Pechowa trzynastka
Bardziej opłaca się znosić zarzuty tchórzostwa, niż ryzykować osłabienie swej przewagi za sprawą debaty, której można uniknąć. Dlatego przecierałem oczy ze zdumienia, widząc, jak Rafał Trzaskowski złamał tę prostą zasadę i nawiązując do wezwania Karola Nawrockiego z końca marca (o którym wszyscy już zdążyli zapomnieć), zaprosił go na debatę do Końskich.

Trwające po trzy godziny słowne potyczki - dwie w piątek i jedna w poniedziałek - nie wyłoniły wyraźnego zwycięzcy. W debatach zresztą nie spotkali się wszyscy kandydaci - a jest ich ostatecznie 13.
Wprawdzie po głównej debacie w Końskich pracownia IBRiS przeprowadziła sondaż, wedle którego Rafał Trzaskowski miał wypaść lepiej niż Karol Nawrocki, a trzecie miejsce - w zastępstwie nieobecnego tam Sławomira Mentzena - przypaść miało Szymonowi Hołowni, ale bardziej oddaje to aktualny poziom popularności kandydatów niż ocenę występu danego polityka.
Nie ma też nic zaskakującego w tym, że poszczególne sztaby ogłosiły zwycięstwo swoich faworytów. Nie od dziś wszak wiadomo, że liczy się nie tyle merytoryczna analiza poszczególnych wypowiedzi, ile bardziej sugestywna narracja, zwykle ilustrowana kilkudziesięciosekundową migawką. Sztaby będą teraz wycinać odpowiednie fragmenty, aby bombardować nimi wyborców przez kolejne dni i tygodnie.
Błąd Trzaskowskiego
Jedna z podstawowych zasad prowadzenia kampanii prezydenckiej głosi: jeśli jesteś wyraźnym liderem sondaży, powinieneś unikać bezpośredniej konfrontacji z konkurentami tak długo, jak tylko się da. Bardziej opłaca się znosić zarzuty tchórzostwa, niż ryzykować osłabienie swej przewagi za sprawą debaty, której można uniknąć.
Dlatego w minionym tygodniu przecierałem oczy ze zdumienia, widząc, jak Rafał Trzaskowskizłamał tę prostą zasadę i nawiązując do wezwania Karola Nawrockiego z końca marca (o którym wszyscy już zdążyli zapomnieć), zaprosił go na debatę do Końskich.
Później zaś, jakby tego było mało, zgodził się na przekształcenie dyskusji 1 na 1 w spotkanie tych kandydatów, którym udało się akurat w piątkowy wieczór dotrzeć do Końskich. Zmiana nastąpiła tylko dlatego, że w TVP ktoś uznał, że taka wąska formuła nie powinna mieć miejsca w telewizji nazywającej się publiczną. Skądinąd słusznie, bo akurat w TVP debatować powinni wszyscy kandydaci, co ma mieć miejsce dopiero 12 maja.
I właśnie wtedy prezydent Warszawy powinien był się pojawić po raz pierwszy i ostatni w gronie takich postaci jak Marek Maciak czy Grzegorz Braun. Od początku było bowiem jasne, że jako lider sondaży, a zarazem główny kandydat obozu rządzącego, będzie celem ataków całej reszty pretendentów.
Najpewniej dopiero poświąteczne sondaże pokażą, ile Trzaskowski stracił na wykreowaniu debaty w Końskich.
Przy świątecznym stole Polacy będą się spierać o jego reakcję na tęczową flagę postawioną mu na pulpicie przez Nawrockiego, będą się też zastanawiać, czy w TV Republika nie pojawił się w poniedziałek bardziej ze strachu przed wpadką, czy też dlatego, że obawiał się pułapki, jaką mogli na niego zastawić jej dziennikarze.
Jednak to, że niemal wszyscy uczestnicy poniedziałkowej debaty nie kryli rozczarowania nieobecnością Trzaskowskiego, którego i tak uczynili głównym celem swoich ataków, jasno pokazał, że absencja była jedynym rozsądnym wyjściem. W przeciwnym razie negatywny efekt wyprawy do Końskich mógłby ulec spotęgowaniu.
Klątwa Stanowskiego
Poczynając od niezapomnianego Kazimierza Piotrowicza, który w 1995 r. promował wkładki do butów o cudownych właściwościach leczniczych, we wszystkich powszechnych wyborach prezydenckich w Polsce pojawiali się kandydaci zasługujący na miano egzotycznych. Opowiadam o nich w programie "Folklor prezydencki" na kanale "Dudek o Historii". Łączyło ich to, że otrzymywali ostatecznie grubo poniżej 100 tysięcy głosów, ale zarazem aż do dnia wyborów udawali poważnych kandydatów do prezydentury.
