trzeba podchodzić z rozsądkiem. Dotyczy to również korzystania przez załogę ze sztucznej inteligencji, automatycznego pilota, GPS-u - tłumaczy specjalista.
- Statystycznie najsłabszym ogniwem w tej triadzie jest człowiek, co równocześnie jest zazwyczaj najtrudniejsze do zbadania - dodaje.
Łatwiej wygrać w lotto niż zginąć w wypadku samolotu
Mimo tragicznych wieści i obrazów z okolic waszyngtońskiego lotniska Ronalda Regana, liczby są jednoznaczne - latanie jest bezpieczne. Z danych Międzynarodowego Zrzeszenia Przewoźników Powietrznych (IATA) wynika, że w 2023 roku odnotowano 30 wypadków, zginęły 72 osoby (wszystkie w jednej katastrofie). Wypadek lotniczy zdarzał się więc raz na ponad 1,26 mln lotów, a ryzyko śmierci podczas lotu samolotem wyniosło 0,03 proc.
Oznacza to, że o wiele łatwiej trafić "szóstkę" w lotto niż zginąć w wypadku samolotu.
W 2022 roku ofiar było 158, a wypadków 42. Ryzyko śmiertelności wynosiło 0,11, a jeden wypadek przypadał na 1,3 mln bezpiecznych lotów. Dane wyglądają podobnie w przypadku średniej z ostatnich pięciu zaraportowanych lat.

Czy rok 2024 rzeczywiście był tak zły?
Raport IATA za rok 2024 nie został jeszcze opublikowany. Jednak już teraz można stwierdzić, że dane nie będą tak dobre jak w poprzednich latach. Rok 2024 bywa określany mianem czarnego roku dla transportu powietrznego. Tylko w grudniu doszło do dwóch katastrof, w których życie straciło ponad 200 osób. Według medialnych podsumowań ogółem zginęło ponad 300 pasażerów i członków załóg.
Grzegorz Brychczyński podkreśla jednak, że rok 2024 nadal zalicza się do bezpiecznych, na co wskazała Międzynarodowa Organizacja Lotnictwa Cywilnego, a statystykę ofiar wywindowały dwa grudniowe zdarzenia.
Pierwsze z 25 grudnia, kiedy samolot linii Azerbaijan Airlines, lecący do Czeczenii w południowej Rosji, rozbił się na zachodzie Kazachstanu. Śmierć poniosło 38 osób. Analizy wykazały, że samolot został uszkodzony przez rosyjski pocisk obrony przeciwlotniczej - w tym samym czasie trwał nalot ukraińskich dronów na miasto Grozny. Prezydent Azerbejdżanu wprost oskarżył Rosję o zestrzelenie samolotu.
Druga tragedia rozegrała się 29 grudnia w Korei Południowej. Tego dnia Boeing 737-800 linii Jeju Air, lądujący bez wysuniętego podwozia, uderzył w betonową konstrukcję na końcu pasa startowego, gdzie zainstalowano lokalizatory. Samolot natychmiast stanął w płomieniach. Spośród 181 osób znajdujących się na pokładzie uratowano tylko dwie.
Zobacz również:
-----
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!