Z udawaniem postanowił skończyć dopiero przy okazji tegorocznych igrzysk prezydenckichdziennikarz Krzysztof Stanowski. Żaden z ponad 70 ludzi, startujących w powszechnych wyborach prezydenckich od czasu ich wprowadzenia w 1990 r., nie zrobił tyle dla obnażenia absurdów tej instytucji, co założyciel Kanału Zero. Najpierw sam, mając problemy ze zgromadzeniem 100 tysięcy podpisów, nagłośnił sprawę czarnego rynku list z podpisami, istniejącego w Polsce w najlepsze od końca ubiegłego wieku.
Wykazał też, że zastosowanie rejestracji internetowej radykalnie ułatwiłoby weryfikację poparcia udzielanego kandydatom i wyeliminowało nadużycia, jakie umożliwiają anachroniczne listy papierowe. Po rejestracji zaś Stanowski w kolejnych występach jasno pokazujeiluzoryczność deklaracji kandydatów, licytujących się w składaniu obietnic, których w istniejącym systemie politycznym nie będą w stanie zrealizować, nie mając za sobą poparcia parlamentarnej większości i wyłonionego przez nią rządu.
Stanowski stawia sprawę uczciwie, apelując każdorazowo, aby na niego nie głosować. Podejrzewam jednak, że i tak nie zajmie 18 maja ani ostatniego, ani nawet przedostatniego miejsca. Nie wykluczam oczywiście, że wycofa się z kandydowania tuż przed pierwszą turą, podobnie jak to w przeszłości czyniło wielu kandydatów, zawiedzionych znikomym sondażowym poparciem, pragnąc w ten sposób uniknąć kompromitacji.
Ta ostatnia akurat Stanowskiemu nie grozi - on jako pierwszy zrealizował już stawiany sobie cel. Happening Stanowskiego nie doprowadzi oczywiście w najbliższym czasie do reformy konstytucyjnej i likwidacji igrzysk prezydenckich. Zbyt wielu Polaków (z badań wynika że jest ich około 80 proc.), wciąż jest bowiem przekonanych, że warto co pięć lat dodatkowo polaryzować narodową wspólnotę, tylko po to, aby wyłonić "wielkiego hamulcowego".
Tak bowiem należy nazywać prezydenta RP w świetle jego obecnych konstytucyjnych uprawnień, z których jedynym istotnym pozostaje prawo weta ustawodawczego. Mam jednak (niewielką) nadzieję, że ta swoista klątwa Stanowskiego, za jaką uważam jego prowokacyjny udział w wyborach prezydenckich, w dłuższej perspektywie czasu okaże się inspiracją dla rosnącej liczby obywateli dostrzegających, że mamy do czynienia z wadliwą konstrukcją władzy wykonawczej.
Koniec koalicji?
Przebieg dotychczasowych debat pokazał, że dwaj główni prawicowi kandydaci, czyli Sławomir Mentzen i Karol Nawrocki, wciąż przestrzegają paktu o nieagresji. Wprawdzie podczas poniedziałkowej debaty w TV Republika Nawrocki wydawał się nieco zaskoczony powtarzaniem przez Mentzena, że tylko on ma szansę wygrać z Trzaskowskim w drugiej turze, ale najwyraźniej sztab nie przygotował go na taką sytuację i nie miał na to wyuczonej odpowiedzi, które pozostają jego specjalnością.
Na tym tle znacznie gorzej wyglądała sytuacja wśród kandydatów obozu rządzącego. Podczas debaty w Końskich bardzo wyraźnie było widać, że zarówno Magdalena Biejat, jak i Szymon Hołownia, nie stosują żadnej taryfy ulgowej wobec Rafała Trzaskowskiego. Jednak pojawiające się już komentarze, że doprowadzi to do poważnego kryzysu w koalicji rządowej, wydają się przedwczesne.
Rzeczywistym testem dla jej spójności będzie dopiero zachowanie tych kandydatów po pierwszej turze. Jeśli bowiem Biejat, a zwłaszcza mający szansę na znacznie od niej lepszy wynik Hołownia, nie poprą jednoznacznie kandydata Koalicji Obywatelskiej, wówczas może to rzeczywiście doprowadzić do poważnego kryzysu koalicyjnego. Zwłaszcza gdyby Trzaskowski przegrał 1 czerwca.
W kampanii prezydenckiej nastąpi teraz najprawdopodobniej świąteczno-majówkowe spowolnienie, po którym czekać nas będzie jej gwałtowne przyspieszenie w pierwszej połowie miesiąca. To właśnie wtedy rozstrzygnie się coraz bardziej zacięta, choć mało widowiskowa, rywalizacja między Nawrockim i Mentzenem o wejście do drugiej tury, co pozostaje największą zagadką tej fazy igrzysk prezydenckich.
W jej cieniu będzie trwał pościg Hołowni za trzecią lokatą, stanowiący obecnie największy problem kandydata Konfederacji. Wyraźnie bowiem widać, że marszałek Sejmu postanowił odzyskać część swoich zwolenników, których Mentzen przeciągnął na swoją stronę na początku roku.
Antoni Dudek
----
Bądź na bieżąco i zostań jednym z 200 tys. obserwujących nasz fanpage - polub Interia Wydarzenia na Facebooku i komentuj tam nasze artykuły!